Chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, Pikers przedstawił się szerokiemu audytorium u VNM-a na Niuskul Mixtape mniej więcej wtedy, gdy wychodził Materiał Producencki Quiza. W następnej dekadzie zaczął już przenosić SoundCloud rap na nasz grunt. Prześcigał samego siebie w podziemnych klasykach, odkrył Young Igiego, wykręcał milionowe wyświetlenia, a przy tym stworzył z MFC awangardowy kolektyw Health & Nature, nie wychodząc z cienia. I należy do grona tych wizjonerów, którzy zostawili naszą scenę trapowaną.
Tego to nie było w Polsce. To jest postęp – Pikers rzucał mimochodem w finale Klatkażu, co i tak miało miejsce długo po tym, jak w eter poszedł Anakin, a potem Ona, Skład czy Koks. W tym punkcie na osi czasu rodzimego hip-hopu, gdy w połowie drugiej dekady lat dwutysięcznych zaczęły w undergroundzie wybrzmiewać na naszej scenie wpływy ówczesnej Georgii i Florydy. Przefiltrowane przez wrażliwość i ćpanie peryferii Europy. Na osiedlach stolicy czy – konkretnie w przypadku Health & Nature – Elbląga. Gdzie jak w Pakiecie: Jestem z miejsca, gdzie nie mamy nic. A plany to jest bez planów pić.
W tamtejszym środowisku klubowym MFC zaistniał jako aktywista i DJ odpowiedzialny za hip-hopowe imprezy Elbląska Masakra Płytą Winylową oraz Total Rave Shit, gdzie dla odmiany eksplorował elektronikę spod znaku d'n'b, jungle czy dubstepów. Wszystko składa się w jedną całość, gdy spojrzy się na jego dalsze ruchy. Rozpięte między trapem, prowokacyjnym eksperymentem i kabaretonem. A do elbląskiego mikrokosmosu trzeba dopisać jeszcze cykl pod szyldem wydawnictwa i kolektywu, którego współtwórcą jest Młody Bóg – Health & Nature, poświęcony nowej fali rapu z internetu. O relacji z Pikersem w ramach HNN mówił w wywiadzie sprzed pięciu lat: Wypuszczamy co roku mixtape – zbiór kawałków. Często są to odpalone rzeczy, na co wpływ mają – podejrzewam – nasze poczucie humoru, indywidualne spojrzenie na trap, różne inspiracje muzyczne oraz droga życiowa. Na pewno on jest osobą, z którą mam najlepszy feeling. Choć jest jednocześnie trudny do współpracy. Przy każdym kolejnym numerze mam frajdę, ale jednocześnie czuję wyzwanie.
Raper o aparycji trupa i producent o aparycji wąsatego elektryka wstrzelili się w moment, gdy scena powoli zapominała o niedawnej bessie. Ukształtował się przy tym wówczas najbardziej elektryzujący underground od czasów Brudnych Serc i Dinali wraz z fanatycznym, poszukującym słuchaczem. Wreszcie – rozpoczął się odwrót od gatunkowego konserwatyzmu. Nie bez zgrzytów i kontrowersji. Oznaczało to nadejście czasów, gdy eklektyzm i nowatorstwo były w rapie premiowane jak nigdy dotąd. Z katalizatorem w postaci rozhulanej już – technologicznie i społecznościowo – sieci pozwoliło to Pikersowi stać się trendsetterem z wielomilionowymi wyświetleniami; wdrażającym u nas zupełnie inne podejście do flow, instrumentarium i tempa; buńczucznie nagrywającego Mamy klasyk z kilkunastoletnim Igim, który miał potem stać się jedną z wiodących postaci w branży. I to wszystko bez wsparcia wielkiego biznesu.
Bo w Health & Nature – nawet w największych peakach zasięgów – kluczowe pozostawały etos i niezależność. Trochę jak w przypadku Robina Pecknolda z indiefolkowej grupy Fleet Foxes, który po mocnym debiucie w czwartej dziesiątce Billboardu zadeklarował, że – mimo komercyjnego sukcesu i licznych ofert – nigdy nie podpisze się z majorsem. Pecknold miał jednak za sobą zasłużoną wytwórnię Sub Pop z Seattle, tymczasem HNN operuje własnymi zasobami. A do tego wykorzystywało i wykorzystuje mechanizmy, które można by uznać wręcz za formę autosabotażu. Na poziomie mnożenia wydawniczych bytów czy ograniczeń w dostępie do bazy utworów w digitalu; stosując prowokacje realizacyjne i konwencję pogardy w stosunku do zatwardziałej fanbazy czy gatunku samego w sobie.
Kosztem ostentacyjnego funkcjonowania poza marginesem hip-hopowego show biznesu jest brak miejsca na OLiS-ie i w line-upach największych festiwali. Wedle zasady głoszącej, że historię piszą zwycięzcy – masowy odbiorca raczej nigdy nie doceni odpowiednio kulturotwórczego wkładu Health & Nature w rozwój nurtu, który dominuje obecnie na polskim rynku muzycznym. Na kontrze do kultu zasięgów – Pikers i MFC poświęcają się dorzucaniu kolejnych highlightów do katalogu HNN – jak Bóg jest łysy czy To będzie wspaniała śmierć; publikują sobie bootlegi i otwierają elektroniczny sublabel. Choć – pół żartem, pół serio – Pikers mówi, że bliski jest mu przekaz z klasycznego numeru Zawiść w chuj, równie dobrze mógły na wizytówkę wrzucić sobie cytat z Kaza Bałagane: Połowa nowej sceny to moi są synowie.
Health & Nature właśnie rusza w trasę. Szczegóły znajdziecie tutaj, a bilety – tutaj.

