Lawina błędów w obronie i zależność od jednostek. Tottenham musi zatrzymać zjazd

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Tottenham
Fot. Glyn Kirk/Pool via Getty Images

Dwa miesiące temu Tottenham prowadził w Premier League i wydawało się, że może nawet powalczyć o mistrzostwo Anglii. Teraz nawet TOP4 jawi się jako odległa perspektywa. W tym miejscu warto zadać sobie pytanie: co poszło nie tak?

Ostatnie tygodnie to kolejna porcja pesymizmu dla fanów Spurs. Cztery porażki w pięciu ostatnich spotkaniach w Premier League i odpadnięcie z FA Cup sprawiły, że Liga Mistzów się oddaliła i przepadła szansa na zdobycie trofeum. Osłodą jest jedynie Liga Europy, jednak tam zwycięstwa takie, jak 4:1 z austriackim Wolfsbergerem w 1/16 finału są obowiązkiem londyńczyków. Jose Mourinho może być jednak spokojny – tak przynajmniej twierdzą dobrze poinformowane źródła wokół klubu. Portugalczyk ma zaufanie Daniela Levy'ego, prezes zresztą ma zdawać sobie sprawę z konieczności wzmocnienia drużyny, jednak fani zaczynają tracić cierpliwość. Mourinho to trener, który broni się dobrymi wynikami, a nie ładnym stylem gry. Tyle, że tych ostatnio nie osiąga.

SEZON DWÓCH POŁÓW

Dotychczasowy sezon Tottenhamu w lidze można rozłożyć na dwie połówki – pierwsze 12 meczów i 12 spotkań od tego czasu. Po tej pierwszej części Tottenham prowadził w Premier League. Była połowa grudnia, para Harry Kane i Heung-min Son fruwała po boisku, zespół błyszczał skutecznością po obu stronach boiska, co pokazuje bilans bramkowy (24:10).

Złą serię rozpoczęło spotkanie z Crystal Palace. Spurs prowadzili 1:0, jednak z każdą minutą byli spychani coraz głębiej i głębiej, stracili bramkę i dopiero w samej końcówce ruszyli po zwycięstwo. Wówczas zatrzymał ich przed tym Vicente Guaita, ale to było ostrzeżenie – pragmatyzm przy niskim prowadzeniu nie popłaca. Zamiast bronić korzystnego wyniku, warto ruszyć po drugą bramkę. Po meczu Mourinho oczywiście odwracał od tego uwagę, tłumacząc m.in., że... to Palace za późno wyrównało, bo gdyby jego piłkarze mieli więcej czasu na odzyskanie prowadzenia, to zrobiliby to.

To był jednak tylko wstęp. Od tego czasu Tottenham ten sam scenariusz powtórzył w starciach z Wolverhampton i Fulham (po 1:1), ale co gorsza zaczął regularnie przegrywać. Wspomniana druga połowa sezonu, czyli kolejne 12 meczów od połowy grudnia, to bilans zaledwie trzech zwycięstw, trzy remisy i aż sześciu porażek. W tym czasie Spurs strzelili tylko 12 goli, a stracili 15. Zjechali z pozycji lidera na dziewiątą w Premier League i na Mourinho spadła krytyka.

Tottenham statystyki
źr. Sky Sports

SPADEK W KAŻDYM ASPEKCIE

Portugalczyk to trener specyficzny. Jak wielu w tym fachu jest uparty i będzie obstawał przy swojej wizji, dlatego – choć wielu zadaje sobie pytanie, dlaczego Tottenham nie gra lepiej w ataku przy tym potencjale ludzkim i strzela o połowę mniej goli – on zwraca uwagę na obronę. I rzeczywiście widać tam problem.

Świadczy o tym nie tylko wyższa liczba goli traconych w drugiej części sezonu, ale inne liczby. W pierwszych 12 spotkaniach londyńczycy pozwalali rywalom na oddawanie średnio 3.4 strzałów celnych na mecz. Teraz ta średnia wynosi 5. Współczynnik expected goals, do jakiego dopuszczali Spurs, wynosił wcześniej średnio 0.87 na mecz. W ostatnich 12 meczach to jednak 1.4. Operujemy na niewielkich wartościach, ale w futbolu to spore różnice. A do tego dochodzą błędy.

Mourinho nawet nie chciał rozmawiać niedawno o nich rozmawiać, twierdząc, że robi się to już nudne i powtarzalne. Tych faktycznie jest sporo, przypomina się chociażby bezmyślny faul Erica Diera w przegranym spotkaniu z Chelsea (0:1) czy pomyłki na wagę porażki z Leicester City w grudniu (0:2). Błędy zadecydowały też o porażce z Evertonem w FA Cup (4:5). One przyczyniają się również do tego, że nikt w tym sezonie Premier League nie zgubił więcej punktów w spotkaniach, w których prowadził do przerwy.

CIĄGŁA ROTACJA Z TYŁU

Nic więc dziwnego, że menedżer Tottenhamu kombinuje. Od początku swojej kadencji w tym klubie cały czas nie wyklarowała mu się podstawowa obrona, a u Mourinho to fundament. Można zastanawiać się, dlaczego nie spróbuje przykryć tego potencjałem ofensywnym, ale to człowiek, który musi mieć solidne fundamenty i wiarę we własną defensywę, by uwolnić innych piłkarzy. W przeciwnym wypadku pomocnicy i napastnicy muszą pomagać na swojej połowie, bo zostawienie obrońców samych na atakujących rywali może skończyć się źle. Stąd często zaciągny hamulec ręczny i zachowawcza gra, co było widać już na początku słabszej serii.

Obecny sezon już jest dla Tottenhamu wyczerpujący. Mecz z Wolfsbergerem w czwartek był już 39. we wszystkich rozgrywkach. W 33 z nich Mourinho decydował się na czwórkę z tyłu, gdzie podstawą powinna być współpraca stoperów. Tej jednak nie ma, bo nie ma stabilizacji. Najczęściej, 13 razy, zagrali obok siebie Eric Dier i Toby Alderweireld. Ośmiokrotnie obok Diera grał Davinson Sanchez. Sanchez i Alderweireld wystąpili wspólnie sześć razy, Sanchez i Ben Davies dwa, Sanchez i Japhet Tanganga również dwa, a szanse dostawał także Joe Rodon. Walijczyk raz zagrał u boku Diera, a raz obok Alderweirelda. To jednak aż siedem różnych par w 33 spotkaniach.

Jako moment zwrotny wskazuje się często pamiętny remis 3:3 z West Hamem, kiedy do 81. minucie Spurs prowadzili jeszcze 3:0, ale potem kompletnie się posypali w defensywie. Wówczas Mourinho wystawił Sancheza z Alderweireldem i po błędach szczególnie tego pierwszego porzucił ten duet na trzy kolejne miesiące. Wcześniej zaczynał parą Dier i Alderweireld, ale odszedł od niej po porażce w meczu otwarcia z Evertonem, bo uznał, że obaj są zbyt wolni, by grać razem. Wrócił jednak do nich po remisie z Młotami, co przez pewien czas dało oczekiwane efekty. To był najlepszy okres Tottenhamu w tym sezonie – siedem meczów, sześć zwycięstw i czyste konta z Burnley, WBA, Manchesterem City, Chelsea i Arsenalem. Z tych spotkań tylko przeciwko The Blues obok Diera grał Rodon, a poza tym filarem był Alderweireld.

TYLKO PUCHAR TO USPRAWIEDLIWI

Od tego czasu zmieniło się jednak wiele. Owszem, atak też spuścił z tonu – dużo gorsze wyniki strzeleckie można jednak połączyć z urazem Harry'ego Kane'a. Widać było, że bez niego nie ma kto łączyć gry ofensywnej. Najbardziej było to widać z Brightonem, kiedy Tottenham przegrał 0:1 i praktycznie nie stworzył zagrożenia. Anglik jest już jednak gotowy, więc powinno się to zmienić na lepsze. Ponadto w pierwszej połowie sezonu Spurs ratowała znakomita skuteczność na poziomie ponad 17% – to wskaźnik, który trudno podtrzymać i nic dziwnego, że później zaczęło się równanie do średniej i spadek w okolice 11%.

Tottenham Hotspur - Harry Kane
Fot. Tottenham Hotspur FC via Getty Images

Trudno jednak w tym wszystkim odejść od Mourinho. To nigdy nie był trener narzucający innym swoje warunki i wiadomo, że się nie zmieni, ale tym samym Portugalczyk wpędza się w błędne koło. Defensywny styl uzasadniają wyłącznie korzystne wyniki, a tych zwyczajnie nie ma. Mourinho obronić się może jedynie zdobyciem trofeum, a tu szanse są dwie – finał Pucharu Ligi z Manchesterem City w kwietniu i szansa w Lidze Europy.

Ostatnio jednak Jamie Carragher argumentował, że to nie byłby dla Spurs krok do przodu. Owszem, klub długo czeka na zdobycie trofeum i Mourinho przychodził po Mauricio Pochettino po to, by włożyć coś w końcu do gabloty, ale drużyna obniżyła loty. Może i Argentyńczyk nie wrzucił żadnego Carabao Cup do dorobku, za to regularnie finiszował w pierwszej czwórce i dotarł do finału Ligi Mistrzów. Pucharu nie było, jednak panowało przekonanie, że Tottenham jest o krok od niego, należy do największych w Europie. Dziś już tak nie jest. – Myślałem, że Mourinho przychodzi po to, by podtrzymać te standardy, a przy okazji zrobić ten kolejny krok. Według mnie to obecnie słabsza drużyna niż za Pochettino – mówił ekspert Sky Sports.

Wygranie choćby Pucharu Ligi byłoby niezłym osiągnięciem, biorąc pucharową posuchę, jednak aby Tottenham z Mourinho się rozwijał, to musi być tylko krok do osiągnięcia kolejnego celu. Dystans do TOP4 też nie jest jakiś wielki, a poza tym są jeszcze zaległości do rozegrania, ale coraz bardziej to Liga Europy wygląda na najlepszą szansę, by awansować do przyszłorocznej Ligi Mistrzów. A przy okazji to byłby kolejny puchar do dorobku i pierwszy na europejskim podwórku dla Spurs od czasu zdobycia Pucharu UEFA w 1984 roku.

By jednak wrócić do poziomu sprzed kilku lat warto pomyśleć o wzmocnieniach. Mając na głowie stadion i trudną sytuację finansową w czasie pandemii prezes Levy jeszcze bardziej będzie oglądał każdego funta ze wszystkich stron, jednak pogorszenie się Tottenhamu w ostatnich latach to nie jest wyłącznie wina Mourinho i jego podejścia. Można go winić za zarządzanie sytuacją z Dele Allim czy zachowawcze podejście w starciach ze słabszymi rywalami, jednak są rzeczy poza jego kontrolą. Ostatnie miesiące pokazują dobitnie, że to zespół zbyt mocno zależny od jednostek i zbyt słaby w defensywie, by walczyć z największymi.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.