Miasto z kłopotem bogactwa. Jak Częstochowa przestała być piłkarską pustynią

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Panorama Częstochowy
Bartek Ziółkowski/400mm

Kiedy mówi się o kłopotach bogactwa, zwykle zwraca się uwagę na człon “bogactwo”. W przypadku piłkarskich klubów w Częstochowie na pierwszy plan wybijają się jednak raczej kłopoty. Miasto niepostrzeżenie stało się jednym z najsilniejszych ośrodków futbolu w kraju. I nikt nie był na to przygotowany.

We wtorek Skra była gospodarzem meczu z Lechem Poznań, a w środę Raków podejmie Radomiak Radom. Gdyby wszystko było, jak należy, Częstochowa przeżywałaby właśnie bezprecedensowy tydzień w historii futbolu w tym mieście. W ciągu dwóch dni na dwa różne stadiony przyjechałyby dwie ekstraklasowe ekipy. Autokary z ligowcami, które przez dekady przemykały tylko przez centrum, jadąc na Górny Śląsk lub do Łodzi czy Warszawy, wreszcie miałyby inny powód, by zatrzymywać się pod Jasną Górą, niż tylko dziękowanie za szczęśliwe zwycięstwo i szukanie pomocy opatrzności przed trudnym meczem. Zatrzyma się jednak tylko autobus Radomiaka. Lech, choć formalnie występował w Pucharze Polski jako gość, ograł Skrę na własnym stadionie. Tak od tygodni wygląda rzeczywistość beniaminka I ligi. Inaczej niż grająca w Grodzisku Wielkopolskim Warta Poznań, czy Raków, który przez prawie dwa lata występował w Bełchatowie, a na europejskie puchary jeździł do Bielska-Białej, Skra nie ma nawet tymczasowego domu. Wszystkie mecze rozgrywa na wyjazdach.

TRZECIA SIŁA

Obecność dwóch częstochowskich klubów w Pucharze Polski na szczeblu centralnym nie jest niczym naturalnym. Ich jednoczesna obecność w dwóch najwyższych ligach jest tym bardziej nietypowa. Jeśli spojrzeć na najsilniejsze ośrodki w kraju, trzeba wymienić Kraków i Poznań z dwiema drużynami w ekstraklasie, a Częstochowę zaraz za nimi. Oprócz nich jeszcze tylko Łódź i Rzeszów mają więcej niż jeden klub na szczeblu centralnym. Ale żaden z nich nie gra w ekstraklasie. Częstochowska piłka trzecią siłą w kraju? Dotychczas była trzecią siłą w swoim mieście.

ŻUŻEL I SIATKÓWKA

Układ tego miasta na mapie jest nietypowy. Przynależy do województwa śląskiego, ale nie czuje się częścią Śląska. Odrębność widać także w sporcie. Podczas gdy na położonym na południu Górnym Śląsku przez lata biło serce polskiego futbolu, a położona na północy Łódź mogła się pochwalić dwoma klubami o wielkich tradycjach, pomiędzy nimi uchowało się miasto, którego mieszkańcy pasjonowali się czymś zupełnie innym. Centralnym punktem był zawsze żużel. Miejscowy Włókniarz przez 48 sezonów jeździł w najwyższej lidze. Ma w dorobku trzynaście medali mistrzostw Polski. Przed pandemią jego 16-tysięczny stadion cieszył się największą frekwencją w kraju. Na meczach pojawiało się regularnie niemal czternaście tysięcy osób. Męska siatkówka obecnie podupadła, ale przez lata dawała dumę mieszkańcom. AZS Częstochowa aż szesnastokrotnie kończył ligę na podium. Były czasy, w których można było określać go jako krajową potęgę.

UBODZY KREWNI

Raków ze swoimi siedmioma sezonami w najwyższej lidze, jednym Pucharem Polski i jednym wicemistrzostwem, to pod względem dorobku ubogi krewny klubu żużlowego i siatkarskiego. Ten argument podnoszono zresztą bardzo często, gdy dziwiono się, że miasto tak opiera się z pomocą prężnie rozwijającemu się klubowi w kwestiach infrastrukturalnych. Bo przecież Częstochowa to miasto żużla i siatkówki. - Ciężko ustalać ranking, ale na pewno ze strony mieszkańców miasta i okolic widać duże zainteresowanie żużlem. Na meczach zbiera się nawet po kilkanaście tysięcy ludzi, dla których - mam wrażenie - to coś więcej niż sport, bardziej jak religia. Sam też kilka razy byłem na meczach Włókniarza — mówi Wojciech Cygan, prezes Rakowa, który wychował się w Częstochowie, zanim jako nastolatek przeprowadził się do Katowic.

DYNAMICZNY ROZWÓJ

Ostatnie lata przyniosły jednak zmiany. Klub siatkarski gra tylko w II lidze. Raków po latach nieobecności wrócił do ekstraklasy jako poważna siła polskiej piłki. A w tym roku sensacyjny awans na zaplecze ekstraklasy po 69 latach nieobecności wywalczyła Skra. O ile już dynamiczny rozwój większego z częstochowskich klubów przysporzył miastu trochę problemów do rozwiązania, o tyle pojawienie się w grze na wysokim poziomie jeszcze jednego regionalnego gracza kompletnie zaskoczyło wszystkich. I jeszcze wydatniej pokazało, że jakoś kwestię miejscowych klubów piłkarskich trzeba by rozwiązać.

NOWY PROBLEM RAKOWA

W Rakowie mają pełne prawo mieć poczucie bezradności. Przez lata toczyli z miastem batalie o modernizację przestarzałego obiektu przy Limanowskiego, który nie spełniał ekstraklasowych wymogów. Stawali na głowie, by jakoś przyspieszyć procesy i pomóc znaleźć źródła finansowania. Gdy w tym roku w końcu wrócili na prowizoryczny stadion, który nie jest rozwiązaniem docelowym, ale przynajmniej spełnia wymogi najwyższej ligi, pojawiła się nagle Skra, chcąca na nim rozgrywać mecze. Bo to przecież obiekt miejski, a nie Rakowa. Obiekt, który sprawia wrażenie, jakby można było w ciągu nocy go rozkręcić, spakować do kilku tirów i skręcić w innym miejscu Polski, miałby się nagle stać domem dla dwóch klubów ze szczebla centralnego. To się nie ma prawa udać. Ale innego rozwiązania kłopotu bogactwa nikt na razie nie widzi.

Stadion Rakowa Częstochowa
Jakub Ziemianin/400mm

BEZDOMNA SKRA

Historyczny obiekt Skry nie istnieje, bo na początku lat 90. został klubowi odebrany i przerobiony na Akademię Polonijną, a drużyna tułała się po różnych boiskach. Wylądowała w końcu na obiekcie przy Loretańskiej, który w 2011 roku został zmodernizowany, zyskał sztuczną murawę, nowe trybuny i oświetlenie, pozwalając Skrze na marsz z lig regionalnych aż do II ligi, której wymogi jeszcze spełniał. Na I ligę, do której częstochowianie weszli po barażach, już się nie nadawał. By otrzymać licencję, klub zgłosił we wniosku stadion Zagłębia Sosnowiec. Zakładał, że będzie mógł go wynajmować ze środków za promocję miasta poprzez sport, które jako klubowi z zaplecza ekstraklasy by mu przysługiwały. Środków jednak nie otrzymał, więc nie stać go na wynajem stadionu. I na razie korzysta z gościnności klubów I ligi, które zgadzają się na rozgrywanie dodatkowego meczu w roli gospodarza. Mimo trudnej sytuacji Skra sportowo radzi sobie nadspodziewanie dobrze. Murowany kandydat do spadku po dziewięciu kolejkach zajmuje jedenaste miejsce. Ale długo tak nie pociągnie.

KLUB BEZ DOCHODÓW

Prezes Artur Szymczyk, który od lat kierował odbudową Skry, osiągając najlepsze wyniki od siedmiu dekad, czuje rozżalenie. - Nie gramy przed własną publicznością, przed sympatykami klubu, przed właścicielami firm, które w mniejszym lub większy stopniu wspierają nasz sukces. Oni irytują się, że promują klub, który nie gra w rodzimym mieście. Dla nich to żadna promocja więc rozważają wycofanie się. Nie możemy pozyskiwać nowych sponsorów, bo nie mamy im nic do zaoferowania. Nie mamy dochodów z dnia meczowego. Po radości z awansu do I ligi uśmiechy szybko zniknęły z naszych ust. Stoimy przed dylematem i trudnymi decyzjami. Najprawdopodobniej będziemy musieli zakończyć przygodę w I lidze, bo znikąd nie mamy środków. Zostaliśmy pozostawieni sami sobie – opisuje.

NIESPODZIEWANY CIOS

Prezes Skry odpiera zarzuty, że klub nie był przygotowany na sukces, który osiągnął na boisku. - Czy ktoś racjonalnie myślący, wiedząc, że w mieście jest obiekt, na którym można grać na szczeblu centralnym, mógł przypuszczać, że nie będziemy mogli korzystać ze stadionu miejskiego? I wiedząc, że skoro miasto wspomaga drużyny grające na szczeblu centralnym, czy przyszłoby komuś do głowy, że nagle nasza drużyna nie będzie mogła skorzystać z tych środków na tych samych zasadach? - pyta. Najwięcej problemów Skrze sprawiła właśnie ta druga sprawa, która do dziś wywołuje w klubie rozżalenie. - Pierwotnie w zamówieniu publicznym, które ogłaszało miasto, było sformułowanie, że klub musi się znajdować na szczeblu centralnym. Po naszym awansie do II ligi, która obecnie jest szczeblem centralnym, zmieniono kryteria, określając, że musi się znajdować przynajmniej na zapleczu ekstraklasy. Już trzy lata temu mieliśmy sygnał, że nie wszystko jest do końca przejrzyste i że miasto nie chce wspierać drugiej drużyny. Po awansie do I ligi nie zrobiono nic, byśmy mogli skorzystać z tych środków. Przystąpiliśmy do konkursu. Zawsze w przypadku takich zamówień publicznych, gdy są jakieś drobne uchybienia, wzywa się dany podmiot do uzupełnienia braków formalnych lub skorygowania czegoś. Nas nikt nie wezwał. Okazało się, że przez to, iż wniosek został podpisany profilem zaufanym, a nie podpisem kwalifikowanym, naszą kandydaturę odrzucono. Dla mnie te dwa podpisy są tak samo ważne. Profilem zaufanym podpisujemy deklaracje składane do Urzędu Skarbowego. Ale dla miasta był to powód, by nie przyznać nam pieniędzy — opisuje Szymczyk.

Radość Skry Częstochowa
Przemysław Karolczuk/400mm

ZWIĄZANE RĘCE

Włodzimierz Tutaj, rzecznik Urzędu Miasta, niejako potwierdza wersję prezesa Skry. Tyle że decyzję o nieprzyznaniu dotacji tłumaczy nie niechęcią do Skry, lecz brakiem formalnym, z którym magistrat nic nie mógł zrobić, bo miał związane ręce. - Nie zgadzam się, że mieliśmy tu jakąkolwiek możliwość manewru. Brak podpisu kwalifikowanego jest niestety dyskwalifikujący w przypadku tego typu postępowań przetargowych. Nie ma formalnej możliwości, by taki brak uzupełnić. Skra nie została więc wykluczona ze względów uznaniowych. Gdyby jej oferta była ważna, a złożona dokumentacja kompletna, zapewne zostałaby beneficjentem tegorocznej umowy, bo takie jest prawo i nie miałoby tu znaczenia, że niewątpliwie większą siłą promocyjną dysponuje aktualnie piłkarska marka “Raków” - tłumaczy.

NOWA RYWALIZACJA

Skra i Raków, między którymi nie było dotąd żadnej niechęci, zaczęły nagle rywalizować. I-ligowcy czują się w swoim mieście nierówno traktowani, a wicemistrzowie Polski mają wrażenie, że zostali wplątani w nieswoją wojenkę. - Nie chcę przemawiać z pozycji siły, ale ciężko zestawiać Raków ze Skrą, także w kwestiach kibicowskich. To trochę tak, jakby swego czasu porównywać w Katowicach GKS i Rozwój. Sam pojawiałem się na meczach Skry i spotykałem tam fanów Rakowa, którzy po prostu lubią obejrzeć mecz – diagnozuje aktualne położenie prezes Cygan.

SPOJRZENIE NA RAKÓW

Beniaminek I ligi, nie otrzymawszy pieniędzy, które zamierzał przeznaczyć na wynajem stadionu poza miastem, liczył, że magistrat umożliwi mu grę na stadionie miejskim, z którego korzysta Raków. Ale na razie ani klub, ani miasto nie kwapią się do tego rozwiązania. - Przeprowadziłem rozmowy z właścicielem Rakowa i nie spotkałem się ze zdecydowaną odmową i niechęcią. Wymagałoby to jednak rozmów organizacyjnych, co rozumiem, bo ja na miejscu Rakowa też nie byłbym do końca szczęśliwy. W pewnym sensie jestem jednak zdziwiony, bo sam Raków niedawno był w podobnej sytuacji jak my. Tyle że on mógł płacić za stadion w Bełchatowie, bo dostawał na to środki z miasta — mówi Szymczyk. Najmocniej zwraca się jednak w kierunku urzędu. - Nie wiem, dlaczego miasto nie potrafi wypracować kompromisu, by dwie drużyny mogły korzystać ze stadionu — podkreśla.

STADION DLA RAKOWA

Rzecznik magistratu odbija natomiast piłeczkę w stronę klubów. - Musimy pamiętać, że ten obiekt jest ciągle w przebudowie. Prace nadal tam trwają. Zakończą się w październiku, a może nawet później, bo miasto będzie zlecać dodatkowy zakres związany z poprawą stanu parkingów. Zanim ten etap przebudowy nie zostanie zakończony Raków, dostaje na razie warunkową licencję na grę w Częstochowie. W takiej sytuacji niełatwo jest pogodzić interesy obu drużyn, gdyby miały grać równolegle na tym stadionie. Oprócz tego trzeba mieć na uwadze, że głównym użytkownikiem tego obiektu zarówno obecnie, jak i historycznie, jest Raków, który gra na nim praktycznie od zawsze. Dopiero kilkanaście lat temu stał się własnością miasta. Przebudowa, która na nim trwa, była realizowana głównie z myślą o potrzebach Rakowa i nie chcemy podejmować żadnych arbitralnych decyzji, które utrudniłyby obecne funkcjonowanie klubu przy ul. Limanowskiego. Raków niedawno tam wrócił i walczy o najwyższe cele — podkreśla Tutaj.

PLAC BUDOWY

Co ważne, siedziba Rakowa jeszcze długo będzie placem budowy. - W przyszłym roku prace w obrębie stadionu prawdopodobnie będą kontynuowane, bo mamy promesę dotacji ministerialnej na drugi etap przebudowy, który ma dotyczyć m.in. nowego boiska treningowego z podgrzewaną murawą i poprawy standardu zaplecza stadionu. Dlatego podstawowa sprawa związana z grą Skry na tym stadionie to kwestia znalezienia porozumienia między dwoma klubami, by nie kolidowało to z celami treningowymi i szkoleniowymi Rakowa oraz z kalendarzem jego gier i treningów — tłumaczy rzecznik. - Na pewno chcemy pośredniczyć w rozmowach między klubami, pomagając im znaleźć wspólny język i współpracować — dodaje.

RAKÓW WALCZYŁ SAM

Takie stanowisko miasta wywiera z kolei presję na Rakowie, niejako uzależniając od jego zachowania istnienie Skry, co przecież nie jest niczym naturalnym. A wicemistrzowie Polski podnoszą kilka istotnych kwestii. - Raków przez niespełna dwa sezony musiał wynajmować stadion oddalony o prawie 80 kilometrów od Częstochowy, angażował w to własne pieniądze (i to niemałe), współorganizował dowóz kibiców i nie pamiętam, by taka sytuacja wiązała się z jakimś powszechnym oburzeniem środowisk sportowych w Częstochowie, na przykład ze strony Skry. Zostaliśmy w tym trochę osamotnieni, ale wiedzieliśmy, że mamy plan i prędzej czy później wrócimy do swojego miasta. Może nie za szybko, może czasem z opóźnieniami, ale realizowaliśmy pewne generalne założenia, choć proszę mi uwierzyć, że łatwo nie było. W sytuacji Skry tego mi brakuje. Nie widzę pomysłu nie tyle w kwestii tego sezonu, czy przyszłego, ile tego, gdzie by chciała być za dwa-trzy albo pięć sezonów. Czy w całym tym zamieszaniu, o którym czytam, chodzi o doraźne rozwiązanie sytuacji i pomoc Skrze w dograniu tego sezonu, czy przyszłego, czy o to, by do końca swojej działalności miała grać na Limanowskiego — mówi Cygan, który zwraca uwagę, że gra Skry poza Częstochową, mimo istnienia w mieście obiektu spełniającego wymogi, nie byłaby tylko częstochowskim przypadkiem. - Warta nie gra na stadionie w Poznaniu zarządzanym przez Lecha, tylko w Grodzisku Wielkopolskim i modernizuje własny, wierząc w powrót do swojego miasta. Robi to według jakiegoś planu, przedstawiając konkretną wizję. Pamiętajmy o jeszcze jednej rzeczy — cała batalia z miastem i ministerstwem o modernizację obiektu w Częstochowie, nie była batalią wszystkich częstochowskich klubów, tylko batalią Rakowa. Na sesjach rady miasta, czy spotkaniach z ministerstwem pojawiał się tylko Raków — zaznacza. W klubie panuje przekonanie, że skoro wtedy walka o obiekt przy Limanowskiego była zostawiona tylko na ich barkach, podnoszenie teraz przez Skrę argumentu, że to stadion miejski, jest cokolwiek niezręczne.

Raków Częstochowa prezes
Jakub Ziemianin/400mm

MEDIALNY DIALOG

Nie oznacza to jednak, że Raków całkowicie odrzuca możliwość wpuszczenia Skry na swój stadion. - Po prostu mam wrażenie, że w ostatnim czasie niepotrzebnie przeszliśmy na formułę dialogu poprzez media. Nie jestem w stanie powiedzieć, co powiedziałbym na propozycję Skry, bo nie wiem, co bym od niej usłyszał. Ale to dla mnie naturalne, że powinniśmy być jednym z pierwszych rozmówców Skry w tej sprawie. Bo odwróćmy sytuację - boisko na Loretańskiej, gdzie grała swoje mecze ligowe Skra, też jest miejskie, ale gdybym chciał skorzystać z niego na przykład pod kątem grup młodzieżowych, nie przyjechałbym tam ot tak, mówiąc, że to boisko miejskie i chcę tam rozegrać mecz, tylko najpierw porozumiałbym się ze Skrą. To działa w dwie strony — mówi prezes Rakowa.

PATOWA SYTUACJA

Sytuacja w tej chwili wygląda na patową. Skra chce, by miasto podjęło jakąś decyzję. Miasto chce, by kluby się dogadały. A Raków chce, by to Skra wykazała inicjatywę i przyszła z konkretnym planem. Jak to wróży na przyszłość? - Absolutnie nie zgadzam się z głosami, że Skra jest wypychana z Częstochowy. Korzysta z wielu programów dotacyjnych, a grupy młodzieżowe grają na obiekcie administrowanym przecież przez miasto, które ponosi z tego tytułu realne koszty. Mamy aktualnie w mieście pewien „kłopot” bogactwa, bo Raków odnosi sukcesy, a Skra dołączyła do czołówki krajowej, awansując do I ligi. Chcielibyśmy, żeby oba kluby grały w Częstochowie, ale jesteśmy w trudnej sytuacji, bo możliwości infrastrukturalne są na razie ograniczone. Gra Skry w Częstochowie zależy od postępu prac na MSP Raków i trójstronnego porozumienia między obydwoma klubami i miastem — mówi Tutaj. Perspektywy modernizacji obiektu Skry nie wyklucza, ale to na pewno nie byłaby kwestia najbliższych miesięcy, lecz raczej lat. A problem wymaga rozwiązania tu i teraz.

ORGANIZM BEZ GŁOWY

Dlatego drugi częstochowski klub może wkrótce zniknąć z mapy miasta. - Jeśli nic się nie zmieni, będziemy musieli zrezygnować z drużyn seniorskich — mówi Szymczyk. - Z drugiej strony, trudno sobie wyobrazić organizm ludzki bez głowy. Mamy olbrzymią akademię, w której trenuje ponad pięciuset chłopców i dziewczynek. Ich celem musi być zaistnienie w drużynie seniorskiej w silnej lidze. Dlatego rozważamy to rozwiązanie, ale nie chcielibyśmy zaprzepaścić tego, co budowaliśmy przez piętnaście lat. Być może znajdzie się kolejny pasjonat, który zechce z nami na zasadzie współwłasności walczyć z trudami organizacyjnymi i nabędzie nasze akcje. Jestem w stanie oddać klub w dobre ręce — podkreśla prezes Skry. Raków został siłą polskiego futbolu, bo kiedyś, gdy zupełnie nic tego nie zapowiadało, pojawił się marzyciel, który postanowił zrobić pod Jasną Górą jeden z najmocniejszych klubów w kraju. Jeśli po sąsiedzku nie wydarzy się nagle podobna historia, niespodziewane kłopoty bogactwa Częstochowy będą tylko chwilową ciekawostką. I kolejna okazja, by autokary dwóch ekstraklasowych klubów pojawiły się w mieście w ciągu dwóch dni, prędko się nie powtórzy. Nawet przejazdem. Budowa obwodnicy jest już przecież na ukończeniu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.