Guzior: Nie szukam wrażeń po mieście. Wszystko już tam widziałem (WYWIAD)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
guzior

To zwykle nie rokuje najlepiej, jak masz się spotkać z ziomalem, który z założenia unika wywiadów. Zwłaszcza, gdy pretekstem jest utwór nagrany we współpracy z marką. Ale rozmowa z Guziorem – po premierze singla Chabo stworzonego z Vito Bambino w ramach kampanii Tak to robię dla Ballantine’s, inspirującej do podążania własną ścieżką – okazała się dawać wejrzenie w mindset wrocławskiego rapera poza płytami i numerami. Czy rzeczywiście jest tak, że dobre dni nie kształtują, tylko hardcorowe?

Poważną masz awersję do tych wywiadów. Parę osób na scenie unika rozmów z dziennikarzami jak ognia, każda ma swoje motywacje – jakie są twoje?

Nie bardzo czuję, żebym mógł powiedzieć coś ciekawego. Jestem zwykłym, hermetycznym ziomalem. Pogadajmy i zobaczymy.

Generalnie funkcjonujesz na własnych zasadach, chociaż mogłoby się wydawać, że popularność wymaga kompromisu. 

Wydaje mi się, że chodzi o jakość. Nie każdy ma świadomość, jak to wygląda od kuchni, ale nigdy nie robiłem niczego na odpierdol. Cyzeluję teksty, dbam o niuanse, skupiam się na detalach. 

Zostałeś na własnych śmieciach we Wrocławiu. Nie kusiły cię możliwości, jakie oferuje stolica; albo uroki salonów? 

Zapadła już ta decyzja, ale ja się wolno aklimatyzuję. Chciałbym mieć luz z chatą i karierą. Jakbym miał teraz jechać do Warszawy i nagrywać płytę, to by się nie wydarzyło. Muszę wcześniej przyzwyczaić się do ścian, w których będę spał. Teraz mam taki azyl, gdzie mogę tworzyć; i jest dobrze.

Poza tym – szczerze ci powiem, że chyba się wyszumiałem. Towarzyskie życie i blichtr stolicy średnio mnie ciągną. Co – mam się tam wyświetlać? Jaram się, jak przyjeżdżam, ale nawet, gdybym był na miejscu, wychodziłbym na miasto może raz na miesiąc, a potem spadałbym do siebie. Jestem z Wrocławia i zobaczysz tu praktycznie to samo. Może mordy są mniej znane.

Długo się mówiło o klątwie Wrocławia; że talenty zawsze były na tej scenie, ale lokalnego sufitu nie udawało się przebić. W ostatnich latach coś się jednak ruszyło – choćby dzięki tobie. Jak to wygląda na miejscu?

Wiele karier zakończyła pycha i przekonanie, że można sobie puszczać album co dwa lata i mieć wyjebane. O, sam wpisuję się w ten schemat. A tak zupełnie serio – nie wydaje mi się, żeby chodziło o jakąś klątwę. Ludzie się opierdalali po prostu. 

Zupełny off-topic, ale właśnie skończyłem Wielką wodę, a skoro gadamy o Wrocławiu – zapisała ci się powódź w pamięci?

Kojarzysz ulicę Pułaskiego? Tam jest taka żółta i zelona plomba. Mieszkałem w tej żółtej. Woda dochodziła do tego kościoła w kierunku Galerii Dominikańskiej. Nie pamiętam dokładnie z kim, ale płynąłem w tych rejonach pontonem. Później mnie ktoś odebrał i ruszyliśmy do Wieruszowa, rodzinnego miasta mojej mamy. To wszystkie wspomnienia, bo chyba byłem za młody.

Zostawmy Wielką wodę i przejdźmy jeszcze – klasycznie – do zamuły. Bo w twoim kontekście zawsze wracają pytania o niską aktywność wydawniczą. Z czego wynika to, że nie robisz raczej nadpodaży nagrań?

Kwestia osobowości. Metoda pracy jest taka, że spinam sie przez kilka miesięcy, a później, jak zaczynają owoce spadać, odpuszczam sobie. To bardzo ludzkie, że jak masz zaspokojone podstawowe potrzeby – miłość, pieniądze, wakacje, dobre wino, to przestaje ci się chcieć. Wrzucam na zbyt duży luz i doprowadzam w ten sposób do sytuacji, której bardzo nie lubię – zamulam tak długo, że potem muszę zapierdalać. Ale nowa płyta w nowym roku fosho, szefie!

Wjeżdża ci presja oczekiwań? Jak reagujesz na pompowanie balonika?

Czasami łapię się na tym, że jak długo nie puszczam płyty, to mam małą tremę. Teraz, jak wyszły featy z Louisem i Vito, czułem się, jakbym wjeżdżał z pierwszymi numerami. 

guzior vito

O tym jest wspomniany numer z Vito Bambino – Chabo zrealizowany w ramach projektu Tak to robię dla Ballantine’s. Zdziwiła mnie twoja współpraca z marką, ale może to dlatego, że – mimo mainstreamowych zasięgów – nie wyskakujesz z lodówki.

Pojawił się niedobry trend, że nieważne, jakie gówno robisz – ważne, żebyś był w tym krzykliwy, a zgarniesz swoje propozycje. Dlatego wychodzą quasi-discopolowe rzeczy, ale słuchacze potrzebują artystów, którzy stoją z boku i skupiają się na muzyce, a nie robią spożywkę czy inne gówna. Nie chciałbym sprowadzać wszystkiego do Chabo, ale jest to przejaw czujności marki.

W środowisku na przestrzeni lat zmieniało się podejście do komercyjnych romansów. Z twojej perspektywy – da się w ten sposób zrobić sztukę?

Pewnie, że tak. Dowodem jest mój numer z Vito. PRO8L3M z Brodką… kawał dobrego utworu. Chmura Pezeta – dziesięć na dziesięć. Zwłaszcza, jak masz z tyłu głowy, że to reklama.

Powiem ci, że nagrywanie z Vito to była przyjemność. Zajebista mordka, otwarty łeb, dużo wspólnych tematów. Zanim zaczęliśmy pisać numer, wpadł do Wrocławia, pogadaliśmy i był vibe. 

Wyszło tak, że dostaliśmy beat od Favsta, nawinąłem zwrotkę – osiem wersów, Vito odesłał jakieś dwa wersy, ja mu odesłałem moje trzy, on – cztery, ja mu znowu dwa i tak zlepił się kawałek. Tematem tej kampanii jest Tak to robię, co potraktowałem jako wyzwanie 

Wspominałeś o numerze Żar PRO8L3MU z Brodką. Wjechała atmosfera korespondencyjnej rywalizacji z Oskarem, skoro to ta sama kampania?

Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Szczerze ci mówię. Nigdy nie myślałem o przebijaniu Oskara. Raczej zawsze jarałem się jego rapami. Tak samo, jak piosenkami Brodki. Jaki tytuł miała ta płyta z kolorową okładką? Granda, bardzo lubię.

Masz taką intrygującą linijkę w Chabo: Nie patrz mi w oczy, tylko na dorobek. Rozwiniesz? To jest o tym, że trzeba oddzielać Guziora-rapera od Guziora-człowieka?

Nie ma takiego podziału... Aż zacząłem się zastanawiać, czy nie przekoloryzowuję w tekstach i chociaż na pewno się to zdarzyło – stawiam na autentyczność. W takim trybie, że masz mieć ciekawe życie rapera, można długo nie pociągnąć. Słuchacze i tak wiedzą, że jestem z ciężkich klimatów. Kiedyś robiłem z tego bekę, dzisiaj trochę mniej. Staram się mieć dojrzałe podejście; gadać o zwykłych rzeczach w zajebisty sposób.

Guzior

Jeśli chodzi o to odbicie od ekstremalnych sytuacji, Future miał moment, że cykał się przyznać do rzucenia leanu w obawie przed reakcją słuchaczy. Wyobrażasz sobie taką pętlę, że trudno ci zrezygnować z czegoś, co jest dla ciebie destrukcyjne, ponieważ to stanowi oś twojej twórczości?

Na maksa. Boję się, że może na tym stracić sztuka, ale z drugiej strony – treści zaczęły się u mnie zmieniać w naturalny sposób. Widać to nawet po tym numerze z Vito. Moja muzyka stała się dojrzalsza.

Jak sam spoglądasz wstecz – powiedzmy – do czasów ylloM, na ile znaczącą ewolucję sam u siebie dostrzegasz?

Stary, kilka miesięcy temu wróciłem do ylloM i jestem zachwycony, co ja tam pisałem, chociaż dzisiaj nawinąłbym lepiej te numery. To, jakie miałem wtedy linijki, wynikało chyba z tego, że ja żyłem rymami; szedłem i rymowałem wszystko do wszystkiego; freestyle’owałem opór. 

Tak że ylloM jest zajebiste, ale już Evil Twin wydaje mi się przejściowym materiałem między tym, co robiłem, a tym, co naprawdę chciałem robić. Przede wszystkim na poziomie nawijania, bo jak tego słucham, to zupełnie nie pasuje mi flow. Złe wejścia w beat, dużo rzeczy, które bym poprawił… Wszedłem w mainstreamowy klimat, Ale sama płyta siadła, okazała się przełomowa.

A masz zaplanowaną dynamikę przyszłych zmian czy spontanicznie do tego podchodzisz? Na zasadzie, że z numerami jest jak ze zdjęciami – chwilę wcześniej albo chwilę później kadry wyglądałyby inaczej.

Zawsze podchodzę na czuja. Dlatego tak bardzo lubię nagrywać na chacie. 

Przy tym domatorskim trybie pracy w hermetycznym środowisku nie brakuje zewnętrznego bodźca; fermentu czy konfrontacji, które bywają inspirujące?

Ziom, od szesnastego roku życia przeżyłem tego tyle, że jestem uczulony na ferment. Nie inspirują mnie takie rzeczy. Teraz w trakcie robienia płyty jeżdżę w góry. Oprócz tego fantastyczne mordki i wystarczy.

Najważniejsze jest utrzymanie klimatu i entuzjazmu. Faktyczne bycie w tym. Żeby mieć trzydzieści, czterdzieści czy pięćdziesiąt lat i pozostać cool ziomalem, ale być też dojrzałym typem. Wierzę, że da się to połączyć. Może to duże wyzwanie, ale na chuj to życie, jak masz się rozbić o rzeczy, które wpędzają cię w dolinę?

Tekst powstał we współpracy z marką Ballantine's.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.
Komentarze 0