Najlepszy tercet napastników, jaki oglądaliśmy w ostatnich latach, to Neymar, Suarez, Messi w Barcelonie w 2015 roku. W Paryżu dojdzie do zlepienia 2/3 tego legendarnego składu, a uzupełni go najbardziej wartościowy piłkarza świata 22-letni Kylian Mbappe. Biorąc pod uwagę astronomiczne wydatki na pensje, szaloną skalę tego przedsięwzięcia i zainteresowanie paryskim projektem, takiej drużyny w dziejach piłki jeszcze nie było. Dzień transferu Messiego do Paris Saint-Germain jest kolejnym do zapisania w historii futbolu. I chociaż wydaje się to nierealnym snem dla Mauricio Pochettino, argentyński menedżer stanie przed niezwykle trudnym zadaniem. Marketingowo na pewno rozbiją bank, ale sportowo to pułapka – w szatni buchającego ego i przesytu artystów Pochettino musi znaleźć zdrowy balans.
Gdyby zapytać kibica o najlepszy atak w nowoczesnym futbolu, zapewne większość odpowiedziałaby MSN. 2015 rok był szczytowym momentem połączenia latynoamerykańskiej zabawy i europejskich sukcesów, bo przecież Messi, Suarez i Neymar doprowadzili Barcelonę do wygrania Ligi Mistrzów. Jak dotąd ostatniej dla katalońskiego klubu. Nawet będąc postronnym obserwatorem, sztuką było nie docenić ich współpracy. Piętki, siatki, gra na jeden kontakt i zagrania w ciemno. Sprawiali, że piłka wyglądała na najprostszą grę świata: podaj i wyjdź na wolne pole, a Messi podrzuci futbolówkę nad obrońcami. Większość bramek wyglądała w ten sposób: zagraj i ruszaj. Bawili się, jakby wyszli na orlika, a nie grać o Champions League.
Później mieliśmy jeszcze wyskok tercetu Salah, Firmino, Mane w Liverpoolu, lecz tego, co szykuje Paris Saint-Germain w dziejach futbolu jeszcze nie było. Biorąc pod uwagę wartość rynkową, potencjał marketingowy, pozycję w świecie piłki, rozpoznawalność, statystyki, zainteresowanie – przebijają wszystko, co dotąd widzieliśmy. Tak wyobraźnię ostatnio rozpalało BBC, czyli Bale, Benzema, Cristiano, lecz w Paryżu poszli kilka kroków dalej.
Jak bliska relacja i wielka przyjaźń łączy Messiego z Neymarem, widzieliśmy po finale Copa America, gdy przez kilkadziesiąt sekund trawili skrajne emocje w przytuleniu. Gdy Argentyńczycy cieszyli się w najlepsze, kapitan kazał im się odsunąć. W historii Leo miał wielu wspaniałych partnerów – podbijali sobie piłkę z Danim Alvesem, klepali z Fabregasem, rozumieli się bez słów z Xavim oraz Iniestą, zagrywał mordercze piłki do Jordiego Alby, by dostać podanie zwrotne i machinowo zdobywali bramki z przyjacielem Luisem Suarezem. Ale z nikim tak jak z Neymarem nie rozpalał wyobraźni. Brazylijczyk wpadał na szalone pomysły, co sprawiało, że bardziej myślało się o wrażeniach arstystycznych, niż samym rezultacie. Umilali futbol każdemu, oprócz samych przeciwników.
W coraz bardziej schematycznym futbolu dwóch najskuteczniejszych dryblerów świata – i świadczą o tym statystyki, a nie test oka – znajdą się w jednej szatni. W minionym sezonie nikt nie mijał rywali częściej, niż Leo Messi oraz Neymar. Ale akurat oni będą szukali wspólnego dobra. Już w grudniu 2020 roku po pokonaniu Manchesteru United w Champions League Brazylijczyk wyszedł do kamer, by powiedzieć: „Najbardziej pragnę, by znowu grać z Leo Messim. Cieszyć się z nim na boisku i poza nim. Może zająć nawet moją pozycję, to bez znaczenia. Mam nadzieję, że to stanie się już w przyszłym roku”. Nawijał mu makaron na uszy przy każdym spotkaniu, co wakacje, więc kiedy drzwi Barcelony się zamknęły, Paryż był przygotowany.
Ich współpracę można zapowiedzieć jako zabawę z gry komputerowej. Już Neymar wrzucił do social mediów, że czekając na przylot kumpla, ogląda bramki oraz asysty z katalońskich czasów. „Znów razem” – podgrzewał atmosferę. Neymar ma 29 lat, Messi 34 lata, ale ich moc zwiększy zapowiadany na następcę tronu 22-letni Kylian Mbappe. Nie ma dziś popularniejszego gracza wsród młodego pokolenia, niż francuski mistrz świata, co zwiastuje, że słupki popularności tej trójki będą przebijać sufit. Już teraz PSG jest najszybciej rosnącą marką wśród topowych 20 klubów świata, ich koszulki zalewają różne kontynenty przez ich lifestyle'ową wartość, teraz jeszcze zbudowali dream-team wychodzący poza wszelką logikę piłki – najbardziej tę finansową.
To że będziemy oglądać najgłośniejszy tercet w dziejach piłki to jedno, ale że porządku w szatni będzie przy tym pilnował Sergio Ramos, a wokół nich w ataku krążyć będą Angel Di Maria oraz Marco Verratti sprawia, że balans rozsądku został tu mocno zachwiany. Z letniego okna transferowego paryżanie uczynili sobie festiwal życzeń. Lipiec i sierpień miały być dla nich miesiącami sprzedaży, ale pod płaszczykiem pandemii oraz organizacji mundialu w Katarze nagle zasady Finansowego Fair Play przestały obowiązywać Nassera Al-Khelaifiego, przyjaciela UEFA. Potencjalne kary dopiero po mistrzostwach świata, na razie hulaj dusza – piekła nie ma.
Ich wydatki na pensje przekraczają jakiekolwiek zasady. Na biednego przy kolegach może wyjść Achraf Hakimi, na którego paryżanie wyłożą 16 mln euro brutto rocznie, bo Wijnaldum będzie kosztował 20 mln, Donnarumma 24 mln, Ramos 21 mln, a Leo Messi jako wolny agent ponad 100 mln (37 mln rocznie pensji + 13 mln bonusu + 50 mln za podpis + dodatki dla ojca Jorge Messiego). Biorąc pod uwagę, że Mbappe rocznie kosztuje połowę tej kwoty, a Neymar jeszcze więcej, daje to astronomiczne wydatki. Żaden klub nie wydawał jeszcze takich pieniędzy na grupkę gwiazd. Zasady FFP po prostu zostały wyśmiane, a Al-Khelaifi działa na innych zasadach, niż pozostali.
Patrząc na nazwiska, wydatki na pensje i rozmach tego okna transferowego, PSG aspiruje do miana najgośniejszej drużyny w historii dyscypliny. Nawet jeżeli nawet nie mówimy o mistrzu Francji, a przed chwilą to Lille wygrało 1:0 w Superpucharze, marketingowo odjeżdżają światu. Takiego nagromadzenia talentu nie znajdziemy w żadnej innej drużynie świata. I co w tym wszystkim najciekawsze – wcale nie musi im to ułatwić drogi do upragnionej Ligi Mistrzów.
Wystarczy przypomnieć sobie, jak głośno były komentowane paryskie kłótnie o wykonywanie rzutów karnych, przesadzone imprezy Neymara czy najmniejsze gesty Mbappe, aby dojsć do wniosku, że na Parc des Princes może wrzeć przy pierwszej lepszej okazji. Nagromadzenie ego, razem z najlepszym bramkarzem Euro i legendą Realu Madryt, może rozsadzać szatnię. Walka o wpływy będzie niesamowita, biorąc pod uwagę, jacy agenci stoją za każdym z nich i jak bardzo każdy myśli o swoich interesach. To drużyna wręcz filmowa, jakby stworzona na potrzeby jakiegoś scenariusza, ale to może być broń obosieczna. Taki Angel Di Maria, bohater Argentyńczyków, przy takich nazwiskach staje się piłkarzem drugiego albo trzeciego szeregu pod względem zainteresowania medialnego.
Pierwsza myśl jest taka, że każdy menedżer świata powinien zazdrościć Mauricio Pochettino. I coś w tym jest, bo w takim ataku wystarczy nie ograniczać swobody, nie krygować piłkarzy i pozwolić im się bawić, aby cieszyć się z efektów. Ale już same transfery zmieniają jego pierwotną koncepcję, aby dziesiątką drużyny był Marco Verratti. Zapewne Poche nie zmieści go tak wysoko przy superbohaterach ofensywy. Jego największym bólem głowy będzie jednak znalezienie równowagi w tej drużynie. Wiemy bowiem, że po największe sukcesy częściej sięgają najlepsze defensywy, niż najlepsze ofensywy. Częściej po wielkie trofea sięgają najbardziej pragmatyczne, zbilansowane ekipy, a nie najwięksi artyści.
I to jest pułapka, z jaką zmierzy się Pochettino. Dostaje trzy gwiazdy w ataku, które musi nakłonić do wspólnej pracy defensywnej. Odpowiednio rozłożyć im zadania i zarządzać ego. Bo dlaczego Mbappe ma wracać do defensywy, skoro Messi może człapać i działać na specjalnych zasadach? Dlaczego Neymar może się kiwać w nieskończoność, skoro inni dostają za to burę? Przed nim naprawdę trudne miesiące pełne sytuacji, kiedy otoczenie będzie wymagać sprawiedliwości, a inni wyjątkowego traktowania. Przez lata to było największe wyzwanie w Paryżu, aby znaleźć balans między noszącymi fortepian a grającymi na nim. A to lato jeszcze bardziej zaburzyło strukturę. Mówimy o hiperofensywnej kadrze, gdzie nawet boczni obrońcy – patrz Achraf Hakimi – najchętniej skupiliby się jedynie na atakowaniu. Zapewne większość planów taktycznych rywali skupi się na głębokim bronieniu i kontratakach, gdy wicemistrzowie Francji zapomną o wracaniu do defensywy.
Nic dziwnego, że przy takich ruchach cały świat będzie czekał na potknięcia Paryża. Już w ostatnich latach nie byli ulubieńcami, teraz przy zbudowaniu dream-teamu poza jakimikolwiek ramami finansowymi, tym bardziej wyrastają na wrogów publicznych numer jeden. Będą drużyną budzącą skrajne emocje: ich mecze będę oglądane kilka razy chętniej niż wcześniej, aby zobaczyć tercet z Messim, Neymarem i Mbappe, za to każdy remis będzie globalnym wydarzeniem, a kłótnia wyolbrzmiana do gigantycznych rozmiarów. Teraz już nie ma wyjścia: wszystkie oczy na Paryż, bo takiej ekipy jeszcze nie było. A czy to da im sukcesy, pokażą kolejne miesiące. Wyobraźnia podpowiada, że tam ryzyko klęski i wzajemnych pretensji są prawie tak wielkie jak wybujałe pensje nowych idoli paryżan.