Kawał drogi pokonał Osa od czasów, kiedy – owiany aurą tajemniczości – nie wyściubiał nosa poza wrocławski underground aż do momentu, gdy sprzedał dupe, zdobył Złotą Płytę, zagrał na Męskim Graniu i SBM FFestivalu. Wreszcie napizgał kolejny album – nielegal, chociaż Warner; materiał rozpięty pomiędzy zgrywą a sprawami ostatecznymi; pomiędzy trashowym hip-hopem a ogniskowym punk rockiem.
Niepokorny dzieciak z osiedla Kosmonautów długo funkcjonował trochę na zasadach jakiegoś legendarnego stworzenia z opowieści osiedlowych kryptozoologów. Kiedy ostatecznie ukonstytuował się jako wykonawca z krwi i kości, podpisując kontrakt z majorsem i wydając oficjalny debiut, okazał się sensacją, wynoszoną pod niebiosa przez najbardziej nobliwe media w kraju; ściągającą tłumy na te straceńcze jasełka, które obwoził po kraju. Zdechły Osa z popularności zrobił sobie plac zabaw. Odjebałem dobrze – rzuca teraz na wejście w O KURWA, WHOAAH! Ciekawe, co będzie potem? Potem jest BRESLAU HARDCORE.
Dawno temu w kontekście tego, co robi Osa przywoływałem klasyczną wypowiedź gitarzysty Sex Pistols – Steve'a Jonesa: actually we're not into music; we're into chaos. I nie zmienia się nic. On nadal zapisuje chaotyczną i brudną mitologię miejską. Zaprasza Konego z Ćpaj Stajlu, Hadesa, Kosiego, Pikersa i Gicika A'Mane do posse cutu o nawykach, które przepalają styki (NAWYKI). Śpiewa antylove song, wspinając się na wyżyny romantyzmu: za ciebie będę pchał przypał, dopóki się nie doigram (PRZEZ CIEBIE). Fantazjuje o tym, że kiedyś dane będzie wyrzucić tanie prochy przez balkon, wjebać się w monogamię i pograć w gałę (SUMMER SONG). Wysyła depeszę spomiędzy bloków, gdzie ile by nie było dziwek i tak zostajemy sami (MIĘDZY BLOKAMI). Wchodzi niejako w dyskusję z Taco Hemingwayem z WOSKU, zastanawiając się: czy ja jestem z tego pokolenia, którego wygłupy robią się bez znaczenia?
Nieustannie miota się przy tym w rozliczeniach z własnym wizerunkiem. Nazywa swój punk – cosplayem (KURTYZANKA ZA 2 DYCHY); afirmuje, że czuje się przezajebiście i nigdy nie chciał się zniszczyć (ZAKOCHANY KUNDEL), żeby parę indeksów dalej dać ciężką, samotniczą medytację (ŚCIANY POD WRAŻENIEM). Wszystko to za pomocą strzępków zdań; układanych czasem na odpierdol, czasem dla beki, a czasem jakby ostatkiem sił. Bywa w tym cringe'owy, skandując dupa-dupa-dupa albo rymując chłopak z czteropak, ale nie brakuje siły w jego atawistycznej celebracji gówniarstwa.
Ona znajduje także odbicie w warstwie muzycznej BRESLAU HARDCORE, która w pewnej części zostaje podporządkowana napierdalaniu trzech akordów na krzyż, obudowywanych następnie przez Aetherboya1 w ten sposób, żeby powstało jego firmowe hardkor disko. Na szczęście cały materiał nie sprowadza się wyłącznie do tego, bo te juwenalia mogłyby się skończyć już na Sprzedałem dupe. I nie brakuje doskonałych momentów, jak skontrowanie złowróżbnej gitary – westcoastową piszczałą w refrenie NAWYKÓW. Albo ten apokaliptyczny stonerski hymn napędzany dubową pulsacją od echo.xo (DOBRA ŚMIECHAWA) czy retrofuturystyczny beat Da Vosk Docty, przywodzący na myśl dokonania PRO8L3MU (ŚCIANY POD WRAŻENIEM). Swoją drogą – zaskakujące, jak spójny jest ten krążek pomimo dość nonszalanckiej konstrukcji, która obejmuje pozostawienie sporej przestrzeni gościom czy zderzenia na trackliście tak odmiennych osobowości, jak z jednej strony Ćpaj Stajle i Gicik, a z drugiej – Brodka i Sarsa (!).
Zdechły Osa wszedł z witryną na test drugiej płyty. Z tym jednak zastrzeżeniem, że pewna formuła ulega wyczerpaniu i trudno wyobrazić sobie, żeby kolejny materiał znowu dało się ufundować na podwórkowym łobuzerstwie, eksploatowaniu jazdy po bandzie czy na ironicznym dialogu ze swoim. Już teraz zresztą wrocławianin najlepszy jest, gdy się wybebesza – nie uciekając w autosabotaż. Tak było w Hydroterapii u Brodki; tak jest w ŚCIANACH POD WRAŻENIEM czy DO WIDZENIA, gdzie potrafi dać poruszającą treść. Potencjalny plan ewakuacji jest więc gotowy.
Komentarze 0