Johan Cruyff naprawdę uważał go kiedyś za najlepszego piłkarza świata. Do Anglii uciekał przed nienawiścią rodaków, po tym jak Gerard Houllier nazwał go „człowiekiem, który posłał pocisk prosto w serca francuskiego futbolu, zabójcą drużyny”. Podczas kariery tak samo często zdobywał gole i wyróżnienia, jak i był uznawany za przereklamowanego. Próbował aktorstwa na poważnie i zamierzał zostać prezydentem FIFA. A potem przeżył własną śmierć, co jednak nie odwiodło go od picia wina i palenia papierosów. David Ginola nie potrafi żyć na innych zasadach niż te wyznaczane przez niego samego, ale przede wszystkim bez błysku fleszy, dlatego wystąpi w popularnym brytyjskim show „I am a Celeb”. Bliscy zastanawiają się, czy to przeżyje.
Kiedy helikopter wznosił się coraz wyżej, by przetransportować go do oddalonego o 40 kilometrów szpitala, miał prawo poczuć się jak ktoś, kto odchodzi z tego świata. Operacja trwała sześć godzin. Nie doszłoby do niej, gdyby nie to, że wcześniej, na boisku, podczas meczu charytatywnego w domu milionera, Jean-Stephane’a Cameriniego, jeden z kolegów Ginoli rzucił się do ratowania mu życia. Szybka reakcja byłego gracza m.in. Montpellier, Frederica Mendy’ego, sprawiła, że nie doszło do śmierci czy poważnych uszkodzeń mózgu. Rano, w szpitalu oddalonym o 40 kilometrów od miejsca zdarzenia, David obudził się w całkiem niezłym stanie. Profesor Dreyfus, który operował byłą gwiazdę francuskiej piłki, powiedział, że można mówić o wielkim szczęściu.
KIM TY JESTEŚ?
Kiedy Ginola przychodził do Premier League w 1995 roku, był dopiero drugim Francuzem w tej lidze. Z pierwszym, Erikiem Cantoną, łączyła go pewna przykra sytuacja boiskowa, zmieniająca bieg historii francuskiego futbolu. Dwa lata wcześniej Trójkolorowi potrzebowali remisu w meczu z Bułgarią, by awansować do mistrzostw świata w USA. W ostatniej minucie spotkania było 1:1, a Francja miała rzut wolny w narożniku boiska, w pobliżu pola karnego rywali. Piłkę dostał Ginola, lecz zamiast zachować spokój, przytrzymać ją w pobliżu chorągiewki, rozegrać z najbliższym partnerem, posłał dośrodkowanie na pole karne. W szesnastce Bułgarów stał Cantona, nie miał jednak najmniejszych szans, by sięgnąć piłki. Tak zaczęła się kontra zakończona golem Emila Kostadinowa. Bułgarzy pojechali na mundial za Ocean, stając się tam sensacją turnieju, Francuzi płakali.
Winą za porażkę został obarczony Ginola. Kiedy jednak po latach ogląda się klip z tamtej sytuacji, widać jak dużo czasu mieli jeszcze jego koledzy, by przeciąć akcję przeciwnika. Bułgarzy musieli pokonać niemal całe boisko, by oddać złoty strzał. Zachowanie Ginoli w końcówce tamtego dramatycznego spotkania dość dobrze oddaje jego charakter. Czułby się idiotycznie, próbując skraść sekundy do końcowego gwizdka. Szukał więc możliwości zdobycia trzeciej bramki, chciał to spuentować fajerwerkiem. Zawsze do przodu!
Atmosferę nienawiści podsycił sam Houllier, który szukał kozła ofiarnego. Ginola już nigdy się do niego nie odezwał. Uznał bowiem, że określenia takie jak „kryminalista” czy „zabójca” były przesadzone. – Byłbym w stanie zabić go z nienawiści, ale nie za to co zrobił mnie, lecz dlatego, że doprowadził do płaczu ludzi, których kocham – opowiadał po latach piłkarz.
Życie nie przestało go zaskakiwać. Gdy trafił do Newcastle United, gdzie budowano skład na wygranie ligi, nie mógł uwierzyć, że miejscowi dziennikarze... nie wiedzą kim jest. Anglia zawsze żyła w mocnej bańce, jednak sporą przesadą było poproszenie faceta, który zdobył mistrzostwo Francji z PSG i został wybrany najlepszym zawodnikiem nad Sekwaną, by coś o sobie opowiedział.
– Kiedy pojawiłem się na pierwszej konferencji prasowej, pewien dziennikarz wypalił: „Czy możesz nam powiedzieć, kim jesteś?”. Zaskoczyło mnie to mocno, dla angielskiej prasy byłem anonimowym gościem! – wspominał na łamach „FourFourTwo”.
MARZENIE O BARCELONIE
St. James’ Park nie było obiektem jego westchnień, nie oszukujmy się, że od dziecka marzył o założeniu koszulki Srok. Prawdziwym snem było Camp Nou. Zapatrzony w Barcelonę mały David miał nad łóżkiem plakaty Johana Cruyffa i Diego Maradony. Chciał grać jak oni i być tak samo podziwianym.
Pewnego dnia, już jako ukształtowany zawodnik, który pomógł PSG wyrzucić Barcelonę z Ligi Mistrzów, spotkał na polu golfowym Cruyffa. Holender wyznał Ginoli, że jest dla niego celem transferowym numer jeden.
– Właściwie wszystko było dogadane, zorganizowane. Na przeszkodzie stała tylko jedna sprawa – Barcelona musiała się pozbyć kogoś z dwójki Stoiczkow – Hagi. Obowiązywał wówczas limit obcokrajowców. Nie znaleziono im jednak klubów i Cryuff zadzwonił, by powiedzieć mi, że nie Barca nie może mnie ściągnąć – wyjaśniał w jednym z wywiadów Ginola.
Kataloński gigant nie zapomniał o wyglądającym jak muszkieter zawodniku i rok później przypuścił atak. Na transfer naciskał Bobby Robson, wówczas szkoleniowiec Barcelony. Ale w Newcastle nie chciano o tym nawet słyszeć. Klub zamierzał uzbroić się jeszcze mocniej i zaatakować tytuł mistrzowski, dlatego ściągnięto Alana Shearera za rekordową kwotę 15 milionów funtów. Nie pomogło, Sroki po raz kolejny zakończyły rozgrywki na drugim miejscu. Kevina Keegana zastąpił Kenny Dalglish i piękny sen Ginoli w krainie Geordies dobiegł końca.
MIĘDZY ŚWIATAMI
Gdy w latach 90. pojawiły się pierwsze informacje o transferze Ginoli do Newcastle, przedstawiciele prasy próbowali zasięgnąć języka na temat jego gry u Chrisa Waddle’a. 62-krotny reprezentant Anglii przez trzy lata był jedną z gwiazd Olympique Marsylia i doskonale znał możliwości Davida. „Mężczyźni pokochają go za grę, kobiety za wygląd” – podsumował Ginolę w jednym zdaniu.
Wyglądający jak model piłkarz miewał często problemy z kibicami, którzy uważali, że bardziej skupia się na rzeczach pozaboiskowych – na przykład reklamach telewizyjnych – golarek Braun czy szamponu L'Oreal – zamiast skoncentrować w pełni na futbolu. Coś co w kolejnych dekadach stało się normą, wówczas było nowością. Zawodnicy chcieli być celebrytami, mimo że takie słowo nie funkcjonowało wówczas w przestrzeni publicznej.
Piłkarska kariera Ginoli rozciągnięta była pomiędzy dwoma światami – przebłyskami geniuszu i rozczarowaniami, boiskiem i salonami. Cantona twierdził, że jego rodak ma niesamowite umiejętności, ale nie nadąża za nimi psychika, brakowało więc powtarzalności. Raz bywał królem i odbierał statuetkę dla Piłkarza Miesiąca, by po chwili jakaś gazeta wsadzała go do rankingu najbardziej przereklamowanych transferów.
Waddle miał rację, kobiety kochały się we Francuzie, te w Anglii oczywiście także, chociaż mocno podpadł im na wejściu, gdy dzielił się wrażeniami z pierwszych dni spędzonych w Wielkiej Brytanii. – Kiedy przybyłem do Anglii, byłem zdumiony zachowaniem kobiet. Od Londynu po Newcastle, od Leeds po Manchester, widziałem kobiety wymiotujące na ulicach. We Francji kobiety piją tylko troszeczkę alkoholu, ponieważ muszą odwieźć swoich pijanych mężów do domu – wyjaśniał światu różnice kulturowe.
JE JAK WIKING
Sam, jak każdy Francuz, Ginola uwielbiał wino, po karierze mógł sobie pozwolić nie tylko na jego częstsze degustowanie, ale też otworzył kilka winnic, a jeden ze szczepów, jakie udało mu się stworzyć w Prowansji dostał nawet prestiżową, międzynarodową nagrodę.
Palił też papierosy, mimo świadomości, że jego matka zmarła na zawał serca i jest genetycznie obciążony ryzykiem. Intensywne życie, zaangażowanie w kilka projektów, m.in. aktorstwo, bycie ekspertem telewizyjnym, w międzyczasie rozwód, doprowadziły organizm Ginoli na skraj wytrzymałości.
Opisana na wstępie historia sprzed pięciu lat mogła być tragicznym finałem. Ktoś na górze uznał jednak, że na 49-letniego wówczas Davida jest jeszcze za wcześnie.
Dzień przed feralnymi wydarzeniami podczas meczu charytatywnego Ginola poznał piękną modelkę Maevę Denat. Zjedli razem kolację, dziewczyna była tak odklejona od świata piłki, że nie wiedziała nawet kim jest. Następnego dnia zobaczyła, że cały kraj trąbi o ataku serca mężczyzny, z którym była na randce.
Spotkali się po kilku miesiącach. Ginola poprosił o przypomnienie przebiegu wieczoru, blisko dziesięciominutowy blackout zostawił jednak trwałe ślady. Od tamtej pory zaczęli się regularnie widywać, do dziś są razem, mają córeczkę. Maeva przyznała ostatnio publicznie, że boi się o Davida, który przyjął zaproszenie do znanego programu „I am a Celeb”. Ale jednocześnie zdaje sobie sobie sprawę z tego, że nie poskromi jego natury.
– Je jak Wiking, ty jedną porcję, on trzy. Pali papierosy, pije wino. Kiedy wieje czy pada śnieg, on ma rozpiętą koszulę, bo uważa, że w ten sposób czuje się młody. Nie chciałabym, żeby nasza córka, córeczka tatusia, została bez ojca – opowiadała niedawno brytyjskim tabloidom. Największy sukces, jaki udało jej się odnieść, to namówienie Davida na jogging, bo kiedy pierwszy raz zaproponowała mu taką formę dbania o zdrowie, odparł: – Daj spokój, już się w życiu tyle nabiegałem z piłką...
PRZEZ FALE DO TOTTENHAMU
W życiu Ginoli wszystko musiało być zawsze ekstrawaganckie, szalone lub wytworne i drogie. Zabawna jest historia związana z jego przejściem do Tottenhamu. Ówczesny prezes Spurs Alan Sugar przebywał akurat niedaleko Monako, zaś Ginola bawił w St. Tropez. We Francji było akurat święto, więc wybór drogi lądowej nie wchodził w grę, piłkarz utknąłby w korkach.
– Zadzwoniłem do przyjaciela, który wziął szybką motorówkę i po 58 minutach byliśmy na miejscu, dobijaliśmy do wielkiej, pięćdziesięciometrowej łodzi prezesa – opowiadał na łamach „FFT” Ginola. – Pruliśmy przez fale 45 mil na godzinę. Sugar stał na dziobie i coś krzyczał, nie dało się tego zrozumieć i pomyślałem, że może zmienił zdanie na temat mojego transferu. Okazało się, że cały tydzień spędził z wnukiem i miał dość hałasu. „Potrzebuję ciszy. Ty zaś nie wracasz tą łódką do St. Tropez, to nie bezpieczne, a jesteś teraz zawodnikiem Tottenhamu. Będziesz spał tutaj” – rozkazał. Następnie przedstawił swoje plany: „Jak przyjedziesz na White Hart Lane przygotujemy butelkę dobrego trunku, nazwiemy go Gin Ola” – wspominał rozbawiony Francuz.