Ocena dotychczasowej kadencji Ralfa Rangnicka w Manchesterze United przypomina klasyczną rozterkę pomiędzy tym, czy widzimy szklankę do połowy pełną, czy do połowy pustą. Ale dopiero teraz nadchodzi moment, kiedy stanie się ona bardziej jednoznaczna. Niedzielne derby z Manchesterem City rozpoczną tygodnie prawdy dla klubu, który po raz kolejny znajduje się na rozdrożu.
Zdanie w tytule może wydawać się dość oczywiste, wszak wiosna to zawsze moment, który definiuje sezon i pozwala na jego pełną ocenę. W przypadku Manchesteru United to jednak tym bardziej zasadne określenie, że jakkolwiek by się obecne rozgrywki dla niego nie zakończyły, będzie można mówić o zawodzie. Od teraz do końca maja drużyna Ralfa Rangnicka może co najwyżej złagodzić takie opinie.
Latem oczekiwano przecież, że to będzie w końcu sezon, w którym Czerwone Diabły będą poważnym graczem w walce o mistrzostwo Anglii i że przerwą trwającą już blisko pięć lat serię bez zdobytego trofeum. Dziś nawet Rangnick nie zamierza nikogo czarować – sam przyznał, że maks, na jaki stać jego drużynę, to czwarte miejsce w Premier League. Trofeum? Została co najwyżej Liga Mistrzów, a i tak Manchester United wymienia się tam w drugim szeregu, a nie wśród najpoważniejszych kandydatów do zwycięstwa.
Z perspektywy przedsezonowej można więc powiedzieć, że Rangnick głównie będzie musiał minimalizować straty. Ale nawet mimo tego, że zespół znów rozczarował i jednocześnie trwają poszukiwania nowego menedżera na stałe, ma sporo do ugrania. Najbliższe miesiące będą decydujące pod kątem tego, w jakiej kondycji zastanie drużynę następca Rangnicka i z jakiego poziomu będzie zaczynał kolejny sezon.
TO JAK Z TĄ SZKLANKĄ?
Jak do tej pory, patrząc tylko na suche wyniki i pozycję w tabeli, niemiecki menedżer broni się przed krytyką. Jeżeli ktoś widzi szklankę do połowy pustą, to wskaże, że za jego kadencji Manchester United przesunął się w lidze z siódmej na czwartą pozycję. Odkąd zaczął pracę w klubie, tylko Manchester City i Liverpool zdobyły więcej punktów. Czerwone Diabły uzbierały ich za Ragnicka 26, The Reds 29, a The Citizens 34. Przegrały tylko jedno spotkanie, u siebie z Wolverhampton, a rozegrały już w sumie 13.
Dlaczego więc ktoś może widzieć szklankę do połowy pustą? Po pierwsze ocenę pracy Rangnicka zaniża fakt, że Manchester United odpadł z FA Cup z drugoligowym Middlesbrough i stracił niezłą szansę na zdobycie prestiżowego krajowego pucharu. Po drugie we wspomnianym okresie w lidze zremisował aż pięć meczów, czyli najwięcej w tym czasie. Nie były to również remisy z czołówką, tylko z takimi zespołami jak Newcastle, Aston Villa, Burnley, Southampton oraz Watford. A to już nie jest wówczas jeden zyskany punkt, a z perspektywy MU dwa punkty stracone.
Zwycięstwa Ragnick odnosił z Crystal Palace (1:0), Norwich City (1:0), Burnley (3:1), Brentfordem (3:1), West Hamem (1:0), Brighton (2:0) oraz Leeds (4:2). Składając więc do siebie cały zestaw dotychczasowych meczów Premier League, trzeba powiedzieć jasno, że Manchester United byłby faworytem we wszystkich z nich, niezależnie od tego, kto akurat byłby menedżerem. Zresztą od razu po zwolnieniu Ole Gunnara Solskjaera mówiło się o tym, że jego następca będzie miał przed sobą całkiem przyzwoity rozkład jazdy, co powinno wywołać tzw. efekt nowej miotły.
PROBLEMY Z TRAFIANIEM W BRAMKĘ
Największą bolączką United Rangnicka jest skuteczność. Wskaźnik expected goals za okres jego pracy w klubie pokazuje, że w lidze Czerwone Diabły powinny zdobyć 25 bramek. Współczynnik 25.1 w tym czasie jest trzecim najwyższym, ponownie ustępując jedynie dwójce bijającej się o mistrzostwo. W rzeczywistości zdobyły jednak 20, a to już siódmy wynik w tym okresie za takimi zespołami jak m.in. Arsenal, który w tym czasie rozegrał o trzy spotkania mniej czy Southampton. Dysproporcja o pięć goli jest w tym czasie najwyższą obok Watfordu i Liverpoolu, choć zespół Jürgena Kloppa z 27 trafieniami z xG na poziomie 32 nie ma na co narzekać
W każdym z pięciu zremisowanych meczów w Premier League United miało lepsze sytuacje od swoich rywali, a mimo tego gubiło punkty. To samo stało się w FA Cup, gdzie Middlesbrough nie miało na dobrą sprawę prawa wygrać, biorąc pod uwagę liczbę i jakość szans, jakie mieli zawodnicy MU. Po meczu Rangnick mówił zresztą, że już do przerwy powinno być 2:0 lub 3:0 dla jego drużyny, a cały mecz powinna wygrać zdaniem Niemca 6:1. Wskaźnik xG nawet niemalże przyznaje mu rację – po 120 minutach gry było według niego 4.23 do 1.43 dla MU. Niestety, skończyło się remisem 1:1, a potem awansem Boro po rzutach karnych.
Taki stan rzeczy sprawił, że znów rozpoczęła się dyskusja wokół Cristiano Ronaldo. Portugalczyk miał w pewnym momencie serię aż siedmiu meczów z rzędu bez gola, czyli najgorszą w karierze od czasu transferu do Realu Madryt. We wszystkich rozgrywkach CR7 zdobył 15 bramek, co czyni go najlepszym strzelcem MU, ale w Premier League to tylko dziewięć. A ostatni sezon ligowy w karierze, w którym nie przekroczył granicy 15 goli, miał miejsce w latach 2005/06, kiedy jako 21-latek dopiero stawał się sensacją w Manchesterze United.
Zarzuty do drużyny za kadencji Rangnicka dotyczą głównie gry w ataku. Widać, do jakiej gry dąży Niemiec i poprawił zdecydowanie organizację w defensywie, bo zespół dopuszcza do znacznie mniejsze liczby okazji pod własną bramką niż za Solskjaera, ale jednocześnie nie umie zamykać spotkań. Od drużyny, w której gra jeden z najlepszych zawodników w historii piłki i czołowy strzelec Serie A poprzedniego sezonu (Ronaldo), jedna z najlepszych dziesiątek świata (Bruno Fernandes), czołowy talent Bundesligi i jeden z najdroższych transferów w historii klubu (Jadon Sancho), doświadczony snajper z bogatym dorobkiem (Edinson Cavani) i etatowy reprezentant Anglii oraz zdobywca blisko 100 goli dla Manchesteru United (Marcus Rashford) trzeba wymagać więcej. Ale co może począć menedżer, jeżeli jego zawodnicy oddają po 30 strzałów w meczu i nic nie wpada?
POPRZECZKA IDZIE W GÓRĘ
Mimo tego Rangnick realizuje cel w Premier League, czyli jest minimum w czwórce. Trzeba jednak pamiętać, że tylko dwa punkty traci do Czerwonych Diabłów Arsenal, a rozegrał jak do tej pory trzy spotkania mniej. Finisz w TOP 4 nie jest więc wyłącznie w rękach MU i może się okazać, że punty stracone z ekipami ze środka i z dolnej połowy tabeli jeszcze zabolą.
Szczególnie, że łatwo już było. Tu wracamy do kwestii z początku tekstu, czyli nadchodzących tygodni, które dla klubu z Old Trafford będą kluczowe. Najpierw 6 marca derby z Manchesterem City na Etihad. Tydzień później mecz u siebie z Tottenhamem, który też jeszcze wierzy w awans do Ligi Mistrzów. Trzy dni później czeka ich rewanż u siebie z Atletico w 1/8 finału Ligi Mistrzów i remis 1:1 w Madrycie daje Czerwonym Diabłom niezłą pozycję wyjściową. Przez awans Liverpoolu do kolejnej rundy FA Cup mecz z tym rywalem z 20 marca musi zostać przełożony, ale jego nowa data najpewniej zostanie ustalona jeszcze na kwiecień. Wówczas MU zagra jeszcze z Arsenalem, czyli zapewne z najpoważniejszym rywalem o miejsce w czwórce.
TOP 4 to wciąż będzie tylko nagroda pocieszenia, biorąc pod uwagę oczekiwania sprzed sezonu, spotęgowane jeszcze przyjściem Ronaldo. Dziś jednak Portugalczyk przysłania całą dyskusję i rzuca cień na kolegów. A to słyszymy jego wypowiedzi, gdy stara się zmotywować w mediach kolegów, a to docierają plotki, że bez Ligi Mistrzów w przyszłym sezonie opuści klub, by za chwilę taktyczni analitycy debatowali nad tym, czy CR7 pasuje do systemu Rangnicka. Można nieraz odnieść wrażenie, że Ronaldo bohatersko naprawia problemy, które sam tworzy – obronie jest pasażerem i nie angażuje się w pressing, ale łatwo odbić piłeczkę, że przecież nie jest od takich zadań, ale gdy przychodzi co do czego, to potrafi zdobyć decydujące bramki i zapewnić MU punkty.
PEŁNE SKUPIENIE NA DOKOŃCZENIU ZADANIA
Dla Rangnicka to wymagająca sytuacja. Wszyscy zdają sobie sprawę, że jest tylko menedżerem tymczasowym, stąd częste sugestie, że nie ma autorytetu w szatni i piłkarze zdają sobie sprawę, że jego decyzje nie są do końca wiążace. Nie milkną też różne przecieki z szatni, które trzeba mimo wszystko czytać z pewnym dystansem, jednak to kolejny przykład tego, że w MU różne rzeczy łatwo przedostają się do mediów, zapewne za pośrednictwem agentów.
Poza tym nie dość, że Niemiec musi myśleć o tym, by jak najdalej zajść w Lidze Mistrzów i skończyć ligę w czołowej czwórce, jest zaangażowany w proces poszukiwania nowego menedżera i szykuje się do roli doradcy, jaką ma pełnić przez dwa kolejne sezony. Na finiszu sezonu przydałby się jednak bardziej klarowny podział zadań i Rangnick przede wszystkim musi pomóc drużynie na boisku.
Owszem, przeróżne problemy Manchesteru United wynikają z tego, co działo się poza nim i jak mało gdzie pasuje to określenie, że ryba psuje się od głowy. Ale na Old Trafford nie mogą sobie pozwolić na stracony sezon, a tak by było, gdyby nie zakończył się nawet miejscem w TOP 4. Po dwóch wcześniejszych kończonych na ligowym podium i pozyskaniu Ronaldo, Sancho i Raphaela Varane'a, to byłaby wręcz katastrofa. To dlatego najbliższe tygodnie są dla Czerwonych Diabłów tak istotne. Poprzeczka idzie w górę, a pierwszy poważny test przeprowadzi Pep Guardiola.
Komentarze 0