Czy serial „Sędziowie” w Canal+ powstał po to, by wybielać arbitrów? Jak od kulis wyglądało tworzenie materiałów i dlaczego kibice nie mogą obejrzeć ośmiu odcinków naraz? O Frankowskim, Musiale, Kwiatkowskim, specyfice VAR-u, Mladenoviciu i innych rzeczach, które wydarzyły się podczas kręcenia – rozmawiamy z Maciejem Klimkiem i Michałem Siejakiem, autorami produkcji.
PAWEŁ GRABOWSKI: Zaskoczył was odbiór „Sędziów”?
MACIEJ KLIMEK: Mnie nie zaskoczył. To był pewny strzał, bo widziałem wcześniej jak „podsłuchy” grzeją ludzi. Pomyślałem: OK, trzeba zrobić o tym film dokumentalny, pokazać sędziów w szerszym ujęciu, ale z czasem zobaczyłem, że materiału jest tak dużo, że bez sensu byłoby wyrzucać tyle rzeczy do kosza. Pojawił się pomysł serialu i wyszło lepiej niż się spodziewaliśmy. Ludzie co chwilę mają pole do dyskusji. „Ten mi się podoba, a ten nie”. I tak sobie gadają. To ciągle żyje.
MICHAŁ SIEJAK: Maciek pół roku temu mówił mi, że chce coś takiego zrobić. Po pierwszych zdjęciach widziałem, że tworzy się coś unikalnego. To nie było już tylko podsłuchiwanie sędziów w trakcie meczu, ale większa opowieść o nich. Zaczynaliśmy od zdjęć w domu Kamila Wójcika – asystenta, który ma dziecko z porażaniem mózgowym. Uderzyło mnie zdanie, gdy powiedział, że dla niego tak naprawdę sędziowanie to odpoczynek w porównaniu z tym, z czym musi mierzyć się na co dzień. Myślisz wtedy: wow, co za historia, to zmienia perspektywę.
Niektórzy mówią, że robicie to, by żeby wybielić sędziów. Czytaliście?
KLIMEK: I że jeszcze podobno działamy za kasę PZPN-u. Prawda jest taka, że zrobiliśmy serial o sędziach, bo wiedzieliśmy, że to się poniesie. Nie było żadnej misji poprawy sytuacji arbitrów albo zainspirowania ludzi, żeby startowali do tego zawodu. Mógłbym tak gadać i ubierać serial w piękne słówka, ale w telewizji jesteś od tego, by dostarczać ciekawy produkt. Sędziowie antagonizują ludzi. Ciągle się o nich dyskutuje, więc to jest główny powód, dlaczego uderzyłem właśnie do nich. Oczywiście historia z Kamilem Wójcikiem i jego synem jest wartościowa i jeśli popularność serialu w jakiś sposób pomoże jego synowi, to będzie super. Ogólnie sędziowie wypadają dobrze, ale my nie jesteśmy tymi, którzy majstrują, by pokazać ich w jak najlepszym świetle. Jeśli sędzia wypadnie źle, puszczamy to.
SIEJAK: Widzę po trzech odcinkach, że środowisko sędziowskie mocno się zjednoczyło wokół tego serialu. Wrzucają na różne grupy i fanpejdże. Czują się docenieni, że ktoś pochylił się nad ich robotą. Nie zależało nam, żeby tworzyć słodki obrazek, bo jeśli jest jakaś kontrowersja, to dla lepszego materiału, dajemy ją. Ktoś dobrze napisał ostatnio, że to obowiązkowy materiał dla każdego, kto funkcjonuje w piłce: wiele z niego wyciągną dziennikarze, trenerzy albo piłkarze, którzy nagle dostają inne spojrzenie.
Łatwo było namówić sędziów na mikroporty? Stawiam, że gdyby szefem kolegium dalej był Zbigniew Przesmycki, to już na samym starcie byłby „ban” na tę produkcję.
KLIMEK: Kiedyś było tak, że zadzwoniłem do Zbigniewa Przesmyckiego kilka godzin przed meczem i zaproponowałem, by zrobić „Ligę od Kuchni” z sędziami. Zgodził się, wyszedł fajny materiał, ale w ostatnich miesiącach kadencji były już duże ciężary. Odwróciło mu się coś o 180 stopni i na nic się nie zgadzał. Gdyby nie zmiana szefa sędziów, pewnie trudniej byłoby popchnąć serial do przodu. Tutaj sprawa potoczyła się szybko: Marcin Rosłoń skontaktował mnie z Tomaszem Mikulskim i po krótkiej rozmowie usłyszałem: „OK, nagrywajcie, chcemy to tylko obejrzeć przed puszczeniem”.
Autoryzowali?
KLIMEK: Wszystko działo się tak szybko, że pierwszy odcinek wysłałem w Wigilię, dzień przed emisją. Tomasz Mikulski napisał mi, że nie miał czasu obejrzeć, ale ufa. Nie wysyłałem już kolejnych dwóch, bo też kończyliśmy je w dzień emisji. I dopiero po trzecim odcinku dostałem sygnał, żeby jednak podsyłać. Pana Mikulskiego spotkałem wcześniej w Radomiu i mówił mi: „Nie będę ci robił cenzury, byle tylko za dużo mięsem nie rzucali”. Pewnie zobaczył Tomasza Kwiatkowskiego w drugim odcinku i się trochę przeraził.
To był specjalny zabieg, żeby na początek dać trochę „mięsa” i Kwiatkowskiego, a zaraz potem uderzyć w drugi biegun i wypuścić Bartosza Frankowskiego?
KLIMEK: Po „Kwiatku” wiedziałem, że zrobi show. Nawet zastanawialiśmy się, czy nie dać go na sam start, ale był pierwszy dzień świąt, ludzie dostaliby gonga i pomyśleliby: jest za grubo. Dobrze, że zaczęliśmy Szymonem Marciniakiem, bo to najbardziej rozpoznawalny polski sędzia, trzeba było zacząć gwiazdą. Na drugi dzień poprawiliśmy wyrazistym Kwiatkowskim, ale już w trzecim odcinku masz Frankowskiego. I tu jest paradoks, bo ludzie komentują to dwa razy mocniej. Sam odcinek jest trochę przegadany, ale dalej gra na emocjach. Kibice nie przepadają za Frankowskim. Przykleiła się do niego łatka, którą trudno zerwać.
SIEJAK: Żaden z sędziów nie jest tak dwuznaczny. Raz czytasz, że Frankowski super się pokazał, bo jest kulturalny i logiczny w wypowiedziach. A za chwilę, że nie nadaje się do tego zawodu. Ludzie go akceptują albo nienawidzą.
Ten spokojny temperament nie odbiera mu mocy sprawczej? Serial doskonale pokazuje jak ważne jest budowanie autorytetu na boisku.
KLIMEK: Nie chcę oceniać poszczególnych sędziów, nie czuję się w tym ekspertem, każdy ma inny sposób zarządzania meczem. Dużo nauczyłem się, będąc na odprawach albo słuchając jak się komunikują podczas meczów. Za każdym razem, stojąc na murawie, miałem słuchawki. Arbitrów cały czas się ocenia, ale najśmieszniejsze jest to, że ci, którzy krzyczą najgłośniej, często nie znają przepisów. Nigdy nie zadali sobie trudu, żeby przerobić tę małą książeczkę. Piłkarze i trenerzy podobnie.
Masz na myśli konkretne nazwiska?
KLIMEK: Sędziowie opowiadali, że są trenerzy, którzy nie wiedzą, że z piątki nie ma spalonego. Arbitrzy z tego żartują, a między sobą mówią, że „Luquinhas to Pinokio”, a „Młyński robi padolinko” – ostrzegają się przed boiskowymi naciągaczami. Ogólnie twierdzą, że zmienia się to na plus. Są szkolenia. Ta świadomość rośnie, ale potem w emocjach wychodzą głupoty. Spójrzcie nawet na ten mecz Radomiaka, który sędziował Bartosz Frankowski. Ławka Dariusza Banasika bez przerwy się darła, mimo że sędzia ani razu nie popełnił błędu. To pokazuje jakie to jest poplątanie czasem: chłop stoi 50 metrów od zdarzenia i wydziera się, że widzi lepiej niż sędzia, który ma do piłki pięć metrów plus kolegów na VARze. Sędziowie przywykli, ze napieprza się ich pałką. Muszą przyjmować na siebie złe emocje, bo taka jest ich rola. Wydaje mi się, że pod względem emocjonalnym są dużo lepiej przygotowani niż trenerzy.
SIEJAK: Odcinek z Frankowskim to jest dobry materiał dla drużyn: mogą zobaczyć, że podchodzenie do akurat tego sędziego z agresją i przekleństwami to nie tędy droga. Że może dużo bardziej opłaca się szukać z nim dialogu. Zgadzam się z Maćkiem, że to, co widać też w tym odcinku to absurdalnie przesadzone reakcji ławki rezerwowych.
KLIMEK: Co ciekawe, nie byłoby tych nagrań z ławki, gdyby nie operator od skrótu meczu. Przyszedł do mnie, że kasuje karty i wyrzuca do kosza reakcje ławek, ale jeśli chce, to możemy przejrzeć. To akurat dobrze zagrało w tym odcinku, ale też pokazuje, że wszystko jest żywą materią, tutaj nie ma z góry narzuconego scenariusza i narracji, którą chcemy pisać.
Powiedzmy trochę o kuchni. Ile macie godzin „surówki”? Jak wygląda krok po kroku tworzenie takiego serialu, bo umówmy się: jest to produkcja niestandardowa. Nie robi jej armia ludzi.
SIEJAK: Na każdego sędziego przypadają dwa albo trzy dni zdjęciowe, w sumie spędziliśmy z nimi ok. 25-30 dni. Każdy mecz to 2.5h nagrania, do tego 2.5h VAR plus wywiady w domach i rzeczy z treningów. Gdyby to zsumować, to wyszłoby, że na kartach mam ponad 100 godzin.
KLIMEK: A to jeszcze nie koniec, bo musimy dokręcić dwa odcinki, m.in. kawałek o Tomaszu Listkiewiczu i Pawle Raczkowskim.
Kamery w wozie VAR przeszły bezproblemowo? Podsłuchy widzieliśmy już wcześniej, ale akurat tego telewizja do tej pory nie pokazywała.
KLIMEK: Szefem VAR-u w Polsce jest Paweł Gil. Zakładam, że Tomasz Mikulski pytał go, czy możemy ustawić kamery w wozie VAR. Nie było z tym problemu, ale przy pierwszym podsłuchiwanym meczu Legia - Lech widziałem po Szymonie Marciniaku, że średnio to widzi. To wynika z protokołów UEFA. Wiadomo, że czasem nie warto się wychylać. Ale przy robieniu takich produkcji z każdym kolejnym dniem zyskujesz zaufanie ludzi i otwierasz nowe drzwi. Gdy pojechaliśmy na drugi mecz, poszło bezproblemowo. Szymon potem tez sam zaproponował, że nie ma problemu. „Przyjedź, załóż kamery, nagracie”.
SIEJAK: Nie mamy VAR-u, gdy na podsłuchu jest Tomasz Musiał. Ale potem faktycznie udało się złapać wszystko. Na początku była to jedna kamera pokazująca twarze, ale potem dodałem też drugą, żeby widzieć monitory. Tak jak powiedziałeś: nie mamy armii ludzi i czasem jest problem, gdy musisz obsłużyć tyle rzeczy. W pewnym momencie zamontowałem też kamerę w szatni sędziów, bo nie mam daru teleportacji, żeby byś jednocześnie w wielu miejscach. Czasem chodziłem ładować baterie do GoPro, a w przerwie działo się coś, co nam umknęło. Inna sprawa to nagrywanie dźwięku. Musisz podłączyć sześć osób na mikroportach. Nasz maestro Mirek Rok leci na dwa radia. Trzeba nad tym czuwać, a potem wszystko zsynchronizować.
Przez to, że jest tyle rzeczy do ogarnięcia zaliczyliście jakąś wtopę?
SIEJAK: Czasami mieliśmy jakiś fajny dźwięk, ciekawą scenę, ale nie nagraliśmy do niego obrazka. Ale wtedy podkładamy ujęcie z drona i widz tego nie zauważa. Tak było np. przy rozmowie Kwiatkowskiego z Podolskim.
KLIMEK: Nie chcę szukać wielkich określeń, ale to jest trochę jak podróż trabantem w kosmos. Spójrzcie sobie na napisy przy produkcjach Netflixa, tam jest z 50 osób. Ludziom bardzo łatwo przychodzi ocena pewnych rzeczy, ale zwykle nie mają zielonego pojęcia jak wygląda tzw. kuchnia. Ostatnio ktoś napisał, że jest rozczarowany, bo dajemy tylko dwa odcinki i musi czekać, a takie „The Office” rzuciło naraz osiem. Tylko, gdzie my, a gdzie „The Office”? Myślę sobie: chłopie, oni to zrobili za miliony, a my z pasji.
SIEJAK: Zdjęcia skończyliśmy w połowie grudnia. Nie da się jednocześnie nagrywać i montować, przynajmniej ja tak nie mogę. Dwa odcinki zmontowałem w nieco ponad tydzień, bo narzuciliśmy sobie taki deadline. Chcieliśmy koniecznie puścić to w Święta. Dlatego dzień mieszał się z nocą, a snu było mało - nie było to do końca mądre.
Kogo zobaczymy w kolejnych odcinkach?
KLIMEK: W niedzielę wyemitujemy Tomasza Musiała, potem jest wspólny odcinek z asystentami Wójcikiem i Listkiewiczem. Damian Sylwestrzak jako nr 6, Paweł Raczkowski nr 7 i na końcu bonus track tylko ze scenami z VAR-u. Wiele pomysłów zmieniało się w trakcie kręcenia. Np. nie sądziłem, że poświęcimy cały odcinek Damianowi Sylwestrzakowi. Trochę podrzucił mi go Tomasz Kwiatkowski, do którego zadzwoniłem na samym początku, żeby wybadać, komu warto się przyjrzeć. Nie ukrywam, że bez niego trudniej byłoby przekonać albo wybrać niektóre osoby. „Kwiatek” dużo pomógł.
Zaraz będzie chciał tantiemy.
KLIMEK: Śmieje się, że jest drugim reżyserem. Na pewno duże znaczenie miało to, że nagrałem go kiedyś na derbach Krakowa. To mu przysporzyło sporo fanów. Dzięki temu mieliśmy już kontakt, więc dzięki rozmowom z nim lepiej mogłem wyczuć temat. On zarekomendował nas Frankowskiemu albo wskazał Sylwestrzaka, żeby - tu cytat z niego - „nie pokazywać ciągle tych samych mord”. Sylwestrzak to najmłodszy sędzia w Ekstraklasie, ma 30 lat i już czwórkę dzieci. Poukładany człowiek. Nie jest jeszcze sędzią zawodowym, więc łączy to z pracą w finansach. Mieliśmy szczęście, bo na jego meczu mnóstwo się działo.
Górnik - Legia to był największy zapalnik podczas kręcenia?
KLIMEK: Zdecydowanie Górnik - Legia. Trzy godziny pod prądem. Legia przegrała w ostatnich minutach, dużo się działo piłkarsko i sędziowsko. Emocje nie opadły nawet po meczu, bo Mladenović wbił do pokoju sędziów z pretensjami. Nigdy nie wiesz, co się wydarzy. Czasami masz hit i nic, a czasami gra Zagłębie z Radomiakiem, na stadionie 400 osób i wybucha awantura, bo Balić jako rezerwowy wbiegł na boisko i kogoś uderzył.
SIEJAK: Ten mecz Legii był taki, że nie miałem minuty przestoju. Cały czas na koncentracji, żeby niczego nie przegapić. Pamiętam, że po meczu wydźwięk wśród sędziów był raczej pozytywny. Że nieźle poprowadzili. A potem okazało się, że same kontrowersje. Trudno wyczuć, jaki przekaz pójdzie w świat.
KLIMEK: Tak było, nikt nie czuł, że będą grzmoty. Akurat był to ostatni niedzielny mecz, więc zaraz potem włączyłem na telefonie Ligę+ Extra, a tam na dzień dobry dwie kontrowersje, ocenione przez Adama Lyczmańskiego jako błędy sędziów. No i atmosfera wśród sędziów siadła. Potem jeszcze ten Mladenović kłócący się o VAR. Na koniec miał pogawędkę z Musiałem, że jest jego najlepszym sędzią. A na boisku lżył go bo, oczywiście nie wiedział, że to Musiał siedział na VARZe.
SIEJAK: Ten mecz z Sylwestrzakiem pokazał, że możesz sobie coś planować, a na końcu i tak wszystko zależy na jaki mecz trafisz. Górnik - Legia to jest takie kino, że można byłoby przez 40 minut tylko samego arbitra na podsłuchu puścić, bez żadnych dodatkowych ujęć.
Śmieszne jest to, że ludzie nie wiedzą, że wybór meczów to często loteria. Niektórzy narzekają, że nie było Bartosza Frankowskiego jak sędziuje Legię.
KLIMEK: Akurat to jest prosta sprawa: zaczęliśmy kręcić w połowie października. Był taki plan, żeby pokazać Frankowskiego w trakcie spotkania Legii, ale to było po aferze ze Śląskiem. PZPN dostał pismo, żeby nie obsadzać go na mecze Legii. Gdybyśmy mieli materiał z Wrocławia, to byśmy puścili.
SIEJAK: Mam wrażenie, że ludzie czasem myślą, że my tych meczów mamy mnóstwo, gdzie sędzia jest podpięty pod mikroport i potem sobie wybieramy. Jasne, gdyby tak było, to mielibyśmy same „mięso”. Realia są takie, że kręcisz danego sędziego w terminie, który obu stronom pasuje i – jak to mówią – albo się udo, albo nie udo.
Był jakiś jeden komentarz z krytyką, na którą chcecie odpowiedzieć?
SIEJAK: Pozytywne jest to, że zdecydowana większość docenia naszą robotę i nie ma wielkiej krytyki. Niektórzy wyłapują pojedyncze sytuacje jak to, że VAR miał interweniować tylko w sytuacjach kluczowych, a tu czasem okazuje się, że VAR dyktuje coś sędziemu. Ludzie nie rozumieją, że to sędzia główny podejmuje decyzje. VAR daje ewentualnie feedback. Mówi: dobra decyzja, by budować pewność arbitra. Albo innym razem przypomina, że coś mu uciekło.
KLIMEK: Mówi się, że VAR interweniuje w czterech określonych przypadkach, ma naprawiać jasne i klarowne błędy. Ale na całym świecie jest tak, że jeżeli ludzie przed monitorami coś zauważyli, to mają kontakt z arbitrem i mówią mu: ej, nie zauważyłeś, że gość stanął mu na kostce, weź tam podejdź do niego, pogadaj z nim, może go boleć, miej to na uwadze. Ja to odbieram jako dodatkowe pary oczu, które czasem dadzą dobrą radę, podpompują kiedy trzeba, ale nie podejmą za głównego decyzji.
A jak opinia wśród sędziów? Były jakieś ciekawe telefony?
KLIMEK: Daję to do obejrzenia tym, którzy występują i opinie są okej. Raz może sam miałem wątpliwości, czy powinienem dać sceny z Pawłem Malcem, który sędziował, gdy Szymon Marciniak był na VARze. Podczas nagrywania trochę postawiliśmy go przed faktem dokonanym. Dowiedział się o mikroportach niedługo przed meczem, a potem w materiale są sceny, po których ludzie mogą pomyśleć, że Marciniak dyktuje mu, co ma robić na boisku, a tak nie było. Może mogliśmy to sobie darować, żeby nie podsycać niedomówień. Pytałem o to sędziów, ale mówili, że tak tego nie odebrali. Ogólnie wydźwięk w ich środowisku jest świetny. Sędziowanie to nie są rurki z kremem, to jest potwornie trudna robota.
Nie myśleliście, żeby pokazać w którymś z odcinków niższe ligi? Żeby dać pełniejszy obraz tego środowiska?
KLIMEK: Canal+ pokazuje Ekstraklasę. To jest produkt flagowy firmy, więc najsensowniej jest kręcić się wokół tego. Oczywiście, że były różne pomysły. Myślałem też, czy nie wyjść poza polskie podwórko i nie polecieć z którymś sędzią na Ligę Mistrzów albo na mecz międzypaństwowy. Tylko, że wtedy nie masz dostępu do boiska. Poza tym jest masa innych blokad od UEFA. Szymon Marciniak jest za poważnym sędzią, żeby ryzykować jakieś kombinacje, bo polska telewizja chce go nagrać w samolocie. Nie wiem zresztą, czy wniosłoby to jakąś wartość do serialu. No chyba, że Mirek Rok stanąłby za bramką z tyczką dźwiękową i jakimś cudem podsłuchał rozmowę z Neymarem.
Jest jakiś jeden z tych ośmiu odcinków, który podoba wam się najbardziej?
SIEJAK: Trudno wyróżnić jeden, bo podoba mi się to jak te wszystkie kawałki układają się w całość. Widać, że to środowisko jest różnorodne. Różne są charaktery albo sytuacje w domu. Podoba mi się, że z każdym odcinkiem dodajemy kolejne rzeczy. Maciek mówił już o przypadkowym dodatkowym operatorze na Radomiaku. To dodaje inną perspektywę, więc jeśli mielibyśmy robić kiedyś podobną rzecz, na pewno trzeba będzie pomyśleć o kamerze na sędziów liniowych, ewentualnie wysłać operatora do domu takiego sędziego, by pokazać jakie emocje targają jego rodziną podczas oglądania meczu w telewizji. Zawsze można zrobić coś lepiej.
KLIMEK: Jestem świeżo po obejrzeniu Tomka Musiała, który pójdzie w niedzielę. Wydaje mi się, że to jest dobra historia. Już nie wracałem do tego jak kiedyś spóźnił się na swój debiut, to było przerabiane w mediach. Mocna jest za to scena, gdy gadamy o golu Siemaszki ręką z 2017 roku. Ruch Chorzów spadł wtedy z Ekstraklasy. Widać było, że to ciągle w nim siedzi.
Sędziowie próbują grać większych twardzieli niż są? Przykładowo Damian Sylwestrzak skasował Twittera.
KLIMEK: W ogóle zauważyłem, że sędziowie nie prowadzą mediów społecznościowych. Szymon Marciniak ma Twittera, ale raczej się z tym nie afiszuje. Wydaje mi się, że jeśli mierzysz się z taką presją, to bez sensu jest dokładać sobie jeszcze jedną warstwę. Sędziów nie ma w social mediach, bo zaraz ktoś podejrzałby na Instagramie ich dzieci albo żony i pisał głupoty. Oni raczej się od tego ucinają. Chronią rodziny przed hejtem.
Odnośnie rodzin: nie myślałeś, żeby pogadać z żonami sędziów?
KLIMEK: Tak jak Sieju powiedział: te odcinki są różnorodne. Dalsze części nie są robione na jedno kopyto. Będzie żona Damiana Sylwestrzaka i chwilę gadaliśmy o krytyce. Sędziowie ogólnie uodpornili się na zwykły hejt dla hejtu. Merytoryczne uwagi – okej. Ewentualni coś naprawdę spektakularnego, gdzie wiesz, że już tego nie odwrócisz. Dopiero to może zostawić ślad. Mówiłem już o Tomku Musiale, ale serio: gdy puściliśmy mu tę sytuację z Siemaszką, to nie był sobą. Głos mu drżał. Tutaj kończy się gruba skóra. Ale ja to rozumiem, to są przede wszystkim ludzie.
A nie jest tak, że w ostatnim czasie spodobały im się kamery? Wiadomo: dobry sędzia na boisku jest niewidoczny, ale materiały z podsłuchami mają na YouTube czasem po 2 mln odsłon. Promocja pomaga.
KLIMEK: Po tym jak wypuściliśmy w grudniu klip promocyjny, to dostałem sygnały że dwóch młodych sędziów chciałoby wystąpić w serialu. Sędziowie mają świadomość, że telewizja jest promocją. Jeżeli się nie boisz, jesteś pewny swoich umiejętności i umiesz się zaprezentować, to jest to dobry strzał. Zyskujesz popularność. Twoje nazwisko jest mocniejsze. Wiadomo, że niesie to też ryzyko: narobisz błędów przed kamerami i będzie jazda.
SIEJAK: Dziwne jest to, że środowisko sędziów dalej nie wypowiada się po meczach. Robi się z nich „niewidocznych”, ale oni są jednak kluczową postacią w meczach i moim zdaniem powinni częściej być w mediach, szczególnie wtedy, gdy jest kontrowersja. Wypowiedź sędziego, który po meczu tłumaczy na podstawie przepisów swoje decyzje pomogłaby wszystkim.
KLIMEK: Widziałem artykuł, że w Serie A chcą pokazywać wszystko, co dzieje się VARze. Ta otwartość musi rosnąć. Kiedyś sędziowie byli bardziej zamknięci, bo bali się że błędy będą nakręcać nienawiść. Teraz jak jest VAR to margines pomyłek jest mniejszy. Wiadomo, że ciągle są sytuacje, które różnie można interpretować, ale takich ewidentnych akcji jak gol po ręce już nie ma. Dlatego moim zdaniem idzie to ku lepszemu. Otwartość sędziów będzie większa. Może zrozumiane ludzi – też.
I tak będą mówić, że telewizja ociepla wizerunek sędziów.
KLIMEK: No, tak, przecież dalej niektórzy piszą, że złodzieje, czarna mafia, po co ich pokazujecie. Albo pytania, czy jest w tym serialu coś o korupcji. Te czasy Fryzjera dawno minęły. Co oni spodziewali się, że ktoś walizkę pieniędzy do szatni przynosi? I że my to nagramy? Zarzut o wybielaniu sędziów jest absurdalny. A najbardziej skorzysta na tym serialu nasza redakcja, w którą przyjęło się uderzać tak samo jak w sędziów. Dawno nie było tylu pozytywnych głosów. O sędziów też byłbym spokojny. Wydaje mi się, że ich poziom w skali Europy jest na wyższym poziomie niż to, co serwują nam piłkarze w Ekstraklasie.
* Serial "Sędziowie" dostępny jest na platformie online CANAL+