Lepszego momentu na wyeliminowanie Barcelony nie ma i zapewne nie będzie. Ani Piotr Zieliński, ani Arkadiusz Milik nie dotknęli jeszcze ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Okazja niepowtarzalna, trzeba tylko poradzić sobie z ciężarem rywalizacji na Camp Nou.
To stadion mekka, który mocno działa na wyobraźnię. A tym bardziej tę dziecięcą. Arkadiusz Milik do dziś pamięta jak w młodości dwie noce z rzędu śniło mu się jak biega po przepięknej, zielonej murawie Camp Nou. To pewne marzenie, które zostało z nim do teraz. I co najlepsze – wcale nie wynikało z tego, że kibicował Blaugranie.
„Zawsze bardzo podobała mi się liga hiszpańska, ale sam stadion nie zrobił takiego wrażenia w telewizji jak choćby obiekty w Anglii. Po prostu płyta zawsze była tam piękna. Przyszedł taki moment za dzieciaka, że bardzo mocno chciałem tam zagrać. Powtarzałem to sobie i kiedyś mi się to przyśniło. A drugiego dnia powtórzył się ten sam sen jak biegam po Camp Nou. Gdy później mogłem wejść na nią jako zawodnik Ajaksu, tamten moment sprawił mi wiele radości. Nagle sen zamienia się w rzeczywistość” – opowiadał nam Arkadiusz Milik, gdy dyskutowaliśmy o tym dwumeczu z wicemistrzem Hiszpanii.
Wygląda na to, że jednak polski napastnik nie odegra w stolicy Katalonii pierwszoplanowej roli. Nie spodziewalibyśmy się go na boisku w większym wymiarze czasowym, bo jest już jedną nogą poza Napoli i raczej nie wiąże przyszłości z tym klubem. Chęć zmiany środowiska mocno nie spodobała się szefom klubu. Wszystko jednak zdeterminuje rezultat spotkania, bo jeśli neapolitańczycy będą potrzebowali bramek, z pewnością zobaczymy Milika z ławki rezerwowych. Aurelio De Laurentiis może być zdenerwowany, ale to nie oznacza, że Gennaro Gattuso go skreślił. Był wściekły na jego występ z Interem (0:2), ale tu liczy się wspólny sukces. Gdyby na przykład Włosi weszli do kolejnej rundy, również spoglądałby w kierunku Polaka, który przecież jest z drużyną w Barcelonie. Tym bardziej lekkie problemy zdrowotne Lorenzo Insigne sprawiają, że musi brać go pod uwagę.
Skądinąd, bardzo prawdopodobne, że skomplikuje się potencjalny transfer Arkadiusza Milika do Juventusu po zwolnieniu Maurizio Sarriego. To ten trener był wielkim zwolennikiem tego ruchu, a dyrektor sportowy Fabio Paratici popierał tę kandydaturę. Teraz po klęsce w Champions League Sarriego nie ma już na stanowisku, a dni Paraticiego również wydają się policzone. To mogłoby całkowicie namieszać w temacie przyszłości polskiego napastnika.
Pewni możemy być natomiast występu od początku Piotra Zielińskiego – nietykalnego w talii Gennaro Gattuso. W pierwszym spotkaniu to jego asysta pozwoliła zdobyć bramkę Napoli i zremisować 1:1. On też ma tu wiele do ugrania, tym bardziej że to piłkarz niezwykle ceniony w Barcelonie. Ludzie w gabinetach Katalończyków nawet wypytywali o przyszłość polskiego rozgrywającego i sondowali warunki, jakimi związany jest z Neapolem.
On z kolei za dzieciaka wspierał Real Madryt, ale takie sympatie dawno wygasły, głównie wraz z wejściem do poważnej piłki pełnej dużych nazwisk. Nie jest tak, że Zieliński wyczekuje na ich mecze albo śledzi ze szczególnym sentymentem wyniki. Jak to dziecko – był zakochany w młodych latach w Zinedine Zidanie oraz Ronaldo. Ale nie tylko, jego wielkimi inspiracjami byli również Rivaldo czy Ronaldinho, których plakaty miał nad łóżkiem. To ich akcje miał w głowie, kiedy wychodził na boisko w Ząbkowicach Śląskich.
Jak można zauważyć, w Napoli wielkiego strachu przed Barceloną nie ma. Wiedzą, że są na takim poziomie, że mogą zatrzymać każdego. Tym bardziej w pojedynczym meczu, gdy sprawa jest otwarta. Nie zamierzają też ograniczać się jedynie do pilnowania Argentyńczyka. „Barcelona to nie tylko Messi, ale wiadomo, że nie można na sekundę spuścić go z oka. W tym pierwszym spotkaniu tylko raz rozpoczął akcję, poklepali nas i zremisowali. To praktycznie była jedyna taka sytuacja, kiedy daliśmy im zagrać w swoim stylu. Co do samej jego klasy – super móc z nim rywalizować, to jeden z najlepszych piłkarzy w historii” – mówił nam Piotr Zieliński.
Po tym pierwszym spotkaniu miał okazję porozmawiać chwilę z Ivanem Rakiticiem. Panowie znają się już z letniego tournee po Stanach Zjednoczonych, kiedy rozegrali dwa sparingi. Zieliński wtedy zagadał go i zaproponował wymianę koszulkami. Od teraz ucinają sobie krótkie pogawędki po kolejnych spotkaniach. „Podszedłem do niego, bo bardzo cenię jego umiejętności. Miałem już jego koszulkę, ale wiadomo, że ta z gwiazdkami Ligi Mistrzów i plakietką z liczbą pucharów ma już inną wartość. To trochę inny typ piłkarza niż ja, ale mamy podobne pozycje i podobne zachowania na boisku. Może nie wzoruję na nim, ale często oglądam jego grę i lubię, jak się porusza. Cenię go, bo wygrał już wiele w swojej karierze” – opowiadał rozgrywający, gdy pytaliśmy, czy widzi kogoś podobnego do siebie w ekipie Katalończyków.
Na Camp Nou znów będą skazani na rywalizację, bo Rakitić wyjdzie od początku jako defensywny pomocnik, pierwszy człowiek w drugiej linii odpowiedzialny za piłkę, pod nieobecność zawieszonych za kartki Sergio Busquetsa oraz Arturo Vidala. To właśnie osłabienia ekipy Quique Setiena tak działają na wyobraźnię neapolitańczyków. Wiedzą, że przy dobrym meczu, mogą mieć Barcelonę na widelcu. Tym bardziej, że sami mają znacznie więcej opcji na ożywienie spotkania oraz zmianę przebiegu gry.
Chociaż na to spotkanie zostało powołanych 22 zawodników Blaugrany, wielu z nich to uzupełnienia z drugiej drużyny. W zasadzie nie licząc bramkarza, Barca ma tylko trzech piłkarzy pierwszego zespołu na ławce – zapewne Riquiego Puiga, Ansu Fatiego oraz Juniora Firpo. Pozostałe opcje to mniej znane nazwiska. Zatem gdyby trzeba było odmieniać losy gry, zaatakować może tylko młodością. Nic dziwnego, że Gattuso i spółka czują swoją szansę. Milik i Zieliński najdalej w Lidze Mistrzów grali właśnie w 1/8 finału. Szczęścia do losowania nie mieli, bo najpierw z Realem Madryt, a teraz z Barceloną. Skoro już wygrali pierwszy puchar w karierze, to może czas na krok dalej w tym sezonie przełamań.