List do Rasmentalism, czyli kilka słów o upływie czasu w przededniu premiery albumu "Geniusz"

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
rsmnt.jpg
fot. Ania Bystrowska

Nie jestem pewien czy to list do nich, czy do mnie, ale teledysk Dzisiaj nie zasnę zapowiadający płytę Geniusz, której zawartość znam już częściowo z prewek, stanowił asumpt do napisania kilku słów. I tak jak u Flexxipów - górę wezmę tu emocje, a nie intelekt.

Czas zapier*ala jak nawijał Lee Majors. Pamiętam jak dziś, kiedy pod koniec 2009 roku sprawiłem sobie Duże rzeczy i w moim mniemaniu - jako dwudziestoparolatka - to była najbardziej cool rzecz pod słońcem. Materiał Weny i Rasmentalism stanowił dla mnie niejako ścieżkę dźwiękową do tych czasów beztroski i przypału, kiedy kompulsywnie pochłaniane książki i płyty zapisują się w świadomości na poziomach zdecydowanie bardziej personalnych niż ma to miejsce później. Zbudowanie relacji z numerami Rasa i Menta było przy tym o tyle naturalne, że oni to rocznik '85, a ja '86, więc funkcjonujemy w tym samym kontinuum pokoleniowym.

Przed kilkoma dniami światło dzienne ujrzał obrazek do Dzisiaj nie zasnę, który zwiastuje kolejne wydawnictwo chłopaków i mimowolnie zacząłem się zastanawiać, czy wciąż mam do Rasmentalism stosunek fanowski. Na pewnym etapie bycie fanem artystów, a nie jego konkretnych wydawnictw musi jednak wydawać się szemrane intelektualnie. Po prostu zdrowiej oddzielić sobie twórcę od dzieła, żeby nie skończyć nagle jako szalikowiec Jesus is king.

Mógłbym na jednym wdechu wymienić tysiąc pięćset wykonawców, których ruchy postrzegam jako wzorzec tego, co da się zrobić z muzyką popularną i nie pomyślałbym o Rasmentalism; na krańcach rozhuśtanej amplitudy samopoczucia często sięgam po inną twórczość, ale trudno byłoby mi wskazać zespół, którego dyskografia byłaby dla mnie ważniejsza. W sensie - jak bardzo spina się ona z tym, co działo się w moim życiu.

Nie umiałbym dzisiaj pisać o tym, co nagrywają Arek i Kamil wyłącznie w kategoriach muzycznych. Ich piosenki mam zakodowane jako tło do całego kalejdoskopu wydarzeń, które miały wpływ na to, kim teraz jestem. Rasmentalism towarzyszył mi w naprawdę trudnych momentach jak wtedy, gdy zaliczyłem twarde lądowanie w dorosłość, bo - jak wielu rówieśników - zorientowałem się nagle, że dużo więcej potrafię niż mogę. Albo kiedy kilka lat później zupełnie się pogubiłem, leciałem za wysoko i dotarłem do miejsca, w którym nie chciałbym się więcej znaleźć - czego osoba postronna nie zrozumie, ale moi przyjaciele doskonale wiedzą, dlaczego materiał zawarty na 1985 jest dla mnie tak fundamentalny.

Zdarzyło mi się spotkać z opiniami zarzucającymi Rasowi pewną normikowość czy konfekcję, tymczasem uważam zasadniczo, że faktor dramatyczny w jego tekstach jest kompletnie niedoszacowany. Ale to wynika poniekąd stąd, że przyzwyczajono nas w popkulturze do ostentacji, tymczasem on jest poetą codzienności, który o sprawach życia i śmierci pisze na marginesach. Podobnie jak zrobił to na przykład Wes Anderson w filmie Grand Budapest Hotel. Podejrzewam, że Arek mógłby wyrażać się w rapie z większą emfazą, ale stosując takie a nie inne środki jest po prostu bliżej tych wielkomiejskich realiów, gdzie zdecydowanie mniej osób spośród nas kończy z nożem w sercu jak Elliott Smith, a większość chowa stany depresyjne czy okołodepresyjne za autoironią albo melanżem.

I chociaż w pierwszych słowach tego listu podważyłem sens relacji artysta - fan, to może jednak warto szukać go właśnie we wspólnej podróży, gdzie sednem jest droga, a nie cel #marciucoelho.

Przyszło nam żyć w czasach wyjątkowej nadaktywności wydawniczej i skróconego czasu przydatności produktu kultury do spożycia, więc każdy punkt zaczepienia jest wartością samą w sobie. Na własne potrzeby odnajduję go właśnie w możliwości skonfrontowania się z  tym, w którym miejscu znajdują się aktualnie Ras i Ment XXL. I chociaż oni mogą nie znajdować się już w epicentrum hype'u, Geniusza wypatruję z podobną niecierpliwością jak Za młodzi na Heroda, gdy podpisanie Rasmentalism przez Asfalt odbierałem niemal jak osobisty sukces. Aż strach oglądać się za siebie, ale trzeba było swoje przeżyć, by jedni zaczęli nagrywać grown man music, a inni na to czekać. I to jest coś na kształt podziękowania.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.