Po godzinach spędzał czas na spotkaniach wspólnoty, czytając Biblię i uczestnicząc w dyskusjach na jej temat. Raczej mało prawdopodobne, by ktoś wyszperał zdjęcie, na którym zasłania sobie przyrodzenie pucharem. Nowy napastnik Kolejorza to niekoniecznie gwarancja goli, ale na pewno gwarancja pracy.
Mówi się, że wychowanie dziecka zaczyna się dwadzieścia lat przed jego urodzeniem. W przypadku Mikaela Ishaka były to dokładnie dwadzieścia dwa lata. Asyryjczycy, czyli lud zamieszkujący część Iraku, Iranu, Turcji i Syrii, przybywający do Szwecji, w 1971 roku założyli klub piłkarski w Soedertalje, nieopodal Sztokholmu. Nazwa Assyriska FF do dziś nie pozostawia wątpliwości co do korzeni zespołu, który dobił później nawet do szwedzkiej ekstraklasy. Nie tylko dlatego Szwecja stała się dla kolejnych pokoleń Asyryjczyków spełnieniem marzenia o lepszym jutrze. W latach 80. dziesięć rodzin zamieszkujących syryjską wioskę zdecydowało się ruszyć w długą podróż. Jako chrześcijanie, mieli w ojczyźnie ciężko. Szlaki wiodące do Soedertaelje były już przetarte. A klub, którego jeden z najsłynniejszych wychowanków podpisał we wtorek trzyletni kontrakt z Lechem Poznań, działał już całkiem prężnie.
INNY NASTĘPCA GYTKJAERA
To bardzo wątpliwe, by podobnie jak przy okazji transferu Christiana Gytkjaera, kibice Kolejorza wyszperali w sieci zdjęcia swojego nowego zawodnika, zakrywającego przyrodzenie Pucharem Norwegii. Nie tylko dlatego, że Ishak nigdy nie grał w Norwegii. Choć porównania obu napastników są nieuniknione, choć w ich biografiach widać wiele punktów wspólnych, nie należy się spodziewać, że Lech zatrudnił szwedzką odpowiedź na Gytkjaera. Nawet jeśli obaj wychowali się w podobnym regionie Europy, są identycznego wzrostu i bezpośrednio przed przyjazdem do Polski, grali bez powodzenia w 2. Bundeslidze. Poznaniacy zdecydowali się na zawodnika w zupełnie innym stylu. Może nawet anty-Gytkjaera.
WSPÓLNOTOWE CZYTANIE
Nikki Bille-Nielsen dostarczał wielkopolskim mediom sporo rozrywki, Gytkjaer był znacznie spokojniejszy, ale od czasu do czasu też lubił sobie założyć dziwne przebranie. Z Ishakiem powinno być pod tym względem znacznie nudniej. 27-letniego napastnika najlepiej określa benedyktyńskie motto: ora et labora. Módl się i pracuj. Bo w dużej mierze na tym opiera się życie nowego piłkarza Kolejorza. Gdy pytano go, jak znosi kilkumiesięczne odstawienie od składu Norymbergi, odpowiadał, że zaskakująco dobrze, bo często czyta Biblię, która pomaga mu podejść do codziennych problemów z odpowiednim nastawieniem. Gdy pytano go o najlepsze aspekty pobytu w Norymberdze, awans do Bundesligi wskazał dopiero na trzecim miejscu. Pierwszym były narodziny syna Leona, dziś trzyletniego, a drugim odnalezienie Jezusa. Wraz z Eduardem Loewenem i Enrikiem Valentinim, byłymi kolegami z drużyny, w wolnych chwilach uczestniczył w spotkaniach wspólnoty, podczas których czytano Biblię i dyskutowano na jego temat. Nie jest to najczęściej spotykana forma spędzania wolnego czasu przez piłkarzy.
SYRYJSKA OFERTA
Wiara była przed laty dla jego rodziny napędem, by przenieść się na drugi koniec świata i zacząć od zera. Piłkarz, którego rodzice i trzej bracia wciąż mieszkają w Sztokholmie, tułał się po Europie już ze względów czysto zawodowych. Całe szkolenie aż do wieku seniora przeszedł w asyryjskim klubie w Szwecji. Działacze z kraju rodziców kilkakrotnie namawiali go później, by reprezentował Syrię. Za każdym razem odmawiał, podkreślając, że związek z tą częścią świata jest u niego zbyt słaby. Teoretycznie jednak wciąż nie zamknął sobie tej furtki, bo występy w reprezentacji Szwecji zaliczył tylko w meczach towarzyskich. Już jako nastolatek wyjechał na testy do 1. FC Koeln. Choć taka forma zatrudniania zawodników w klubie Bundesligi to rzadkość, akurat Ishak pokazał się na tyle dobrze, że w tydzień zapracował na kontrakt. Volker Finke, ówczesny dyrektor pionu sportowego „Kozłów” podkreślał, że trafił się diament, który za jakiś czas byłby już dla Kolonii finansowo nieosiągalny. Rzeczywistość nie wyglądała jednak tak dobrze. Oprócz gry u boku Lukasa Podolskiego i Sławomira Peszki oraz poznania żony Nadine nie spotkało go w Nadrenii nic dobrego. Już tam jednak podkreślano jego pracowitość i odpowiednie nastawienie, które pozwoliło mu choćby nauczyć się języka niemieckiego w ciągu ledwie roku.
ZŁAMANA SZCZĘKA STRZAŁOWEGO
Żonie oświadczał się w czasach wypożyczenia do FC Sankt-Gallen, w trakcie przymusowej przerwy w grze spowodowanej złamaniem szczęki i utratą kilku zębów. To wiele mówi o tym, jakiego typu piłkarza pozyskał Lech. Ishak nie jest wirtuozem. Gra sercem i płucami. Imponuje walecznością. Nie czeka na piłkę w polu karnym, nie stoi między obrońcami, tylko się z nimi przepychając, nie obija się, gdy jego zespół traci posiadanie piłki. „Sueddeutsche Zeitung” charakteryzowało go kiedyś: „To nie jest filigranowy napastnik, który klepie piłkę z kolegami tylko dla samej przyjemności klepania piłki. To strzałowy. Jego wartość dla zespołu objawia się w pracy, którą wykonuje. W przebiegniętych kilometrach. W odbiorach piłki”. Raczej nie będzie się mu zarzucać, że przeszedł obok meczu. Że mu się nie chciało. I że gwiazdorzy. W zakończonym niedawno sezonie grał mało i nie cieszył się zaufaniem żadnego z trenerów Norymbergi. A jednak rozgrywki zakończył z 11,5 kilometrami przebieganymi średnio w trakcie meczu. To jeden z najwyższych wyników w drużynie. A w przypadku napastnika to przecież nie jest norma.
Ishak nie cierpi, gdy gra toczy się z dala od niego. Gdy piłkę ma rywal, doskakuje do niego. Chętnie schodzi na skrzydła. Nie trzyma się kurczowo pozycji. Szuka gry. Jest ruchliwy i względnie szybki, jak na dość rosłego mężczyznę. W przypadku napastników zwykle patrzy się na liczbę zdobywanych bramek, jednak w jego przypadku warto spojrzeć na asysty. Bo to one mówią wiele o jego stylu. W trakcie sezonu w Bundeslidze w barwach Norymbergi zaliczył cztery asysty. Podczas najlepszego roku w karierze, gdy był gwiazdą drużyny, która wywalczyła awans, aż osiem. Jeśli ma piłkę na strzał, nie kombinuje. Większość z II-ligowych bramek dla Norymbergi zdobył uderzeniami z pierwszej piłki. Kiedy jednak strzelić się nie da, potrafi też dograć.
DUŃSKI ODDECH
O tym, że Finke, twórca współczesnego SC Freiburg, nie całkiem się w ocenie napastnika ze Szwecji pomylił, można się było przekonać dopiero kilka lat po tym, jak odszedł z Kolonii. Przełomu nie przyniosło ani wypożyczenie do Szwajcarii, ani transfer do Parmy, która oddała go natychmiast do Crotone, czyniąc go obiektem spekulacji. Wkrótce potem jego klub zbankrutował i Ishak znalazł się na lodzie. Nieudaną próbę podboju Europy zakończył powrotem bliżej rodzinnych stron. W duńskim Randers FC spędził dwa i pół sezonu i okazał się czołowym napastnikiem ligi. Do dziś jest drugim strzelcem w historii występów tego klubu w duńskiej ekstraklasie. Dla odbudowującej się wówczas Norymbergi, zapłacenie za niego 330 tysięcy euro było promocją.
KIEŁBASKI NA JARMARKU
Ishak wypalił w Niemczech dopiero po półrocznej aklimatyzacji i indywidualnych trenerach z Markiem Mintalem, ikoną 1. FCN. Sam zresztą podkreślał przy tej okazji, że wszędzie, nawet w Danii, trochę mu zajęło, zanim zaczął seryjnie strzelać. Znakomitą informacją okazało się dla niego przejęcie zespołu przez Michaela Koellnera, poprzedniego trenera drużyny rezerw i mającego nietypowe metody motywacyjne, jak zabieranie zawodników do klasztoru, co akurat Ishakowi pewnie nie przeszkadzało. Drużyna z Frankonii zaczęła grać ofensywnie, odważnie i z wielką wymiennością pozycji, co bardzo pasowało Szwedowi, który został w sezonie 2017/2018 gwiazdą całej ligi. Długo przewodził klasyfikacji strzelców. Gdy wypadł wiosną na półtora miesiąca, Norymberga wygrała tylko jeden z sześciu meczów. Wrócił jednak we właściwym momencie i pomógł wywalczyć awans. Dla kibiców był bohaterem. Gdy trzeba było wysłać kilku piłkarzy, by sprzedawali kiełbaski na słynnym norymberskim jarmarku bożonarodzeniowym, nie było wątpliwości, że musi się wśród nich znaleźć także Ishak.
30% DOROBKU
Bundesliga przerosła całą Norymbergę, nie tylko Ishaka. On zresztą, choć nie dawał drużynie tyle, co jeszcze poziom niżej, aż tak mocno znowu nie zawiódł. Osiem punktów w klasyfikacji kanadyjskiej może nie rzuca na kolana, ale było to trzydzieści procent całego dorobku zespołu. A napastnik zwłaszcza jesienią zmagał się z drobnymi problemami zdrowotnymi, które wytrącały go z rytmu. Nie podbił ligi, ale jeszcze nawet pół roku temu, gdy miał już za sobą słabą jesień w II lidze, dostał ofertę z bundesligowego Paderborn. Nie można powiedzieć, by na pograniczu Bundesligi i jej zaplecza, Ishak nie cieszył się jakąś renomą.
FOTKA ZE ZLATANEM
Zakończony sezon był dla niego pod wieloma względami fatalny. Przegrywał rywalizację z nowo pozyskanym z Fenerbahce napastnikiem Michaelem Freyem. W pogrążonej w chaosie drużynie wszyscy wyglądali bardzo źle. Utrzymanie zapewnili sobie zresztą dopiero w ostatniej akcji meczu barażowego. Ishak w tym okresie również jednak nie podpadł. Trenerzy chwalili go za profesjonalne podejście do zadań i pracowitość oraz fakt, że nie narzeka na to, że z pozycji gwiazdy skarlał do roli rezerwowego. Rozstanie z Norymbergą zapowiedział już na długo przed końcem kontraktu, co pewnie też nie sprzyjało bardziej regularnej grze. Dopiero zmiana trenera na ostatnie dwa mecze rozgrywek pozwoliła mu rozegrać dwa mecze z rzędu w podstawowym składzie. Do Polski przyjeżdża, mając w nogach tylko 640 minut w poprzednim sezonie. To mało. Zawodzili już w ekstraklasie ludzie lepszym CV. W przypadku Ishaka ważniejsze od tego, że niedawno grał w Bundeslidze i zrobił sobie kiedyś zdjęcie ze Zlatanem, jest mentalność. Ci, którzy coś potrafią, a przy tym lubią biegać i walczyć, powinni się w ekstraklasie sprawdzić. Nawet jeśli powtórzenie 21 bramek Gytkjaera w przypadku Ishaka byłoby zaskoczeniem. Jak dotąd nigdy w karierze nie strzelił więcej niż dwanaście.
