Po lekturze jego książki, trudniej mówić, że z całą pewnością coś nigdy mu się nie uda. Bo sporo rzeczy w życiu jednak mu się udało. Tyle że po czasie. Milionerem został przecież przed pięćdziesiątką, a pierwsze czterdzieści kilka lat życia nazywa zbieraniem doświadczeń, by być na to gotowy. Być może z “Pasami” też tak będzie. A nawet jeśli nie, to wciąż tylko osiem procent jego życia.
Z 416 stron, na których Janusz Filipiak z pomocą Krzysztofa Domaradzkiego opowiedział swoje życie, rozdział o Cracovii zajął 35. Klub, którego od osiemnastu lat jest prezesem, a w którym działa już dwie dekady, zasłużył na trochę ponad osiem procent wydanej niedawno nakładem wydawnictwa Znak biografii profesora i biznesmena. To ważne, bo natychmiast usadza każdego, kto Filipiaka zna głównie z działalności w Cracovii, z wywiadów, które udziela mediom sportowym i z tego, jak wypowiada się na tematy piłkarskie. Filipiak, którego znamy, to tylko drobna część całego Filipiaka.
Na pierwszy rzut oka to nie jest książka, z której można się dowiedzieć o Cracovii coś, czego nie wiemy. PZPN nie pomaga, w piłce rządzą układy i układziki, na derbach zwyzywał sędziego, bo popełniał błędy, menedżerowie to pijawki, dziennikarze to kibice Wisły, Filipiak jest ofiarą korupcji w piłce, a jego klub dostał zbyt surową karę. Nic, czego nie mówiłby już kiedyś w którymś z licznych wywiadów. No, może poza wspomnieniem, że Miroslav Covilo groził w klubie tym, że ma czarny pas sportów walki. O tym chyba faktycznie jeszcze nigdzie nie było. Ale to nieistotny szczegół. Kto sięgnie po książkę “Dlaczego się udało” tylko po to, by przeczytać o Cracovii, raczej odłoży ją rozczarowany.

Kto jednak sięgnął po nią, by przeczytać wszystkie inne rozdziały, ten znacznie lepiej zrozumie sposób zarządzania klubem przez Filipiaka, jego decyzje i motywacje. I dzieje się to nawet nie we fragmentach, w których bezpośrednio wspomina o futbolu. Owszem, dość ciekawa jest anegdota o tym, jak Uli Hoeness stwierdził, że Comarch jest zbyt małą firmą, aby pomóc TSV 1860 Monachium, w który firma Filipiaka zainwestowała dwa miliony euro. Prezes wspomina, że chwilę później działacze Bayernu chcieli, by stworzył program lojalnościowy dla jego kibiców. “Próbowali zbajerować mnie zaproszeniem na mecz do loży głównej oraz spotkaniem z Hoenessem i słynnym Franzem Beckenbauerem. Przyjąłem je i pojechałem do Monachium. Tyle że ich arogancja zniechęciła nas do współpracy. A tym bardziej oczekiwania Bayernu, że zrobimy system za szczątkowe reklamy na Allianz Arenie”. Interesujące jest też przemyślenie na temat sponsorowania klubów piłkarskich, co Filipiak przetestował we Francji w przypadku Nancy i Lille: “Największą dźwignią marketingową jest samo wejście w sponsoring. Przyciąga dużą uwagę miejscowych mediów. Potem zainteresowanie przygasa i sponsorowanie traci większy sens”. To może być prawda, choć kłóci się z intuicyjnym poczuciem, że sponsoring musi być czymś długotrwałym, by wbił się w świadomość jak Pirelli na koszulkach Interu czy Allianz w nazwie areny w Monachium.
ODPERSONALIZOWANA OCENA
Jednak najwięcej mówiące o Cracovii są fragmenty, w których Filipiak w ogóle nie odnosi się do klubu, piłki, albo nawet sportu, lecz przedstawia swoją wizję świata (“jest dobry i sprawiedliwy, ale tylko w stosunku 52 do 48” - powtarza, bo tyloma głosami wybrano go kiedyś kierownikiem katedry na AGH-u) i zarządzania. I jest to wizja, która bardzo rzutuje na “Pasy”. Na przykład zdanie: “udało mi się w firmie odpersonalizować ocenę pracy ludzi i dostosować do tych ocen późniejsze decyzje o ich miejscu w strukturze. Moim zadaniem jest pilnowanie systemu, żeby reguły były przestrzegane” wiele mówi o tym, jak Cracovia działa jako klub i dlaczego czasem (często) sprawia wrażenie klubu, w którym każdy człowiek jest do zastąpienia, dlatego tak regularnie ludzie myślący, że są niezastąpieni, dowiadują się w Cracovii, że jest zupełnie inaczej.
SZÓSTY FILAR
Szósty filar zarządzania Comarchem, czyli konserwatywne gospodarowanie finansami, tłumaczy doskonale, dlaczego Filipiak nie sypie groszem na nowego napastnika, choć mógłby, dlaczego pozwala odejść najlepszemu piłkarzowi, choć stać go, by go zatrzymać. Dlaczego nie zmienia zasad, gdy otwiera się szansa na mistrzostwo Polski albo nie sięga głębiej do kieszeni dla osiągania krótkofalowych celów sportowych. “Comarch to biznes budowania długotrwałej wartości”. Stąd stadion, ośrodek treningowy, Szkoła Mistrzostwa Sportowego, komercyjne centrum sportu. Stąd brak mistrzostwa Polski, Ligi Mistrzów, lepszych wyników w pucharach i odważniejszych transferów. Walka o cele sportowe to finansowe ryzyko. Zbudowanie centrum treningowego to zwiększanie długotrwałej wartości. “Comarch powstał bowiem w wyniku konsekwentnego realizowania organicznych strategii wzrostowych. Dzięki długofalowemu i usystematyzowanemu budowaniu wartości”.
CEL: PRZETRWAĆ
Wielokrotnie kibice zarzucali Filipiakowi, że brakuje mu sportowych ambicji, a jego tak naprawdę podstawowym celem jest jedynie utrzymanie w Ekstraklasie. Prezes, innymi słowy i w odniesieniu do innego aspektu działalności, niejako to potwierdza. “Od lat inwestorzy pytają, jaki jest plan Comarchu na najbliższe pięć lat, a ja zawsze odpowiadam tak samo: przetrwać. To zgodne z zasadą reaktywnego działania. Jeżeli przetrwamy, będziemy mieć okazję się ulepszyć. Aby to było możliwe, musimy postępować mądrze, czyli zgodnie z tym, co dyktuje nam otoczenie”. Wiąże się to z niechęcią do kreślenia długofalowych wizji: “Nigdy nie zakładamy się z przyszłością, twierdząc na przykład, że za dziesięć lat Comarch będzie cztery razy większy. Nie wyznaczamy strategii dłuższych niż roczne. I nie dlatego, że nie chce mi się wymyślać, co może się wydarzyć za dwa, trzy lata albo pięć lat, tylko ze względu na to, że przy tak szybko zmieniającym się otoczeniu biznesowym robienie takich założeń nie ma sensu. To czysty hazard”. Pewnie dlatego Filipiak ciągle podkreśla, że Cracovia docelowo chce zostać mistrzem Polski i regularnie grać w pucharach. Tylko nikt nie wie, kiedy ma to nastąpić. On też nie. Wie, że ma ciągle poprawiać strukturę i infrastrukturę, rozwijać klub, zatrudniać w nim lepszych pracowników. A gdy urośnie do poziomu mistrzostwa Polski, wtedy spróbuje je zdobyć. Nie wcześniej.

ODPORNOŚĆ NA WSTRZĄSY
Filipiak bywał często w Krakowie porównywany do Bogusława Cupiała. Ze strony kibiców Wisły słyszał, że nie dał swojemu klubowi tyle, ile Cupiał Wiśle. Ze strony kibiców Cracovii w pewnym sensie słyszał... to samo. Jakby nigdy dostatecznie nie zakochał się w klubie, by zacząć działać i myśleć jak kibic, a nie jak biznesmen. Prezes “Pasów” nie mówi tego wprost, ale pośrednio odnosi się do tych zarzutów: “Właściciele zaciągają potężne pożyczki, aby sprowadzić drogich zawodników, którzy mają pomóc w awansie do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jeżeli się uda, zostaną bohaterami, dostaną piętnaście milionów euro od UEFA i spłacą dług. Jeśli nie, będzie problem. Znów: to zwyczajny hazard. Organizacja musi rosnąć na właściwej sobie skali czasu, w sposób uporządkowany, krok po kroku.” Nie przez przypadek jako najważniejszą cechę firmy wskazuje “odporność na wstrząsy”.
ORGANICZNY WZROST STRUKTURY
Złośliwi mówili, że gdyby Filipiak napisał książkę nie o Comarchu, lecz o Cracovii, musiałaby nosić tytuł: “Dlaczego się nie udało”. Ale z tej biografii widać, że prezes “Pasów” ma siebie za lepszego właściciela klubu niż Cupiał. Wprawdzie mecenas z drugiej strony Błoń dał klubowi najlepsze dwie dekady w historii, z masą wspomnień i trofeów, ale po jego odejściu “Biała Gwiazda” do dziś nie stanęła na nogi. Filipiak widzi siebie w procesie długiego trwania. W tym roku stuknie mu dwadzieścia lat zaangażowania w Cracovię. Nie widzi w tym czasie wielu trofeów, ale widzi III-ligowy klub, który ustabilizował w Ekstraklasie. Klub z koszmarną infrastrukturą, który dziś ma ją na wyróżniającym poziomie. Notorycznie zadłużony klub, który aktualnie ma bardzo stabilną sytuację. Czyli widzi organiczny wzrost całej struktury. Stopniowe budowanie wartości.
CRACOVIA FILIPIAKA
Za wiele z tego, co się w Cracovii nie podoba, co jest krytykowane czy wyśmiewane, obwinia się często Jakuba Tabisza, wiceprezesa trwającego od lat na stanowisku i absolutnie nietykalnego. Jednak lektura tej biografii potwierdza dobitnie, że Tabisz to tylko zderzak. Ktoś, o kim ludzie mają mówić, że jest zły, by o Filipiaku mówili, że jest dobry. Wszystkie cechy Cracovii Tabisza, to w rzeczywistości cechy Cracovii Filipiaka, Comarchu Filipiaka, po prostu Filipiaka. To całe chorobliwe pilnowanie każdego wydatku i działanie procesami, a nie emocjami, to coś wpojonego z góry. Część większej całości. Korporacyjnej struktury. Filarów zarządzania. Filipiak z lubością powtarza przykład wojsk Aleksandra Macedońskiego, które miały się przesuwać równomiernie, a gdy ktoś tego nie robił i zagrażał funkcjonowaniu całości, trzeba było ściąć mu głowę. I naprawdę da się w historii najnowszej Cracovii znaleźć przykłady wcielenia tej zasady w życie. To zasada wyznawana przez prezesa. Wiceprezes jest tylko wykonawcą strategii.
DŁUGIE TRWANIE
Nie wiem, czy klub za rządów Filipiaka zdąży urosnąć tak bardzo, by faktycznie spełniły się jego wizje o dorośnięciu do sportowych sukcesów. Nie wiem, czy rzeczywiście to wszystko nie mogło trwać krócej niż osiemnaście lat. Nie wiem, czy naprawdę zostanie po nim taka wartość, by po odejściu Comarchu klub nie popadł kiedyś w tarapaty jak Wisła. Ale wiem, że ta lektura jednak każe spojrzeć na Filipiaka inaczej. Przytępia publicystyczne pióro. Trudniej nazywać go odklejonym od rzeczywistości “Januszem”, gdy widzi się ogrom stworzonego przezeń imperium. Trudniej traktować z przymrużeniem oka, gdy widzi się, że jego przemyślenia na różne tematy tworzą jednak spójną, logiczną całość. Problem z wywiadami, których udziela, jest taki, że często jego wywody są przerywane, a później wyciągane z kontekstu. Ta książka to dowód, że da mu się odpowiednio dużo miejsca i czasu na nakreślenie całego intelektualnego tła, które doprowadziło go do różnych przemyśleń, nawet kontrowersyjne zdania nagle wyglądają sensowniej. Dlatego trudniej też mówić, że coś z całą pewnością mu się nie udało. Być może nie udało mu się “jeszcze”. Bo sporo rzeczy w życiu jednak mu się udało, tyle że po czasie. Milionerem został przecież przed pięćdziesiątką, a pierwsze czterdzieści kilka lat życia nazywa zbieraniem doświadczeń, by być na to gotowy. Być może z Cracovią też tak będzie. A nawet jeśli nie, to wciąż tylko osiem procent jego życia.
Komentarze 0