JAN BEDNAREK: Polski rap daje mi energię przed meczami (WYWIAD)

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Bednarek-1-e1582895676270.jpg
fot. James Williamson - AMA/Getty Images

W sobotę obrońca reprezentacji Polski Jan Bednarek zagra na Anfield. W mieście Beatlesów jego Southampton ma stawić czoła Liverpoolowi – najlepszej drużynie klubowej świata, triumfatorowi Ligi Mistrzów i najprawdopodobniej mistrzowi Anglii w tym sezonie. Tylko na newonce.sport Bednarek opowiada o tym meczu, Southampton, Premier League i polskim rapie.

Przed wami mecz przeciwko najlepszej klubowej drużynie świata, Liverpoolowi, na Anfield, więc najważniejsze pytanie brzmi: czy zagrasz? Ostatnio pierwszy raz od dawna pauzowałeś z powodu urazu.

Z Crystal Palace nie zagrałem, ale to było bardziej zapobiegawcze, żadna poważna kontuzja. Gdyby była duża konieczność, pewnie bym wystąpił. Trener dał mi odpocząć, wolał dmuchać na zimne, żebym nie wypadł na dłużej. Ostatnio zagrałem dużo meczów w lidze i w reprezentacji, a trzeba dbać o organizm. Rotacje są czasem potrzebne, to wymagająca liga o dużej intensywności.

Kiedy poprzednio rozmawialiśmy, Ralph Hasenhüttl przychodził do Southampton. Dał ci wtedy szansę gry, z zaskoczenia. Ale jeszcze większą niespodzianką jest chyba to, że od tamtej pory zagrałeś u niego wszystkie – poza tym przeciwko Palace w Londynie – mecze w wyjściowym składzie. 46 spotkań z rzędu w podstawowej jedenastce.

Na początku, kiedy trener przyszedł, graliśmy z Cardiff City i to była niespodzianka, bo ja nie przypuszczałem nawet, że będę w meczowej osiemnastce, a wskoczyłem do składu. Nadarzyła się okazja i trzeba było ją wykorzystać. Udało się to zrobić, to był moment, w którym musiałem być gotowy. Teraz trzeba dawać drużynie coraz więcej, a że mamy dobry okres, musimy brać garściami co dają.

Punktem zwrotnym tego sezonu była dla was porażka z Leicester City 0:9. To coś, co może dobić, skończyć drużynę, ale wasza reakcja była bardzo dobra i dziś macie za to nagrodę. Zamiast walczyć o utrzymanie, poszliście mocno w górę.

Przegraliśmy 0:9 i czekały nas dwa wyjazdowe mecze z Manchesterem City, wiadomo, co produkował umysł. Ale podnieśliśmy rękawicę. Te dwa spotkania przeciwko City przegraliśmy, podobnie jak następny mecz, z Evertonem i potem przyszła przerwa na reprezentację, po której machina ruszyła – zaczęło się od nieszczęśliwego remisu z Arsenalem, gdzie zagraliśmy naprawdę super. Myślę, że kluczowe było to, iż trener przestał eksperymentować, zmieniać skład, zaufał grupie zawodników, myśmy się zgrali i mamy teraz pozytywne rezultaty. Od porażki z Leicester częściej wygrywamy niż przegrywamy. Bijemy się o pierwszą dziesiątkę, nie o utrzymanie w lidze.

Jan-Bednarek.jpg
fot. Robin Jones/Getty Images

Co ciekawe, gracie znakomicie na wyjazdach, a gorzej u siebie. Tylko czołowa czwórka ligi lepiej punktuje na boiskach rywali niż Southampton. Dlaczego tak się dzieje?

Sami chcielibyśmy wiedzieć, wtedy moglibyśmy to poprawić. Może to kwestia taktyki, która lepiej pasuje do gry na wyjazdach, kiedy nie musisz kontrolować meczu. Mamy jakoś więcej spokoju. Ale pracujemy nad tym, pokazał to nawet mecz przeciwko Wolverhampton, ten ostatni, przegrany 2:3, każdy walczył za każdego. To jest klucz, kiedy w grze obronnej mamy przewagę, dwa na jeden, trzy na jeden, przeciwko nam gra się naprawdę trudno. Rywal nie może czuć się swobodnie, czuje non stop presję.

W tym sezonie wyjaśniłeś najwięcej sytuacji w zespole Southampton, masz najwyższą liczbę „clearances”, jak mówią Anglicy, także najwięcej przechwytów – to wynika z twoich boiskowych zadań, ale co zwraca uwagę, to fakt, iż nie dostajesz czerwonych kartek. Tylko raz wyleciałeś z boiska, w meczu reprezentacji młodzieżowej przeciwko Anglii, a coraz częściej grasz ryzykownie, idziesz „na raz”, nie masz obawy, że się spóźnisz i wylecisz z boiska?

Łatwo jest przestrzelić, czasem przeciwnik szybciej włoży nogę, to są ułamki sekund. Ale to przychodzi z doświadczeniem, wiesz niekiedy, że jest jakieś ryzyko, ale idziesz na maksa. Wtedy przeciwnik nie ma czasu na zmianę decyzji, to jest cecha najlepszych obrońców – nie dają przeciwnikowi czasu na reakcję, na zmianę decyzji. Jest presja i nagły atak, ale zdarza się oczywiście, że rywal zdąży zareagować, zmieni kierunek biegu i jesteś spóźniony. Czasem trzeba wybrać najmniejsze zło, popełnić faul, złapać żółtą kartkę, ale nie dopuścić do tego, by drużyna straciła bramkę.

Nie byłoby takich rewelacyjnych wyników Świętych, gdyby nie forma Danny'ego Ingsa w tym sezonie. Z czego to się bierze, bo piłkarz, którego uważano za przeciętnego napastnika, nagle strzela gole seriami, ważne gole i jeszcze ładne?

Jest jedna kluczowa rzecz, która sprawia, że znajduje się w takiej formie. Danny nie ma kontuzji, jest cały czas zdrowy, może grać w każdym meczu, fizycznie jest przygotowany do sezonu. Jeśli prześledzimy poprzednie rozgrywki, to bywało różnie. Dwa mecze grał, dwa pauzował z powodu kontuzji. Teraz, odpukać, nic mu nie jest. Złapał pewność siebie i przekonanie, że ma umiejętności. Mnie to nie dziwi, bo na treningach jest kozakiem, a teraz pokazał pełnię możliwości w meczach. Gdyby nie był świetnym piłkarzem, nigdy nie wziąłby go Liverpool. Kontuzje sprawiły, że musiał pójść inną drogą, dobrze, że wiedzie przez Southampton. Ings nie tylko strzela gole i jest skuteczny, ale po prostu świetnie gra, odnajduje się na małej przestrzeni, trzyma piłkę. I to mu pomaga w, mam nadzieję, otrzymaniu powołania do reprezentacji Anglii. Przy pladze kontuzji, jaką teraz ma ich kadra, on na to zasługuje.

Ings stał się drugim Vardym, który dzięki świetnej grze w Leicester trafił do kadry, zdążył z niej zrezygnować, ale pokazał, że ciężką pracą i bramkami możesz zasłużyć na powołanie?

Danny jako zawodnik, typ piłkarza, bardziej pasuje do reprezentacji Anglii niż Vardy. Lubi grę kombinacyjną, a widząc, jakich skrzydłowych i „dziesiątki” ma ta reprezentacja, wiesz, że on tam idealnie pasuje.

Ty też ostatnio miałeś chwilę chwały – gol, bardzo ładny, strzelony Wolves. Stałeś się specjalistą w wąskiej dziedzinie zdobywania bramek w meczach przegranych 2:3. Tak było również w debiucie przeciwko Chelsea.

Lepiej, żebym nie strzelał, wtedy będziemy wygrywać. A tak serio, to przypadek. W reprezentacji Polski zdobyłem bramkę z Japonią i wygraliśmy.

Rozumiem, że mecz zagrany na zero z tyłu daje jednak obrońcy większą satysfakcję niż gol? Pytam, bo kiedy popatrzy się na zawodników grających na twojej pozycji, to zdobywane bramki są bonusem, który stawia ich wyżej w hierarchiach obrońców. Przy twoich warunkach fizycznych mógłbyś mieć więcej bramek. Pracujesz nad tym, by to poprawić?

Cały czas. I efekty przyjdą. Czyste konto, zwycięstwo drużyny, strzelony gol – wszystko cieszy. Najważniejsze jest to, żeby pomóc drużynie, bo niekiedy zablokowany strzał rywala może być na wagę trzech punktów, a czasem to zdobyta bramka. Jako obrońca musisz dziś umieć bronić, ale też odnaleźć się w polu karnym przeciwnika.

Czujesz się już graczem Premier League pełną gębą? Bo chyba dzisiaj nie musisz drżeć o swoją pozycję, to inni muszą próbować wygrać z tobą rywalizację. Ale czy są takie momenty, w których myślisz sobie, na przykład po kiepskim meczu: ciekawe, czy w następnym zagram?

Kiedy słabo graliśmy i mieliśmy kiepskie rezultaty, to pojawiały się takie myśli, ale trener mi zaufał i myślę, że się nie zawiódł. Jego cierpliwość się opłaciła. Są lepsze i gorsze mecze, ważne, by złapać rytm i konsekwentnie grać. Zagrałem ponad 50 spotkań, to kiedy, jak nie teraz mam się nim czuć? Gram w każdym spotkaniu i mam kolejne cele: 100, 150, 200. Po dwóch sezonach, kiedy walczyliśmy o utrzymanie, musimy to potraktować jako okres przejściowy i pójść w górę, bo mamy naprawdę duży potencjał i to jest tak naprawdę najważniejsze.

Jan-Bednarek-2.jpg
fot. Robbie Jay Barratt - AMA/Getty Images

W jednym z wywiadów z tobą przeczytałem, że kiedy byliście w okolicach strefy spadkowej, grało się ciężko, bo cały czas pod presją. Teraz wasza sytuacja jest lepsza, no i jedziecie na Anfield. To jest taki mecz, którym można się cieszyć, czy należy się go bać?

Trochę jest radości, trochę obaw, ale to taki moment, w którym możesz pomyśleć, że nie masz nic do stracenia. Przecież nikt w nas nie wierzy, bo Liverpool połyka u siebie wszystkich, nie przegrał meczu w tym sezonie, śrubuje rekordy. Myślę, że możemy to zrobić. Potrafiliśmy pokonać Chelsea na wyjeździe, czy walczyć jak równy z równym z Tottenhamem. Będziemy cierpieć, ale my jako zespół potrafimy to robić i może nawet polubiliśmy. To jest nasz styl. Chcemy sprawić Liverpoolowi jak najwięcej problemów.

Czy duch Virgila van Dijka jest obecny w korytarzach klubowych na St. Mary's. To piłkarz, który przeszedł niesamowitą drogą. Od obrońcy Southampton, przez ten niebotyczny transfer, aż do otarcia się o Złotą Piłkę. Dziś wzorzec kariery dla każdego chłopaka z waszego klubu, w tym dla ciebie?

Zdecydowanie, idealny przykład, jak można mało biegać i dobrze grać. Kiedyś widziałem jego statystyki, a jest superszybki, potrafi zrobić osiem kilometrów w meczu. To niewiele, ale jest tam, gdzie ma być. Wielka klasa, swoim ustawieniem sprawia, że wyprzedza przeciwnika i jako młody obrońca mogę się uczyć od Virgila. Podanie diagonalne, podanie między liniami, odbiór, gra głową, jest kompletny, ma wszystko. Będzie jeszcze lepszy i długo zostanie na szczycie, bo u Kloppa nie możesz stać w miejscu.

Wasz menedżer nie lubi, kiedy mówi się na niego Alpejski Klopp. Widzisz podobieństwa?

Nie pracowałem z Kloppem, ale na pewno na podobnym poziomie jest żywiołowość, zachowanie przy ławce, kiedy masz ciężki moment, ta energia się przydaje. Bardzo nam to pomaga. Trener Hasenhüttl pracuje na swoje nazwisko, zbudował reputację w Bundeslidze, teraz robi to w Anglii. Przyszedł w trudnym momencie, uratował nas przed spadkiem, a w tym sezonie mimo ciężkiego startu pomógł nam wydostać się z dołka. To gość, któremu można zaufać. Ciężko razem na to pracowaliśmy.

Powiedziałeś mi kiedyś, że piłkarzem najtrudniejszym do upilnowania w Premier League jest Eden Hazard, musisz mieć oczy dookoła głowy. Ale Belga już nie ma w lidze. Kto go zastąpił?

Trzeba oddać co królewskie Kevinowi De Bruyne. Podanie, przegląd pola, klasa sama w sobie. I Roberto Firmino, bardzo niedoceniany, a dzięki niemu Salah i Mane mają tyle przestrzeni. Firmino zasługuje na szacunek. Ma świetne podanie, timing, kompletny gracz na swojej pozycji. Ciężki do upilnowania jest Adama Traore, szybki i silny, bardzo szybki. Sprawia kłopoty. Ale w każdej drużynie jest ktoś taki, bo jakość tych zespołów jest wysoka.

Czym się naładujesz muzycznie przed starciem przed Liverpoolem? Bo lubisz polski rap.

Najwięcej go słucham, czasem tak dużo, że muszę na chwilę przełączyć się na angielską muzykę. Na pewno Paluch jest u mnie wysoko. Teraz świetną płytę wydał Bedoes, zasługuje na szacunek, szczery rap. Podoba mi się „Biblioteka Trap”, Maty, o którym jest głośno z powodu innego kawałka, ale mnie wchodzi akurat ten. Staram się szukam energii w piosenkach, nie bezpośrednio przed meczem, ale kiedy jadę na stadion, czy jestem jeszcze w hotelu, lubię sobie puścić dobry polski rap. Czasem wracam do poznańskiej legendy, to oczywiście Peja, on daje dobrą energię. To są moje środki przygotowania do meczu. Motywacja, jakiej szukam w ich słowach. Ale czasem, kiedy czuje się przemotywowany, muszę zmienić nutę. Tak było przed meczem z Macedonią na Narodowym. Czułem, że już tego za dużo. Wtedy puściłem sobie Andreę Bocellego.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.