Spędziłem najpiękniejsze lata młodości na odwyku - wyznaje z rozbrajającą szczerością Sam Levinson. Teraz opowiada o tych, którzy też nie mogą sobie poradzić z wejściem w dorosłość.
Dorastał w cieniu hollywoodzkich palm. Jego ojciec, Barry Levinson, to idealny reprezentant grupy tych reżyserów, których produkcje są bardziej znane od nich samych. Papa Levinson nie wykształcił konkretnego, rozpoznawalnego od pierwszych ujęć stylu narracji, za to rządził i dzielił w kinie lat 90. Uśpieni, Kula, Fakty i akty, Bugsy, W sieci - to filmy, które nawet w Polsce cieszyły się sporą popularnością. A przecież jego najważniejszy tytuł powstał jeszcze w latach 80.; chodzi o Rain Mana z oscarową rolą Dustina Hoffmana. Teraz wyobrażcie sobie, że dorastacie (Sam Levinson to rocznik 1985), a przez wasz dom przewija się hollywoodzka śmietanka gwiazd. Nie ma siły, żebyście nie weszli do świata kina.
Niestety, jest też spore ryzyko, że po drodze będziecie musieli zaliczyć parę zakrętów.
Nie robiłem researchu wśród młodych ludzi. Opowiadałem po prostu o sobie. Pewne rzeczy się nie zmieniły. Pokazałem siebie i to, co czułem, gdy byłem młodszy i walczyłem z uzależnieniem - opowiadał po premierze Euforii Sam Levinson. Człowiek, który okres pomiędzy 16. a 19. rokiem życia praktycznie wyciął sobie z życiorysu. O tym, jak bardzo był uzależniony, świadczy to, że w wieku 19 lat podjął leczenie, polegające na... zamianie opiatów na lżejsze dragi. A trzy lata wcześniej stwierdził, że nie ma sensu walczyć z narkotykami, bo i tak da im się ponieść. Miał wtedy 16 lat. W Polsce właśnie skończyłby gimnazjum.
Dlatego tak dobrze rozumie dzieciaki, które nie wyszły z patologicznych środowisk - przeciwnie, są z bogatych domów - a i tak wjeżdżają w dorosłość z poważnymi problemami. Bez skrępowania opowiada o najgorszych rzeczach, które mogą robić młodzi i znudzeni. Tu nawet nie chodzi o zaspokajanie potrzeb seksualnych, a po prostu wyżycie się, bicie czy podduszanie partnera podczas igraszek. Kilkanaście lat przed nim te same tematy poruszał inny przedstawiciel zamożnego, znudzonego Hollywood, Bret Easton Ellis (autor American Psycho). W jego książce Cesarskie sypialnie banda bogatych ćpunów porwała i zabiła nastolatka, bo nie mieli niczego lepszego do roboty. Levinson nie jest aż tak hardkorowy, ale doskonale kuma, z czego biorą się patologie wśród dobrych dzieciaków. O czym zresztą opowiedział w Euforii.
Swoim pierwszym filmem, komediodramatem Another Happy Day, wywalczył sobie nagrodę na festiwalu Sundance. Równocześnie spotykał się z odtwórczynią głównej roli, Ellen Barkin, co nie byłoby tak szeroko komentowane, gdyby nie pewien drobny fakt - Levinson miał 26 lat, Barkin 57, co lepsze, przygodę z Hollywood zaczęła od debiutu w filmie... jego ojca, jeszcze na początku lat 80. Grunt, że jego nazwisko stało się rozpoznawane. Drugim pełnometrażowym filmem Sama Levinsona był krwawy i wywrotowy pastisz teen comedies Assassination Nation (możecie obejrzeć go na Netfliksie), trzecim - obecny na tym serwisie Malcolm i Marie.
Punktem wyjścia tego naprawdę udanego dramatu (nasza recenzja tutaj) jest fatalna pomyłka reżysera, który zapomina podziękować swojej partnerce podczas premiery własnego filmu. Ten pozorny drobiazg prowadzi do karczemnej kłótni, która trwa przez cały film. Tu również inspiracją dla Levinsona było samo życie: też przemawiał do dużej widowni na premierze Assassination Nation, i też w podziękowaniach zapomniał o własnej małżonce. Drobna różnica między twórcą a jego bohaterami jest taka, że w filmie to ona zmagała się kiedyś z nałogiem. W realu - on. U nas nie było aż tak wielkiej awantury, po prostu szczerze porozmawialiśmy. Ale potem zacząłem zastanawiać się: czym tak naprawdę jest partnerstwo, czyja praca jest ważniejsza, co dalejmy sobie nawzajem? - opowiadał Levinson w wywiadzie udzielonym dla biura prasowego Netfliksa. Ale rok później, podczas premiery Euforii, Sam dał tak piękne, szczere, wzruszające przemówienie o związkach, miłości i moim wpływie na niego, że nie mogłabym się gniewać - dodaje Ashley Levinson, małżonka i współproducentka jego filmów.
Wychowany na klasycznym hollywoodzkim kinie Sam Levinson wierzy w siłę dialogu. To na nim opierają się szeroko komentowane i, przyznajmy, wzbudzające ambiwalentne uczucia wśród zaskoczonych widzów nowe odcinki Euforii. I to on jest osią Malcolma i Marie. Filmu, który jest współczesnym dialogiem z kinem obyczajowym Złotej Ery Hollywood, na którą reżyser powoływał się, wymieniając własne inspiracje. Zresztą sporo znajdziecie także w samych dialogach - kto pamięta jedną z początkowych scen, w której Malcolm namecheckuje kilkunastu wybitnych twórców światowego kina, ten wie. A skoro my już o tym... Wielu widzów zastanawiało się, czy kabotyński, zakochany w sobie Malcolm nie jest alter ego Levinsona. Sam zainteresowany rozwiał wątpliwości w wywiadzie dla Esquire. Każdy, kto nie potrafi przyjąć krytyki, nigdy nie rozwinie się ani jako artysta, ani jako człowiek - wyrokuje.
Euforia to jeden z najważniejszych seriali dla najmłodszego pokolenia widzów. O tym, jak ważnym, świadczy wielkie zamieszanie, jakie wywołała premiera Malcolma i Marie, kameralnego dramatu nie mającego w sobie wiele rzeczy, które mogłyby zaciekawić millenialsów. Tymczasem tu ważne okazało się samo nazwisko twórcy. Czy to faktycznie pierwszy od dawna młody reżyser, na którego będzie chodziło się do kina tak, jak chodzi się na Tarantino czy Jarmuscha?