Rywalizacja o czwarte miejsce na koniec sezonu zapowiada się ekscytująco. Warto wierzyć, że o mistrzostwo również, choć Manchester City nie chce zdradzić jakichkolwiek objawów słabości. Potykający się Manchester United, pewny siebie Everton i coraz mocniejsze Newcastle United. Kolejny dobry mecz Jakuba Modera i kolejna porażka Tottenhamu, męczarnie Liverpoolu na Turf Moor, wreszcie zwieńczenie kolejki w Leicester, z emocjami do ostatnich sekund. Tutaj nigdy nie ma nudy!
Osiem punktów dzieli czwarty w tabeli West Ham od dziewiątego Brighton and Hove Albion. To co dzieje się za plecami trzydrużynowej ucieczki, w której jadą City, Liverpool i Chelsea, daje nam wielkie nadzieje na pasjonujący finisz. Dlatego David Moyes ma prawo żałować, że jego drużyna tak pokpiła sprawy na King Power Stadium.
NOWE LEICESTER
W ostatnim czasie mogliśmy przywyknąć do tego, że kiedy Młoty spotykają się z Lisami, wygrywają pewnie i wysoko. Tym razem wydawało się, że po dobrym początku spotkania znów to zrobią. Niesamowity czas przeżywa Jarrod Bowen, który znów trafił, a do tego dorzucił asystę. Dziś tylko Mohamed Salah jest w Premier League piłkarzem mającym większy wpływ na swoją drużynę w kwestii asyst i bramek.
Śmiało możemy powiedzieć, że WHU to nowe Leicester. Lisy rok po roku biły się o Ligę Mistrzów, londyńczycy byli blisko tych rozgrywek po dobrym poprzednim sezonie, a teraz przewodzą grupie pościgowej i mimo remisu na King Power Stadium wciąż zajmują czwarte miejsce.
Brendan Rodgers i jego drużyna totalnie się pogubili. Z jednego z najmocniejszych zespołów w lidze stali się przeciętniakiem, ale druga połowa meczu przeciwko West Hamowi pokazała, że są tam ciągle pokłady jakości, tylko niezwykle rzadko uwypuklone przez piłkarzy. Kilka bardzo dobrych momentów, szczególnie gdy tempo podkręcał Harvey Barnes i piękny gol Ricardo pokazały nam lepsze oblicze Lisów i być może to jest światełko w tunelu dla Rodgersa.
Oczywiście Leicester City nie zagra w tym sezonie już o nic poważnego, West Ham zaś – przeciwnie. Gdyby drużyna ze stolicy nie była tak chimeryczna, tak nieobliczalna, pewnie ze spokojem mogłaby już pilnować niezłej przewagi nad resztą w walce o pierwszą czwórkę. Ale West Ham się miota. Raz gra świetnie, innym razem męczy.
Brendan Rodgers i jego drużyna totalnie się pogubili. Z jednego z najmocniejszych zespołów w lidze stali się przeciętniakiem, ale druga połowa meczu przeciwko West Hamowi pokazała, że są tam ciągle pokłady jakości, tylko niezwykle rzadko uwypuklone przez piłkarzy
W Leicester znów był nierówny, w drugiej połowie miotał się i szarpał, by dopaść rywala w końcówce dzięki swojemu ukochanemu rzutowi rożnemu. Dwanaście bramek zdobytych po dośrodkowaniach to najlepszy wynik w lidze. Wszyscy wiedzą, jak gra zespół Moyesa, a prawie każdy daje się nabrać. Choć mam olbrzymie wątpliwości czy gol Craiga Dawsona powinien zostać uznany.
KRYZYS W TOTTENHAMIE
Miniony weekend to wielka wygrana Southampton, Święci w ciągu kilku dni przywieźli cztery punkty z Old Trafford i Tottenham Hotspur Stadium, ale o tym nie będę się akurat rozpisywał – zrobił to już Michał Gutka TUTAJ. Na uwagę zasługuje z pewnością niski lot Tottenhamu – kolejna porażka i duży ból głowy Antonio Conte. Włoch nie zwykł przegrywać na własnym boisku meczu za meczem, takie rzeczy nie zdarzyły mu się od dwóch lat, ale o ile z Southampton Spurs nawiązali walkę, zostali pokonani po pięknym meczu pełnym dramaturgii, to Wolves pożarli ich na zimno. Piłkarze Bruno Lage’a zasługują na brawa, ładnie pozbierali się po porażce z Arsenalem, szybko zrestartowali system i wrócili na dobre tory. To nie jest drużyna, która rzuci nas na kolana i będzie stwarzać spektakle, natomiast pragmatyzm na Molineux musi imponować.

Na Tottenham patrzy się po prostu źle. Nie widać radości z gry i choć Conte poprawił niemal wszystkie parametry w stosunku do tego, co robił z zespołem Nuno Espirito Santo, to na próżno szukać fajerwerków. Nie układa się współpraca pomiędzy Kane’em a Sonem, a środek pola funkcjonuje bardzo przeciętnie, co Southampton obnażyło bez litości. Conte mówi, że „nie można kupić mentalności zwycięzców” i ma rację. Kibice na pewno są zaniepokojeni – zarówno ostatnimi wynikami i postawą drużyny, jak i słowami menedżera. W końcu przyszedł do klubu po to, żeby zmienić mentalność i dać trofea.
Potknięcia Tottenhamu sprawiły, że od razu osunął się na dalsze pozycje w tabeli ligowej. Poraża też bilans bramkowy Spurs – minus jeden. I choć z całej stawki drużyn bijących się o czwórkę to właśnie Tottenham i Arsenal mają najmniej rozegranych spotkań (po 22), nikt przy zdrowych zmysłach nie dopisze Kogutom kompletów punktów w tychże. Z taką grą o Top 4 mogą zapomnieć.

GENIALNY STERLING
Rywalizacja za plecami czołowej trójki jest tak zacięta, ponieważ uczestnicy grupy pościgowej nie mają wyraźnego lidera. Właściwie każdy się potyka, w tym Manchester United, który najpierw stracił punkty na Turf Moor, a w sobotę u siebie z Southampton. Przebłyski to zdecydowanie za mało, by wyraźnie pokazać innym, że nie ma lepszego kandydata do gry w Champions League w kolejnym sezonie niż ekipa z Old Trafford.
Ralf Rangnick szuka dobrych rozwiązań, ale z obozu United coraz częściej słychać głosy, że nie może ich znaleźć. Cztery stracone w ostatnich dniach punkty mogą bardzo dużo ważyć. Na domiar złego sąsiedzi z City grają koncertowo i prują po tytuł. Raheem Sterling postanowił zapomnieć na chwilę o słabym wejściu w ten rok (bez gola) i strzelić od razu trzy. Tym samym Anglik z marszu stał się najlepszym strzelcem drużyny Pepa Guardioli. To już 115 bramek za kadencji Katalończyka. Za moment Sterling prześcignie Sergio Aguero (124). W Norwich na dźwięk jego nazwiska będą drżeć ze strachu. W tej chwili bilans Sterlinga z Kanarkami jest imponujący – 11 meczów i 8 goli.
Juergen Klopp obiecał nam, że będzie ścigał lidera do utraty tchu i to czyni. Jego zespół zdał test w gabinecie dentystycznym Seana Dyche’a i wygrał 1:0 po bezbarwnym występie swojego słynnego trio ofensywnego Salah – Mane – Firmino. Kolegów uratował Fabinho, golem po rzucie rożnym. The Reds załatwili więc gospodarzy ich własną bronią, stałym fragmentem.
Ralf Rangnick szuka dobrych rozwiązań, ale z obozu United coraz częściej słychać głosy, że nie może ich znaleźć. Cztery stracone w ostatnich dniach punkty mogą bardzo dużo ważyć. Na domiar złego sąsiedzi z City grają koncertowo i prują po tytuł
Na ten moment zespoły ze strefy spadkowej: Norwich, Watford i Burnley jak najbardziej zasługują na to, by tam być. Grają archaiczny futbol, nie umieją zdobywać bramek i pasują idealnie do Championship. Wygrana Newcastle za sprawą trafienia Kierana Trippiera, już trzecia z rzędu, pokazuje, ile w piłce znaczą dobrze wydane pieniądze. Eddie Howe szybko poukładał sprawy i za moment nie będzie musiał się oglądać za plecy. Watfordowi niewiele pomogła zmiana menedżera, nie zdziwię się jeśli Roy Hodgson zaraz straci robotę. Wygrana Brighton na Vicarage Road była opatrzona stemplem solidności Mew. Cieszy kolejny dobry występ Jakuba Modera. Polak błyszczy w zespole Grahama Pottera. Jedyne czego w tej chwili mu brakuje to szczęście w sytuacjach podbramkowych, bramki znów były blisko, ale nie padły. Czekamy na odczarowanie. Może już we wtorek na Old Trafford?

Komentarze 0