Historię ligi niemieckiej pisały nie tylko Bayern, HSV czy Borussia Dortmund. Momenty świetności miały też kluby, o których dziś mało kto pamięta. Kilka było nawet w niektórych sprawach bundesligowymi pionierami.
Mówisz „Bundesliga”, widzisz Bayern Monachium, Borussię Dortmund, Schalke 04 czy Werder Brema. To kluby odwieczne i praktycznie nietykalne. Takich w kraju przywiązanym do tradycji jest wciąż sporo. Jedenaście grających aktualnie w niemieckiej elicie zespołów zajmuje miejsca w czołowej osiemnastce tabeli wszech czasów. Te historycznie wielkie firmy, których aktualnie śród najlepszych brakuje, też nie zdążyły jeszcze ulec zapomnieniu. Hamburger SV i VfB Stuttgart, Norymberga czy Hannover 96 spadły niedawno, a Kaiserslautern, Bochum czy Duisburg też grały w Bundeslidze jeszcze w XXI wieku, więc większość kibiców pewnie je kojarzy.
Są jednak kluby, których nazwy mogą być dla współczesnych kibiców zupełnie anonimowe. Awanse takich drużyn jak Union Berlin czy SC Paderborn nie są jednak tylko domeną współczesności. W ciągu 57 lat istnienia Bundesligi pojawiały się w niej na moment różne kluby, które nie odegrały historycznie większej roli i wiele osób może ich zupełnie nie pamiętać. W pewnym momencie należały jednak do najlepszych w Niemczech. Zapraszamy w wędrówkę po dziesięciu najbardziej zapomnianych klubach Bundesligi.
SG Wattenscheid (ostatni sezon w Bundeslidze 1993/1994)
Bochum w Zagłębiu Ruhry od ponad dekady nie może się doczekać klubu w Bundeslidze. Był jednak czas, gdy w lidze niemieckiej odbywały się derby tego miasta. W 1990 roku do elity dobił się po raz pierwszy w historii klub SG Wattenscheid z dzielnicy Bochum. Uli Hoeness nazwał to „najgorszym, co mogło się przytrafić Bundeslidze”. Jego Bayern wkrótce miał się za to wstydzić. Wprawdzie w Monachium zmiażdżył nowicjuszy siedmioma bramkami, ale w rewanżu przegrał z nimi 2:3. Drużyna, która jako jedna z pierwszych w Niemczech grała czwórką obrońców ustawionych w linii, bez libero, w ogóle nie była zamieszana w walkę o utrzymanie i zakończyła debiutancki sezon na znakomitym jedenastym miejscu. Po spadku VfL Bochum w 1993 roku Wattenscheid na krótko było najlepszym klubem w mieście. Dwa sezony w Bundeslidze rozegrał w tym klubie Marek Leśniak, który wystąpił w 64 meczach i strzelił 18 goli. Wattenscheid przeszło też do historii, gdy jego sponsor Klaus Steilmann powierzył zarządzanie klubem swojej córce Britcie, która została pierwszą kobietą-prezesem w niemieckim futbolu. Przygoda z najlepszymi trwała do 1994 roku. Dwa lata później nastąpił też spadek z 2. Bundesligi. Steilmannowie wycofali się z finansowego wsparcia klubu, który coraz bardziej tracił na znaczeniu. Obecnie SG Wattenscheid gra w IV lidze.
VfB Leipzig (1993/1994)
Razem z Wattenscheid spadł też z Bundesligi inny klub, który miał do niej już nigdy później nie wrócić. Klub z Lipska, wchodząc do elity na początku lat 90., mógł się jednak pochwalić pięknymi tradycjami. W 1903 roku został pierwszym oficjalnym mistrzem Niemiec. W czasach NRD klub funkcjonował jako Lokomotive Lipsk, ale po zjednoczeniu kraju wrócił do historycznej nazwy i znalazł się w 2. Bundeslidze. Niespodziewanie po dwóch sezonach zdołał awansować do elity. To był jednak szczyt możliwości wschodnioniemieckiego klubu. Na jego mecze przychodziło średnio tylko po osiem tysięcy widzów, co na 50-tysięcznym Zentralstadionie robiło przygnębiające wrażenie. Największym nazwiskiem w tamtej drużynie był Darko Pancev, ściągnięty w zimowej przerwie z Interu Mediolan. Macedończyk nie pomógł jednak w uniknięciu spadku. Zespół wygrał w całym sezonie tylko trzy mecze i z siedemnastoma punktami zajął ostatnie miejsce. W tabeli wszech czasów VfB zajmuje drugie miejsce od końca. I już go nie poprawi. W 2004 roku po serii spadków klub został rozwiązany.
FC Saarbruecken (1992/1993)
O klubie z Kraju Saary było niedawno głośno, bo jako pierwszy IV-ligowiec w historii awansował do półfinału Pucharu Niemiec. Koronawirus nie pozwolił mu jednak jak na razie powalczyć o finał tych rozgrywek. Saarbruecken ma bardzo ciekawą, ale zapomnianą historię. Po drugiej wojnie światowej Kraj Saary był terytorium spornym pomiędzy RFN a Francją. W 1948 roku klub dopuszczono gościnnie do francuskich rozgrywek jako FC Sarrebruck. Wyniki jego meczów nie były wliczane w tabelę. Tylko to sprawiło, że zespół z Saary nie awansował do najwyższej ligi francuskiej, bo gdyby jego rezultaty były uznawane, zająłby pierwsze miejsce. Eksperyment trwał tylko sezon. Po nim klub mógł przez dwa lata rozgrywać tylko mecze towarzyskie. W nich udało się osiągnąć kilka spektakularnych rezultatów. Saarbruecken zostało pierwszym niemieckim klubem, któremu udało się pokonać Real Madryt. I to aż 4:0. Międzynarodowe mecze towarzyskie na tyle rozwinęły piłkarzy, że Jules Rimet, ówczesny prezydent FIFA, nazwał Saarbruecken „najbardziej interesującą drużyną piłkarską w Europie”. Później federacji Kraju Saary udało się zostać członkiem UEFA, przez co jego najlepszy klub mógł występować w europejskich pucharach. W pierwszej rundzie Pucharu Mistrzów Saarbruecken ograło 4:3 AC Milan, ale przegrało po porażce w rewanżu. W 1963 roku klub został jednym z założycieli Bundesligi, jednak nie odegrał w niej większej roli. Spadł z niej już w pierwszym sezonie. Później wracał jeszcze trzykrotnie, ale ani razu nie udało mu się wywalczyć utrzymania na choćby dwa lata. W barwach Saarbruecken grali w Bundeslidze Polacy Zbigniew Kruszyński i Wenanty Fuhl. Klub znany również z tego, że był pierwszym europejskim przystankiem Anthony'ego Yeboaha, jednej z kultowych postaci lat 90. w Bundeslidze.
Stuttgarter Kickers (1991/1992)
Stuttgart należy do wąskiego grona miast, które miały okazję przeżyć bundesligowe derby. O ile VfB jest jedną z największych marek w Niemczech, o tyle Stuttgarter Kickers zawsze byli w ich cieniu. W Bundeslidze pojawili się tylko dwa razy i za każdym razem spadali. Klub znany raczej z dobrej pracy z młodzieżą niż z seniorami. Do wielkiej piłki startowali tam m.in. Juergen Klinsmann, Fredi Bobić, Guido Buchwald czy Robert Prosinecki. Żaden z nich nie grał jednak w barwach Kickers w Bundeslidze, co może tłumaczyć, dlaczego tak trudno było temu klubowi zadomowić się wśród najlepszych. Stuttgarter Kickers kilka lat temu mieli polskiego trenera Tomasza Kaczmarka. Obecnie są w V lidze.
FC Homburg (1989/90)
Najbardziej „polski” klub w zestawieniu. W jego barwach pierwsze kroki w Bundeslidze stawiali Andrzej Buncol, Roman Wójcicki i Krzysztof Hetmański, a po pobycie w Saarbruecken trafił tam także Zbigniew Kruszyński. Homburg spędził w lidze trzy sezony. Po raz pierwszy awansował w 1986 roku. Spadł po dwóch latach, ale zdołał jeszcze wrócić na rok. Klub zasłynął tym, że w 1987/88 reklamował na koszulkach producenta prezerwatyw „London”, za co otrzymał dwieście tysięcy marek. Piłkarski związek groził Homburgowi odjęciem punktów, więc początkowo logo sponsora było na koszulkach zaklejane. W końcu jednak frankfurcki sąd uznał, że reklama prezerwatyw nie narusza dobrego smaku ani moralności i piłkarze mogli z dumą wypiąć piersi. Sponsor nie przyniósł im jednak szczęścia, bo tamten sezon zakończył się spadkiem. W późniejszych latach w Homburgu występował młody Miroslav Klose, który w III lidze strzelił dla tego klubu jednego gola. Dziś zespół z Kraju Saary gra w IV lidze.
Blau-Weiss Berlin (1986/1987)
Do czasu zeszłorocznego awansu Unionu Blau-Weiss byli ostatnią berlińską drużyną inną niż Hertha, która zagrała w Bundeslidze. Klub, który spędził w lidze tylko jeden sezon, już w trakcie walki o awans miał wielkie problemy finansowe, co jednak nie przeszkodziło odniesieniu sukcesu sportowego. Jego znaczenie było tym większe, że równolegle spadła z Bundesligi Hertha, co oznacza, że Blau-Weiss byli najsilniejszym klubem w mieście. Początek w elicie nie był najgorszy, bo w trzeciej kolejce udało się ograć Borussię Moenchengladbach. Później nastąpiła jednak seria dwudziestu jeden meczów bez zwycięstwa, która bardzo utrudniła walkę o utrzymanie. Mimo to jeszcze na dwie kolejki przed końcem beniaminek miał jeszcze kontakt z bezpieczną strefą. Remis 2:2 z Homburgiem był pożegnaniem Blau-Weiss z Bundesligą. Karl-Heinz Riedle, najlepszy strzelec zespołu, wypromował się na tyle, że za ponad milion marek trafił do Werderu Brema. Nie uratowało to jednak finansów klubu, który w 1992 roku ogłosił bankructwo i został rozwiązany.
Tennis Borussia Berlin (1976/1977)
Dziesięć lat wcześniej Bundesligę bezskutecznie próbował podbić inny berliński klub. Tennis-Borussia, znana jako Te-Be, nie poradziła sobie jednak lepiej od Blau-Weiss. Wprawdzie wśród najlepszych spędziła dwa sezony, ale za każdym razem spadała już po roku. Najbardziej znanym piłkarzem, który zagrał w Bundeslidze w barwach tego klubu, był Karl-Heinz Schnellinger, który krótkim pobytem w Berlinie zakończył udaną karierę. Od lat Te-Be tuła się po niższych ligach. Aktualnie jest w piątej. Jedyne, co jeszcze o niej przypomina, to praca z młodzieżą. Przez ten klub przewinęli się m.in. Jerome Boateng, czy Maximilian Philipp, mistrz Europy U-21 z 2017 roku.
Wuppertaler SV (1974/1975)
Wuppertal jako jedno z nielicznych miast kraju związkowego Nadrenia-Północna Westfalia nie kojarzy się z futbolem. Tamtejszy klub spędził jednak w Bundeslidze trzy sezony w latach siedemdziesiątych. To był całkiem udany czas. Jako beniaminek WSV zajął znakomite czwarte miejsce, co oznaczało awans do eliminacji Pucharu UEFA. Europejska przygoda zakończyła się jednak już na pierwszej przeszkodzie, którą był Ruch Chorzów. Na Śląsku 4:1 zwyciężyli gospodarze, przez co rewanżowa wygrana 5:4 nic Niemcom nie dała. W kolejnym sezonie klub z Wuppertalu walczył już do końca o utrzymanie. A w roku 1975 spadł z hukiem, zdobywając ledwie dwanaście punktów i wyprzedzając jedynie Tasmanię Berlin, słynną z tego, że do dziś jest absolutnie najsłabszą drużyną, jaka kiedykolwiek zagrała w Bundeslidze. Wuppertaler jest drugim co do najgorszych spadkowiczów w dziejach ligi niemieckiej. Co zaskakujące, akurat w tamtym sezonie WSV udało się pokonać u siebie wielki Bayern Monachium Franza Beckenbauera, który dominował wtedy w Europie. Pozostaje to ostatnim wielkim wspomnieniem futbolu z tego miasta. Obecnie Wuppertaler SV gra w IV lidze.
Fortuna Kolonia (1973/1974)
Podobnie jak w przypadku Stuttgartu czy Bochum, Kolonia kojarzy się tylko z jednym klubem. Miała jednak w Bundeslidze dwa. Fortuna, założona osiem dni po 1. FC Koeln, od końca lat 60. dobijała się do Bundesligi i w 1973 wreszcie dopięła swego. Utrzymała się jednak tylko na sezon. O Fortunie głośno było jeszcze tylko raz, gdy w 1983 roku dotarła do finału Pucharu Niemiec, w którym uległa... 1. FC Koeln. W niemieckiej tradycji Fortuna uchodzi za wiecznego drugoligowca. Pomiędzy 1974 a 2000 rokiem spędziła na tym poziomie nieprzerwanie aż dwadzieścia sześć lat. Obecnie nawet druga liga wydaje się szczeblem absolutnie nieosiągalnym, bo Fortuna występuje w IV lidze, będąc dopiero trzecią siłą w mieście, ustępując także III-ligowej Viktorii.
Borussia Neunkirchen (1967/1968)
Spędziła w Bundeslidze trzy sezony, ale wszystkie w latach sześćdziesiątych. W 1964 roku klub z Kraju Saary został jednym z pierwszych beniaminków Bundesligi, opóźniając awans m.in. Bayernowi Monachium. Dzięki dobrej grze u siebie Borussia w debiutanckim sezonie zajęła dziesiąte miejsce. Była wówczas postrachem faworytów. 47-tysięczne miasto było najmniejszym ośrodkiem w lidze niemieckiej, ale przegrywali tam wszyscy najwięksi. Mit drużyny wzmagało to, że większość kadry pochodziła z Neunkirchen lub okolic, co wzmacniało wśród kibiców identyfikację z zespołem. W drugim sezonie nie pozwoliło to jednak uniknąć spadku, a połowa podstawowej jedenastki odeszła do innych klubów Bundesligi. Borussii udało się od razu awansować z powrotem, co zdarzyło się po raz pierwszy w historii niemieckiej piłki, jednak błyskawicznie spadła, zdobywając na wyjazdach tylko jeden punkt w całym sezonie. W 34 meczach zespół z Neunkirchen stracił aż 93 bramki. Obecnie występuje w szóstej lidze.