Jeśli zrobiło się o tobie głośno już w wieku 16 lat - wiedz, że coś się dzieje. Lil Tjay zaczynał od podboju SoundClouda, aby stać się jednym z najciekawszych raperów pokolenia Z.
Urodzony w Nowym Jorku, na owianym złą sławą Bronxie - niecałe pięć miesięcy przed zamachami na World Trade Center. Wychowywała go samotna matka, mówił o sobie, że był najbardziej problematycznym dzieciakiem z trójki rodzeństwa, a jako piętnastolatek trafił do poprawczaka za próbę rabunku. Intensywny start.
W twórczości 20-latka wyraźnie słychać echa wczesnego, nostalgicznego Drake’a, czuć też bardziej eksperymentalne podejście Young Thuga. A skoro Tjay mówi o starszych inspiracjach i jednym tchem wymienia Drizzy'ego oraz Meek Milla, to nie ma raczej żadnych wątpliwości, że należy do generacji, która przejmie pokoleniową pałeczkę od obecnych trzydziestolatków i będzie rządzić rapem w najbliższych latach. O ile w kwestii rozgłosu i sławy wszystko się zgadza, o tyle pytanie brzmi: czy uda mu się osiągnąć podobny poziom artystyczny co jego starsi stażem mentorzy?
Nokturnowy trap do radia
Viralową popularność zwiastował już soundcloudowy banger Resume, który otworzył raperowi wrota do kontraktów z majorsami. Kiedy Lil Tjay wypuszczał swój debiutancki album True 2 Myself, był osiemnastolatkiem. Płyta osiągnęła spektakularny sukces komercyjny, ale broniła się również pod względem artystycznym. W Stanach Zjednoczonych sprzedano milion egzemplarzy, co przełożyło się na platynowy certyfikat. W 2020 roku perspektywicznego młodziaka spotkało kolejne wyróżnienie: obok Baby Keema, Chiki czy Fivio Foreigna został wybrany do grona XXL Freshman Class.
Co poza obecnością w plebiscycie XXL łączy Roddy’ego Riccha, Polo G i Lil Tjaya? Zamiłowanie do melancholii, smutku i rozpaczliwego tonu, ale przemycanego pod melodyjną przykrywką. Bity na True 2 Myself były zdominowane przez wolniejsze tempo i płaczliwe pianino, a nawijka nastoletniego wówczas rapera kręciła się wokół tematów związanych z mroczniejszą stroną życia. Na przykład rozliczeniem pobytu w więzieniu. Zresztą niewiele zmieniło się na sofomorze. Nie oznacza to jednak wcale, że Tjay to histeryczny smutas i nie potrafi robić trapowych hiciorów. Co to, to nie. Jego wizja rapu to w zasadzie skrojone pod radiowe rozgłośnie popowe piosenki, ale z kontrolowaną dekadencją i miłosnymi opowieściami w tle.
Viralowość wpisana w krew
Nowojorski młodziak bryluje nie tylko w przyzwoitym, świeżo brzmiącym trapie, ale również w statystykach. Wystarczy spojrzeć na jego wyniki w serwisach streamingowych i w social mediach. Niespełna 25 milionów miesięcznych słuchaczy na Spotify, single regularnie przekraczające dziesiątki, jak nie setki milionów odtworzeń, a do tego ponad 5 milionowy fanbase na Instagramie i prawie 3 bańki na TikToku.
Pomijając zawrotne osiągnięcia debiutu, wydany na początku kwietnia sofomor Destined 2 Win zwiastował singiel Calling My Phone, który stał się social mediowym viralem i w zasadzie zrobił większość akcji marketingowej wokół drugiej płyty nowojorczyka. Na samym TikToku jego fragment wykorzystano przy 260 tysiącach videosów, co po raz kolejny potwierdza, jak potężną trampoliną jest dla wielu artystów ten kanał. Takie zasięgi nie powinny specjalnie dziwić, skoro numer przywołuje na myśl szczytowe osiągnięcia Majid Jordan, dvsn czy Drake’a, a do tego na feacie dograł się ulubieniec fanów i fanek pościelowego r’n’b - 6LACK. Pierwszy tegoroczny singiel Tjaya to przykład robienia muzyki popularnej AD 2021 w epoce zdominowanej przez krótki attention span, viralowość i playlisty z TikToka.
Może nie jest to album przewyższający jakością jedynkę, może nie jest to muzyczne wizjonerstwo i szczyt trapowych osiągnięć, a momentami materiał cierpi na klątwę albumów skrojonych pod serwisy streamingowe i nieznośnie się dłuży, ale finalnie mamy kawał rzetelnie zrobionego trapu. Tjayowi wraz z producencką ekipą udało się połączyć świeżo brzmiący rap z agresywniejszym drillem, sypialnianym r’n’b i popem o wysokim stężeniu viralowości. Jeszcze niech trochę podszkoli się w songwriterstwie, a poziom, jaki obecnie reprezentuje Polo G jest jak najbardziej osiągalny. Chciałoby się więcej tak dobrych i chwytliwych numerów jak singlowy Headshot, wspomniany Calling My Phone czy letniaczek Move z Saweetie i Tygą. Mniej wypełniaczy, a w zamian dużo konkretnych strzałów.
Lil Tjay jest gwiazdą o niesamowitych zasięgach, ma dopiero 20 lat i - jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego - wrota do zawrotnej kariery stoją przed nim otworem. Już pędzi sześciopasmową autostradą, a strach pomyśleć, jakie jeszcze sukcesy czekają go w niedalekiej przyszłości. Czy tak wygląda jeden z najważniejszych raperów młodego pokolenia? Możliwe.