Marcelo Bielsa jeszcze nigdy nie zdołał pokonać Manchesteru United. Od powrotu do Premier League Pawie bezskutecznie próbują zapolować na swojego wielkiego rywala z Old Trafford. W niedzielę na Elland Road dojdzie do starcia dwóch doświadczonych menedżerów, ale z 71 lat w zawodzie Bielsy i Rangnicka, to Argentyńczyka z pewnością możemy uznać bardziej za trenera z krwi i kości. Po awansie do Premier League Bielsa stworzył z Leeds zespół efektowny i efektywny. Dziś ci sami niemal ludzie dają inne wyniki – mniej biegają, gorzej punktują. Tu i ówdzie można przeczytać o kandydatach do zastąpienia menedżera, co wcześniej nie wchodziło w ogóle w grę. Drużyna nie może być jeszcze pewna utrzymania, to najlepiej pokazuje regres.
Kiedy oba zespoły zmierzyły się na Old Trafford, Manchester United zdemolował przeciwnika. Hat trick Bruno Fernandesa i zwycięstwo 5:1 nie pozostawiły żadnych złudzeń. Bielsa na sam dźwięk nazwy Czerwone Diabły może mieć dreszcze – za jego kadencji drużyna z Elland Road trzykrotnie straciła co najmniej pięć bramek, dwa razy oprawcami byli zawodnicy MUTD.
MNIEJ BIEGANIA
To nie jest dobry moment na taką batalię. Mateusz Klich i spółka są po trzech kolejnych spotkaniach ligowych bez zwycięstwa. Na domiar złego w tym sezonie Premier League wyjątkowo nie potrafią radzić sobie w starciach z zespołami z obecnej czołowej szóstki, przegrali praktycznie wszystko, wyjątek stanowi pokonanie West Hamu United.
W minionej kampanii nie było zespołu, który przebiegłby więcej kilometrów od Leeds. Mało tego – sytuacja, w której to rywal ich zabiegał, były pojedynczymi wypadkami przy pracy. Dziś to norma. Piłkarze Bielsy dzięki temu często wygrywali mecze. Zakładali wysoki pressing, męczyli przeciwnika podwajaniem, potrajaniem krycia i wyprowadzali zabójcze ciosy. Tworzyli niezapomniane spektakle. Dzisiaj to już przeszłość.
Czy są w stanie pójść tropem Brighton and Hove Albion i zmusić Davida De Geę do umocnienia się na pozycji lidera w klasyfikacji bramkarzy zatrzymujących najwięcej strzałów w elicie?
Warto pamiętać o grze w piłkę. Leeds, podobnie jak Leicester City, czy Tottenham już za kadencji Antonio Conte, biega wciąż dużo, jednak obniżyła się zdecydowanie jakość samego futbolu, który mają do zaoferowania zawodnicy Bielsy.
Szwankuje przede wszystkim defensywa. Ilan Meslier co rusz interweniuje i to właśnie on walczy z De Geą o miano najbardziej zapracowanego golkipera ligi.
TĘSKNOTA ZA BAMFORDEM
Do późnej jesieni osiągi bloku defensywnego nie wyglądały jeszcze tak źle. Drużyna traciła 1,5 bramki na mecz. Przed wejściem w 2022 rok zaczęło dziać się coraz gorzej – w kolejnych spotkaniach – aż do dziś – to już 2,3 bramki na mecz.
To nie są jedyne spadki na giełdzie Bielsy. W dół poszły wskaźniki prób odbioru piłki na połowie rywala, a także samo posiadanie. Takiemu zjawisku nie mogą towarzyszyć świetne rezultaty.
Duża część niepowodzeń ekipy z Elland Road to częsta nieobecność Patricka Bamforda. Najlepszy snajper Leeds United z poprzedniego sezonu, z powodu różnych kontuzji, nie może tym razem pokazać swojego olbrzymiego potencjału. To jeden z największych problemów Bielsy – skonstruował drużyne w taki sposób, że napastnik mocno korzystał na harówce pozostałych i nie zawodził w kluczowych momentach. Kiedy go zabrakło, odpowiedzialność nie przełożyła się jednak na całą resztę.
BAWIĄ, ALE CORAZ RZADZIEJ SWOICH
Zimą nie był wzmocnień, trudno za takowe uznać przyjście Mateo Fernandeza z Espanyolu z 900 tysięcy funtów. Bielsa szyje z tego co ma. A efekty są kiepskie – Pawie zdobyły zaledwie 23 punkty, mniej w Premier League mieli raz, kiedy spadli w sezonie 2003-04.
Leeds wciąż bawi, w ich meczach pada bowiem sporo bramek, ponad trzy na spotkanie, ale rzadziej to fun dla ich kibiców. Jeśli już szukać plusów, z pewnością wejście młodzieży do składu. Bielsa, z różnych powodów, musiał stawiać na zawodników poniżej 20. roku życia i dał szansę debiutu aż ośmiu takim chłopakom, co jest najwyższą liczbą w lidze, a nawet więcej – w historii Premier League żaden menedżer nie desygnował do gry takiej liczby młodych.
Leeds wciąż gra szalony futbol – strzela gole po uderzeniach zza szesnastki, ale tak samo je traci, nie umie utrzymywać prowadzeń, jednak miewa piorunujące końcówki. Traci z łatwością bramki po stałych fragmentach i rzadko zachowuje czyste konto. No i nie punktuje dobrze u siebie. Tylko zespoły ze strefy spadkowej są gorsze pod tym względem.
Równo dziesięć lat temu Bielsa pokonał Manchester United. Był wtedy menedżerem Athletiku Bilbao i Baskowie okazali się lepsi w dwumeczu Ligi Europy, wygrali oba mecze. Teraz jednak misja wydaje się dużo trudniejsza. Bielsa traci powab mentora wielkich menedżerów, ale wątpliwe, by zszedł z obranej przez siebie drogi.
Piłkarzy Argentyńczyka czekają ciężkie tygodnie – po starciu z Manchesterem United sprawdzi ich na Anfield Liverpool, potem odwiedzi Tottenham. Dziewiąta lokata z poprzednich rozgrywek, najwyższa od 19 lat, rozpaliła zmysły i dała nadzieję, ale okazało się, że pewne rzeczy są trudniejsze niż chcieliby kibice. O Bielsie nie mówi się już w samych superlatywach, choć z pewnością wciąż jest to menedżer, którego wielu fanów darzy olbrzymią sympatią. Bronią go również niektóre liczby – na przykład procent wygranych meczów, drugi w historii po Donie Revie’em w tym klubie.