UEFA zgodnie z rozrostową filozofią co chwilę pozwala na więcej – mistrzostwa Europy powiększyła do 24 reprezentacji, zezwoliła na pięć zmian oraz powołanie 26 piłkarzy na turniej, a nie jak zwyczajowo 23 nazwisk. Mając w głowie specyfikę najbardziej napiętego i problematycznego sezonu, z tej opcji skorzystali wszyscy selekcjonerzy finalistów, poza naszym grupowym rywalem Hiszpanią. Tam, gdzie inni dostrzegli szansę, Luis Enrique zobaczył konflikt. Konflikt wybujałych ego piłkarzy.
Luis Enrique jako jedyny selekcjoner nie chciał zabierać 26 graczy do ostatecznej kadry. Ku zaskoczeniu, powołał 24 zawodników, czyli pozwolił sobie na jedno nazwisko więcej. Mógłby tam zmieścić Sergio Ramosa, Nacho Fernandeza, Jesusa Navasa, Sergio Canalesa albo Iago Aspasa, ale Lucho nie dostrzegał w tym szansy. Mając tak wyrównaną kadrę, powiedział wprost: po co mi kolejni, aby zwiększyć liczbę niezadowolonych w drużynie? I tak planuje wykorzystać 18-19 piłkarzy, więc kolejni rozczarowani brakiem gry są mu zbędni.
My do dzisiaj wypominamy Karolowi Linettemu, że jako jedyny z pola nie wszedł na boisko podczas mundialu w Rosji. W myśl filozofii Luisa Enrique: lepiej mieć pięciu nieszczęśliwych i dotkniętych, niż siedmiu. Nie chciał wysyłać większej liczby piłkarzy na trybuny, aby czuli się jak kibice. Aby wyczuwali, że są odsunięci na boczny tor, tracili koncentrację, nie wpływali na rywalizację. Chociaż każdy marzy o występach i turnieje piszą najróżniejsze scenariusze, zawodnicy takie rzeczy już czują: albo jesteś brany pod uwagę i wiesz, że zagrasz, albo czujesz się zapchajdziurą. Czy to mistrzowie świata, czy zespół z okręgówki – dynamika każdego zespołu i specyficzny klimat szatni są identyczne na każdym poziomie.
Oto też jeden z głównych powodów, dlaczego na Euro nie otrzymał powołania symbol reprezentacji i jej rekordzista Sergio Ramos. Oficjalnie Luis Enrique powiedział o kontuzji 180-krotnego reprezentanta kraju, lecz w rzeczywistości wyczuwał, że może mieć z nim problem, a jego postać potencjalnie może zabrudzić atmosferę. Z prostego powodu: Ramos jest tak pewny siebie i przekonany o swojej wielkości, że nie dopuszcza w głowie ławki rezerwowych. Nie jest do tego przyzwyczajony. Skoro jest zdrowy, to musi grać. A Lucho widząc jego sporadyczne występy w ostatnich miesiącach, nie dostrzegał tam formy. Więc nie chciał też powierzać mu defensywy narodowej. Niektórzy zastanawiali się, czy nie lepiej byłoby wziąć Ramosa na jedno z pozostałych dwóch miejsc – choćby dla atmosfery. A Enrique przewidywał, że ona może zacząć się zagęszczać, kiedy największa postać reprezentacji zostałaby rezerwowym z powodów sportowych.
Były trener Barcelony ma swoje święte zasady, ale też doskonale rozumie dynamikę szatni. Niektórzy zarzucają mu prywatę i konflikty, ale on szuka chemii w drużynie. Brak powołania Sergio Ramosa był dla całego kraju szokujący, jednak ani na to nie zasłużył, ani potencjalnie mógłby się nie pogodzić ze zmianą hierarchii. Lepiej nie smrodzić we własnej grupie. Tak samo jak niesprawiedliwe sportowo było pominięcie Iago Aspasa, lecz rolą selekcjonera jest stworzenie najlepszej grupy, a nie zabranie na turniej najlepszych piłkarzy. Aspas jest piłkarzem zjawiskowym, jednak funkcjonującym w swoim specyficznym królestwie w Celcie Vigo, gdzie jest traktowany jak pół-bóg. Już teraz ma zapewnioną rolę przyszłego dyrektora sportowego, ma mnóstwo do powiedzenia w gabinetach, namawia innych piłkarzy do transferów, stał się pomnikową postacią i wszystko kręci się wokół niego. A Luis Enrique nie tyle go nie ceni, co nie czuje, że byłby odpowiednią postacią do jego konkretnej taktyki. Lucho ma sztywne założenia i absolutnie precyzyjne wymagania. A Iago Aspas jest wolnym elektronem. Sam mówi: o tym, na jakiej pozycji zagram, decyduje sam rywal. Wypatruje słabego punktu, na przykład na lewej obronie, i wtedy wybiera sobie sektor boiska. I to jedna z przyczyn, dlaczego Luis Enrique nie widział go w swoim planie taktycznym.
Lucho to człowiek kochający grę va banque i niezważający na opinię publiczną. Gdy ktoś sugeruje mu, że postąpił nieoczywiście i może się pomylić, on przypomina, że jest selekcjonerem i to jego święte prawo wyboru. Innymi słowy: wy sobie możecie. Podejmuje gigantyczne ryzyko i wystawia się na pierwszy plan – potencjalnie jego charyzma i zmysł taktyczny będą największymi atutami Hiszpanów, lecz jeśli zawalą turniej, winny nie będzie De Gea, Busquets, Thiago ani Jordi Alba, tylko sam trener. Wystrzelą do niego z podwójną siłą. On jednak zawsze tak działał, będąc przekonanym o swojej czutce.
I dlatego jako jedyny powołał 24 piłkarzy. Na obronę logiki tej decyzji powtarza, że przecież na 48 godzin przed pierwszym meczem ze Szwecją może wymienić dowolnego kontuzjowanego piłkarza. Wtedy wyrwie kogoś z wakacji tak jak Pablo Sarabię, który zupełnie nie spodziewał się powołania po takim sezonie w PSG. Dziennikarze ani kibice również. Może się zdarzyć, że przez ten miesiąc piłkarze zaczną padać jak muchy, a jemu zabraknie dodatkowej opcji. Wtedy od razu podniesie się szum: przekombinował, zamiast dać sobie komfort wyboru. Ale Lucho lubi decyzje niestandardowe i ciekawe. Logiki nie sposób mu odmówić. U Hiszpanów tych potencjalnie niezadowolonych ze swojej roli będzie mniej. To zarazem oznacza mniej zgniłych jabłek patrzących w innym kierunku i podkopujących autorytet selekcjonera. A czy bliżej będzie mu do wizjonera, czy do przekonanego o swojej racji ryzykanta, ostatecznie zdecyduje rezultat Hiszpanów na Euro.