Lekcje empatii i mrok skrywanych lęków. Serial Ted Lasso nieprzypadkowo ujął Kloppa i Sousę

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Ted Lasso
Fot. 27th Annual SAG Awards/Getty Images for WarnerMedia

Serial „Ted Lasso” nieprzypadkowo zebrał worek nagród, a jego nazwa padła z ust Juergena Kloppa i Mikela Artety. Nawet Paulo Sousa odniósł się do niego po meczu z Anglią. Niech was nie zmylą pozory – ta kolorowa opowiastka więcej niż o piłce mówi o nas samych. To oda do empatii, ale też konfrontacja z mrokiem skrywanych lęków.

Nie doceniłem go. Ponad rok zwlekałem z obejrzeniem pierwszego odcinka, niesłusznie zakładając, że to kolejna infantylna komedia w amerykańskim stylu. Myślę, że wielu ludzi miało podobnie. Główny aktor Jason Sudeikis nie kojarzył się przecież z poważnymi produkcjami, a jego przesadnie uśmiechnięta facjata na plakacie jasno wskazywała charakter serialu.

„Ted Lasso” oczywiście jest komedią, bywa przerysowany, ale pod względem głębi i tego, jakie wątki podejmuje jest unikalny. Nie dziwię się, że trafia w gusta trenerów i psychologów. Wspomniany Mikel Arteta powiedział, że dzięki niemu przetrwał trudne chwile w Arsenalu.

Każdy z nas potrzebuje takich historii: ciepłych jak kubek herbaty, dowcipnych, ale też pozostawiających na końcu jakąś myśl w głowie. Lasso nie konkuruje z produkcjami Amazona, który zagląda wewnątrz Manchesteru City i Tottenhamu. Nie ma w nim analiz taktycznych i marketingowego blichtru. To po prostu serial o świadomości emocjonalnej. Fabuła jest oczywiście naciągana, bo oglądamy trenera futbolu amerykańskiego, który leci siedem tysięcy kilometrów i nagle zostaje szkoleniowcem Premier League. Takie rzeczy normalnie się nie zdarzają. Ale cała reszta istnieje: zdrady, rozwody, samotność, egoizm, maskowanie słabości. Innymi słowy proza życia. Football is life – kto oglądał, ten wie.

PLANETA ZAUFANIE

Lasso nie ukrywa, że nie zna się na piłce. Już na pierwszej konferencji robi słowny fikołek, gdy pada pytanie czym jest spalony. Ma przeciwko siebie wszystkich, ale im częściej słyszy słowo „wanker”, tym coraz mocniej lewituje nad bagnem negatywnośći. Momentami wygląda to jak eksperyment, w którym sprawdza, czy warto być dobrym człowiekiem. Jego supermoce nie są supermocami trenera zamordysty. Ted słucha ludzi, wczuwa się w ich potrzeby i troszczy się o to, by im pomóc. Dawniej popkultura wyplułaby takiego gościa, a dziś pokazuje, że tak też można. Trener nadal jest liderem, ale zamiast rozkazu szuka dialogu. W ogóle cały ten serial jest o wzajemnej trosce. I o tym, że ludzie potrzebują ludzi. W świecie narcyzmu i smartfon-zombie, w którym nienawidzimy coraz więcej rzeczy, a tym bardziej siebie nawzajem, czasem fajnie jest mieć naiwność i wiarę Teda Lasso.

To dlatego ta historia przyciąga wszystkich. Trenerzy znajdą w niej wzorce zdrowego przywództwa, zwykli ludzie – zastrzyk wiary, a kibice choćby takie smaczki jak to, że asystent Teda czyta książki Jonathana Wilsona i Simona Kupera. Mecze komentuje Chris Kamara z angielskiego Sky. Stadion fikcyjnego AFC Richmond to oczywiście obiekt Crystal Palace. Jest też Harry Redknapp, który trzy razy wydzwania do pani prezes z pytaniem o pracę. Jeśli ktoś nie jest kibicem, niewiele straci, bo wszystkie sceny zamiast w szatni równie dobrze mogłyby wydarzyć się w każdym innym środowisku pracy. Wszędzie jest jakiś Jamie Tartt, czyli gwiazda myśląca tylko o sobie albo Nathan, kitman z poczuciem wartości tak niskim, że dostaje skrzydeł, gdy Lasso zapamiętuje jego imię.

ŚCIĄGANIE MASEK

Każda z tych postaci na swój sposób jest krucha. Odmalowuje to obraz piłki jako miejsca, w którym koniecznie trzeba być twardym. Jeśli pierwszy sezon był o zaufaniu, to drugi kopie głębiej. Nadal bywa wesoło, to w końcu sitcom, ale tym razem tematami są trudne relacje ojciec-syn i szeroko pojęte zdrowie psychiczne. Często jest tak, że te dwie sprawy są połączone, co widać w serialu. Sport nie zawsze lubi tę dyskusję. Nie ma w nim miejsca na okazywanie słabości i proszenie o pomoc. Niewiele osób ma odwagę jak Naomi Osaka postawić na swoje zamiast na to czego chcą od niej inni. Wewnętrzne lęki rzadko kiedy znajdują ujście.

Wydawałoby się, że akurat w branży, gdzie stres i wymagania są ogromne, zdrowie psychiczne powinno być priorytetem. Oczywiście nie jest – dlatego dobrze, że tę lukę raz na jakiś czas wypełni Netflix, HBO albo Apple. Trochę mnie to zaskoczyło, że serial, który początkowo wydawał mi się głupkowatym amerykańskim sitcomem podejmuje takie tematy i robi to z dużym wyczuciem. Nagle dowiadujemy się, że za zaraźliwym uśmiechem trenera AFC Richmond kryje się drugie dno. Nie da się być przecież „Panem Wesołym” zaraz po rozwodzie, z dzieckiem oddalonym o tysiące kilometrów, mając jeszcze do tego trudną rodzinną przeszłość. Ted, który jest psychologiem dla innych, sam boi się skorzystać z pomocy pani doktor. Nie umie głośno nazwać tego, co zżera go od środka.

PUŁAPKA CZASU

Dzieje się to nie tylko w jego przypadku. Inni bohaterowie też maskują wewnętrzne bóle. Nie każdy jest tym, kim wydawał się być na początku. Nawet twardziel Roy Kent, wzorowany na Royu Keanie, mięknie, gdy spędza czas z siostrzenicą. Widać jak pod wpływem Teda otwiera serce i głowę. Scena, gdy czyta „Pułapkę czasu” Madelein L’Engle nie pojawia się przypadkowo. W pewnym momencie przestają nas obchodzić kolejne mecze, bo to przecież tylko fikcyjna piłka, kolorowy dodatek, a „Ted Lasso” bardziej niż serialem sportowym jest opowieścią o ludziach.

Można tylko żałować, że dostępny jest na mniej popularnym w Polsce serwisie Apple. Mam wrażenie, że gdyby był na innych platformach, to byłoby o nim głośniej. W Stanach Zjednoczonych już w trakcie pierwszego sezonu powstały tzw. Lassocon, czyli spotkania online widzów, którzy chcieli dyskutować o tym, czego nauczył ich serial. Mnóstwo poradników zarządzania podpina się pod markę trenera Lasso. Kolejni trenerzy zgadzają się, że serial znakomicie obala maczyzm, a Juergen Klopp mówi, że to zaszczyt, iż jego nazwisko pada w tej produkcji.

Nieźle jak na niepozorną, lekką rozrywkę z jowialnym wąsaczem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.