„Kino nie potrzebuje przesłania - potrzebuje serca i ekscytacji”. „Malcolm i Marie” ma to wszystko

Zobacz również:„Jackass” powraca! Pierwszy trailer nowego filmu to czyste szaleństwo
malcolm i marie.jpg
Kadr z filmu "Malcolm i Marie" w reż. Sama Levinsona

Co stanie się, kiedy gwiazda Euforii spotka gwiazdę Tenet? Powstanie Malcolm i Marie, czyli film nakręcony w pandemicznych warunkach, stanowiący dogłębną analizę skomplikowanej relacji.

Ten jeden wieczór, który zmieni wszystko. Z pozoru szczęśliwa para wraca do domu po udanej premierze produkcji Malcolma, ale - od pierwszych minut - w powietrzu wisi kłótnia z gatunku tych wypełnionych krzykiem i płaczem; kłótnia, która - jak się potem okaże - utworzy oś fabuły i wyciągnie na światło dzienne brudy zamiatane wcześniej pod dywan.

Kiedy on zastanawia się, czy będzie następnym Spike’em Lee, ona zaciąga się papierosem i przygotowuje na kilkugodzinną awanturę, a w tle - nie bez powodu - leci Selfish Little Simz. Konflikt zaczyna się niepozornie - od tego, że Malcolm w blasku fleszy podziękował wszystkim zaangażowanym w pracę nad filmem… oprócz swojej dziewczyny. Swoją drogą - Sam Levinson zrobił to samo przy okazji premiery Assassination Nation. Od tego momentu twórca serialu Euforia uruchamia emocjonalny rollercoaster, a widzów umieszcza w pierwszym wagoniku. W trakcie tej przejażdżki okazuje się, że brak publicznego uznania to najmniej znacząca kwestia do przepracowania. Niewypowiedziana frustracja zamienia wyjątkowy dzień w jeden z najgorszych w ich życiu.

Malcolm i Marie to mieszanka wybuchowa. On przedstawia swój punkt widzenia z subtelnością tarana. Ona spokojnie go wysłuchuje, żeby po wszystkim zrzucić niemal równie ciężką bombę. Niemal, bo to on serwuje zdecydowanie mocniejsze werbalne ciosy. Kolejne karty pojawiają się na stole, unaoczniając że Malcolm jest wybuchowym megalomanem, a Marie zasługuje na medal w autosabotażu. Oboje potrafią wykrzyczeć sobie najokropniejsze rzeczy, żeby po chwili wyznać sobie miłość. A kiedy można by sądzić, że wykończyli się wzajemnym rozdrapywaniem ran - okazuje się, że to była dopiero druga runda walki z wyrzutami sumienia, poczuciem odrzucenia i własnymi ambicjami.

zendaya-malcolm-marie-.jpeg
Kadr z filmu "Malcolm i Marie" w reż. Sama Levinsona

Kryzys w związku nie jest jedynym wątkiem poruszonym przez Sama Levinsona. Z problemów w relacji płynnie przechodzimy do komentarza na temat branży filmowej. Malcolm podsumowuje narkotyczną przeszłość Marie równie dobitnie, jak dorabianie politycznego backgroundu do jego produkcji przez tamtą białą recenzentkę z LA Times. Rysy na związku stają się więc pretekstem do krytyki przemysłu, gdzie czarnoskórzy twórcy są postrzegani jedynie przez pryzmat rasy. Tym samym premiera Malcolma to punkt wyjścia dla dyskusji o komercyjnej roli sztuki, recenzjach nastawionych na kliki i skłonnościach środowiska do rasowej kategoryzacji, co bohater podsumowuje słowami: nie wszystko, co robię jest polityczne tylko dlatego, że jestem czarny.

Utarczki słowne pomiędzy postaciami nawiązują do klasycznych hollywoodzkich romansów: czarno-biały i ziarnisty obraz, minimalistyczne wnętrze, lśniąca suknia, dopasowany garnitur, papierosy i whisky. Do tego dochodzi idealnie dobrana soulowa muzyka, za którą jest odpowiedzialny Labrinth. Teksty m.in. I Forgot To Be Your Lover Williama Bella i Get Rid of Him Dionne Warwick wykorzystano właściwie jako zapowiedź nadchodzących wydarzeń.

Porywająca gra aktorska Zendayi i Johna Davida Washingtona sprawia, że w klaustrofobicznym teatrze Malcolm i Marie nie brakuje autentyczności. Oboje nie pozwalają na choćby chwilę wytchnienia; nie zostawiają przestrzeni na oddech. Ich naturalność przekonuje do tego stopnia, że po pewnym czasie rzeczywiście pojawia się dojmujące uczucie współuczestnictwa w kryzysie. Przyczepić można się do przydługich dialogów i powtarzanych argumentów, ale każdy chce mieć przecież to ostatnie słowo. Bronią masowego rażenia są tutaj precyzyjnie dobrane słowa i emocje wypisane na twarzy, dające wgląd w motywacje bohaterów. Nie dostajemy migawek z odwyku Marie czy historii poprzednich partnerek Malcolma. Powidoki pojawiają się tylko w relacjach ustnych.

malcolm.jpeg
Kadr z filmu "Malcolm i Marie" w reż. Sama Levinsona

W trakcie seansu trudno nie zauważyć nawiązań do Euforii. Ten sam reżyser, aktorka we wiodącej roli, uzależnienie od narkotyków, ograniczenie przestrzeni do jednego miejsca. Ale na tym podobieństwa się kończą.

Malcolm i Marie stanowi - napisaną od nowa - opowieść o burzliwej relacji mężczyzny i kobiety; artysty i jego muzy. To wnikliwa analiza problemów związkowych i miłości przeradzającej się nagle w nienawiść. Najlepszym podsumowaniem tego dramatu psychologicznego czasów globalnego lockdownu będą słowa Malcolma: to film o wstydzie, winie i o tym, że od tego gówna nie ma ucieczki.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Reprezentantka generacji Z, w newonce.media od 2019 roku. Prowadząca autorską audycję muzyczną KARI ON, współprowadząca pasmo BOLESNE PORANKI, ownerka TikToka, social media managerka albo najgólniej: twórczyni contentu.