Krew, pot, łzy i łamane kości, czyli niestereotypowy wizerunek Messiego i spółki

Zobacz również:Messi w końcu przemówił. Czuje się oszukany, ale zostanie w Barcelonie. Przynajmniej na razie
messi.jpg
Fot. Gustavo Pagano/Getty Images

Jeśli ktoś nastawia się, że Jacek Góralski będzie straszakiem w meczu z Argentyną, niech nie zapomina, że oni mają kilku takich jak zadziora z Bydgoszczy. Akurat Nicolas Otamendi, Cristian Romero, Rodrigo de Paul czy Leandro Paredes potrafią być typami spod ciemnej gwiazdy. Dibu Martinez wprost opowiada, że ich planem na finał wygranego Copa America było skopanie Neymara. Latynoski futbol przeszedł gigantyczną transformację, czego wyrazem jest bezceremonialny styl Albicelestes. Ale La Scaloneta jeszcze nie jechała z taką prędkością – 31 meczów bez porażki plus Leo Messi, który na zgrupowaniach czuje się jak ryba w wodzie sprawiają, że to najlepsza Argentyna od lat, na jaką mogliśmy trafić.

Argentyna znów poczuła się wielka. Najlepiej widać to po Leo Messim, któremu latami zarzucano, że jest zbyt kataloński. Tematem narodowym było, czy rzeczywiście śpiewa, czy tylko mamrocze hymn narodowy. Czy zatracił akcent i czy przyjeżdża na zgrupowania z przymusu. Teraz widać, że robi to z największą radością. Nie trzeba być wybitnym psychologiem, aby po samej grze zobaczyć, gdzie jest naprawdę szczęśliwy. To zupełnie inny gracz, niż w Paryżu, gdzie człapie, szuka sobie miejsca i wyraźnie nie wszedł jeszcze w strefę komfortu. Gdy bliżej mu do terenów pampy, nagle zaczyna pracować w pressingu, wygląda na znacznie bardziej zaangażowanego emocjonalnie i przede wszystkim szczęśliwszego.

Latami szukano selekcjonera, który sprawi, że Leo Messi nie będzie wyrzutkiem narodu, tylko zacznie napędzać kadrę. Dzisiaj dają sobie energię z wzajemnością, a udało się tego dokonać za Lionela Scaloniego, twardego defensora, który zagrał w 1/8 finału z Meksykiem na mundialu w Niemczech w 2006 roku. Pamięta Leo jeszcze z boiska, a kilka miesięcy temu pomógł mu złamać reprezentacyjną klątwę i sięgnąć po upragnione Copa America. To rozbudziło apetyty na więcej. Nikt głośno nie mówi jeszcze o złocie, ale w Argentynie zaczęli sprawdzać, kto czeka w fazie pucharowej i jak będzie wyglądać drabinka.

Argentyńczycy zawsze latali na wielkie turnieje z kilogramami własnego mięsa, grillami, mate i masą dulce de leche. To pewne niepodważalne tradycje. Ale teraz na każde zgrupowanie latają z ochotą większą niż kiedykolwiek. Piłkarze z Europy planują wspólnie podróże, wynajmują czartery i cieszą się swoją obecnością. La familia bardziej niż kiedykolwiek. Scaloniemu naprawdę udało się stworzyć kapitalny klimat na kadrze. Rzecz jasna nic nie cementuje mocniej niż same rezultaty, ale jedno jest pochodną drugiego. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie jego sztab. Scaloni nie jest najlepszym trenerem świata, ale otacza się kapitalnymi ludźmi. I każdy to podkreśla. Nie byłoby takich Albicelestes bez magii Pablo Aimara, charakteru Roberto Ayali, analiz Matiasa Manny czy chłopskiego rozumu Waltera Samuela. A teraz jeszcze do kadry dołączył Kun Aguero, który musiał przedwcześnie skończyć karierę przez problemy z sercem, ale jest tak kochaną postacią, że Scaloni od razu włączył go do sztabu. I tak się buduje reprezentację.

Zatem nie można sugerować się paryskim cieniem Messiego, bo w drużynie narodowej będzie zupełnie innym człowiekiem. Otwartym, nawet nieco bardziej rozgadanym, stanowiącym podporę dla młodych. Leo nie musi się odzywać, ale scala ludzi. Widać po Argentyńczykach, że wyczekują tych zgrupowań. Ostatnio nawet poszli wspólnie oglądać mecze młodzieżowych kadr, popijając klasycznie mate. Dla siedemnastolatków to musiało być przeżycie, gdy ich grę obserwował i oceniał Leo Messi.

I chociaż zawsze rozmowa będzie się sprowadzała do jednego nazwiska, Argentyńczycy to nie tylko on. To ich największy sukces, że nie są uzależnieni od jednego człowieka. Na boisku najgroźniejszy bywa Lautaro Martinez. W kadrze wreszcie sobą może być niedoceniany Angel Di Maria, dla którego ten mundial również będzie ostatnim tańcem. Leandro Paredes pracuje na rzecz innych, a Rodrigo de Paul na kadrze rozgrywał mecze kompletne. Giovani Lo Celso jest tym pierwiastkiem magii, który uruchamia kolegów. Boki obrony mają wysoki standard, bo Gonzalo Montiel dowozi, co trzeba w Sevilli, a Marcos Acuna prawdopodobnie jest najlepszym lewym obrońcą ligi hiszpańskiej w tym sezonie. Latami problemem tej kadry była obsada bramki, aż udało się znaleźć bohatera w postaci Dibu Martineza. Środek defensywy to Nicolas Otamendi oraz Cristian Romero, a większość ławki to postaci, które raczej poświęcają się dla innych. Pracusie, biegacze, ekipa od noszenia fortepianu. Ale ostatnio kiedy Argentyna grała, to sprawiała wrażenie, że nawet Messi może ten instrument podźwigać.

Dzisiaj Argentyna ma 31 spotkań bez porażki i to jedna z najlepszych serii w historii futbolu reprezentacyjnego. Nie przegrali od 2019 roku, chociaż 30 z tych meczów to rywalizacja z latynoskimi drużynami. Od dawna kiszą się we własnym sosie i to problem, o którym wprost mówi Lionel Scaloni. Chcieliby weryfikacji na tle innych rywali, dlatego będą szukać sparingów z Europejczykami, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy naprawdę są tacy świetni. Z Brazylią, być może głównym kandydatem do złota na mundialu, dali sobie radę, ale to innego typu rywalizacja. Podsycona emocjami i historią. W każdym razie 31 spotkań robi wrażenie. Najwięcej w historii wygrywała niedawna Italia, bo 37 razy z rzędu. Celem Albicelestes jest łyknąć rekord ich, Hiszpanów 2007-2009 i Brazylijczyków 1993-1996. Tylko oni dłużej byli niepokonani niż słynna już La Scaloneta.

Na pokład La Scalonety wsiedli wszyscy Argentyńczycy i zaakceptowali jej warunki. Stereotypowo myślimy o latynoskim futbolu jako pięknym i powabnym i rzeczywiście on ma takie krótkie, wyrywkowe momenty, lecz musicie wiedzieć, że od dawna to bardzo agresywna, bezpośrednia i fizyczna piłka. I Argentyna jest tego najlepszym wyrazem. Na finał Copa America zaplanowali serię łokci, kopniaków i zagrań z podręcznika brzydoty, aby tylko zniechęcić Neymara do gry. To się udało. I pewnie z Robertem Lewandowskim postąpią podobnie. Cristian Romero, Leo Paredes i Nicolas Otamendi dostaną odpowiednie instrukcje, aby obrzydzić mu mistrzostwa świata. To kadra, która nie przebiera w środkach i ma twarz ulicznego łotra. Jak trzeba, potrafi zaserwować coś pięknego, ale przede wszystkim ma grać, jakby jutra miało nie być. Odważnie, agresywnie, a czasem nawet brutalnie. Tak jak dziko odśpiewują hymn, tak później wychodzą na murawę. O juremos con gloria morir. Skąpani w chwale będziemy żyć lub zginiemy na polu chwały. Ten fragment zwykle wywołuje największe ciarki.

Ideały nie istnieją i Argentyna też takim nie jest, ale rzeczywiście trafiamy na najlepszą reprezentacją od dawna, która jest na fali, jest niepokonana i po Copa America chce jeszcze więcej. To będzie ostatni mundial Leo Messiego, więc napięcie emocjonalne dla nich będzie szczególne. Argentyna lubiła się dzielić, ale La Scaloneta zjednoczyła wszystkich. Musimy się przygotować, że to będzie największe mundialowe wyzwanie, o ile jeszcze będziemy w grze o coś. Pamiętajmy, że dla nas trzecie mecze nie zawsze oznaczały już emocje. Argentyńczycy bardzo liczą, że będą mogli w tym spotkaniu przetestować drugi garnitur z myślą o fazie pucharowej, gdzie dopiero ma się zacząć zabawa.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.