Jest młodszy od Leo Messiego i Karima Benzemy. Z Robertem Lewandowskim mógłby chodzić do klasy. Dziesięć miesięcy temu pracował w austriackiej lidze młodzieżowej. Dziś Matthias Jaissle jest liderem grupy w Lidze Mistrzów. I kolejnym niemieckim szkoleniowym objawieniem namaszczonym przez Ralfa Rangnicka.
W siódmym sezonie samodzielnej pracy Juliana Nagelsmanna w końcu do tego doszło. Wreszcie nie jest najmłodszym trenerem rozgrywek, w których uczestniczy. 34-letniego trenera Bayernu Monachium w Lidze Mistrzów wyprzedził rodak, z którym kiedyś mijał się na korytarzach w Hoffenheim. Nagelsmann pracował tam z młodzieżą i był asystentem w pierwszej drużynie, gdy kariera piłkarska Matthiasa Jaisslego dogasała. Ale to nie jedyna wielka trenerska postać, z którą 33-letni szkoleniowiec Salzburga zdążył się zetknąć. Jako junior grał w VfB Stuttgart prowadzonym przez Thomasa Tuchela, a jako senior w Hoffenheim Ralfa Rangnicka. - To on dostrzegł we mnie trenera jeszcze zanim dostrzegłem go ja — mówi najmłodszy trener tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Kolejny niemiecki talent trenerski. Kolejny talent trenerski z wszechświata Red Bulla.
ZIMOWE DOMINO
Droga, która wielu trenerom zajmuje dziesięć lat, Niemcowi zajęła dziesięć miesięcy. 2020 rok kończył jako trener osiemnastolatków w Red Bullu Salzburg. Pierwszą pracę z seniorami dostał, bo kilkaset kilometrów dalej, w sąsiednim kraju, ktoś popchnął kostkę domina. W FSV Mainz, które rozegrało koszmarną rundę jesienną w Bundeslidze i znajdowało się jedną nogą poza nią, doszło w święta Bożego Narodzenia do rewolucji pałacowej. Wracający do zarządu Christian Heidel i nowy dyrektor sportowy Martin Schmidt uznali, że trener Jan-Moritz Lichte tej sytuacji nie udźwignie. I trzeba kogoś nowego, kto dobrze zna klub. Padło na Bo Svenssona, trenera FC Liefering, za którego zapłacono półtora miliona euro. Duńczyk sensacyjnie utrzymał klub w Bundeslidze, przywołując skojarzenia z wielkimi poprzednikami na mogunckiej ławce. A opuszczoną przez niego posadę w II-ligowym klubie filialnym Red Bull obsadził, przenosząc tam Jaisslego.
LETNIE DOMINO
Sytuacja powtórzyła się kilka miesięcy później. Joachim Loew ogłosił, że półtora roku przed końcem kontraktu kończy pracę z kadrą. Hansiemu Flickowi, skonfliktowanemu z dyrektorem sportowym Hasanem Salihamidziciem, łatwiej przyszło więc rzucenie roboty w Monachium. Bayern, pozostawiony bez trenera, wykupił za ponad dwadzieścia milionów Nagelsmanna z Lipska. A Rasenballsport na jego następcę powołał dobrze pracującego w Salzburgu Jessego Marscha. Osierocony mistrz Austrii zwrócił się więc w kierunku trenera, który w klubowej farmie osiągał świetne wyniki. Młody trener wygrał osiem z dwunastu drugoligowych meczów i zajął drugie miejsce, przegrywając mistrzostwo tego szczebla jedną bramką. Awansować do Bundesligi Liefering i tak nie może, bo w rozgrywkach nie mogą grać dwa kluby tego samego właściciela. Ale dobre występy w Liefering mogą zaowocować szansą w Salzburgu. I tak właśnie się stało. W Red Bullu uznali, że dla 33-latka nie jest zbyt wcześnie na taką szansę.
NIEDOSZŁY REPREZENTANT
Jak na kogoś, kto w tak młodym wieku wszedł na tak wysoki trenerski poziom, Jaissle ma za sobą całkiem bogatą karierę piłkarską. Z Markiem Van Bommelem, z którym spotka się w środę w Lidze Mistrzów, rywalizował już jako piłkarz. Utalentowany stoper po zdobyciu ze Stuttgartem mistrzostwa Niemiec U17 został zwerbowany przez Rangnicka do III-ligowego Hoffenheim, gdzie błyskawicznie wywalczył miejsce w podstawowym składzie i dwa awanse rok po roku. Grał w podstawowym składzie w tej pamiętnej pierwszej rundzie, która beniaminkowi dała mistrzostwo jesieni. Występował w młodzieżowej reprezentacji Niemiec u boku Jerome’a Boatenga, Manuela Neuera czy Samiego Khediry. A “Bild” wymieniał go jako możliwego pierwszego reprezentanta Niemiec w historii klubu z Hoffenheim. Mniej więcej wtedy wszystko runęło.
PRZEDWCZESNY KONIEC
Jaissle ma na koncie 31 występów w Bundeslidze, ale zdecydowaną większość zanotował jeszcze przed 21. urodzinami. W 2009 roku zerwał więzadła krzyżowe, co było początkiem końca jego kariery. Po powrocie dopadła go jeszcze druga z najpoważniejszych kontuzji, jakie mogą się przytrafić piłkarzowi, czyli zerwanie ścięgien Achillesa. W ciągu pięciu lat środkowy obrońca tylko trzykrotnie wytrwał na boisku pełne 90 minut. W 2014 roku akurat wtedy, gdy jego dawni koledzy z młodzieżowej reprezentacji koronowali kariery, sięgając po mistrzostwo świata, poprosił klub o przedwczesne rozwiązanie kontraktu. I zakończył karierę.
POMOCNA DŁOŃ RANGNICKA
Rangnick, który pracował już wtedy w Salzburgu, wiedział, co się w takich sytuacjach robi. Przecież wcześniej w podobny sposób popchnął na ścieżkę trenerską Thomasa Tuchela czy Juliana Nagelsmanna. Błyskawicznie zaproponował więc swojemu byłemu piłkarzowi posadę asystenta Sebastiana Hoenessa (dziś trener Hoffenheim) w drużynie U17 RB Lipsk. W klubie z Saksonii wyrobił sobie na tyle dobrą markę, że gdy Alexander Zorniger, były trener RB, przeprowadzał się do Broendby, wziął 29-letniego trenera ze sobą. Tego lata Jaissle zamknął swojemu byłemu klubowi drogę do Ligi Mistrzów, ogrywając go w kwalifikacjach. Niemiec wytrzymał w Danii dwa lata. Po odejściu wrócił do imperium Red Bulla, ale nie do ojczyzny. Przygotowując się do samodzielnej kariery w austriackim oddziale koncernu.
NAJLEPSZY START
O ile Marsch po wewnętrznym awansie z Salzburga do Lipska napotkał spore problemy, o tyle Jaissle wygodnie rozsiadł się w fotelu Amerykanina. Nie jest niczym dziwnym, że Red Bull wygrywa w Austrii. Jednak nawet jak na tamtejsze standardy dominacja jest niespotykana. Dopiero w poprzedniej kolejce, po dziesięciu zwycięstwach z rzędu, jego zespół zremisował mecz ligowy. Nigdy wcześniej żaden trener Red Bulla nie zaczął pracy od dziesięciu wygranych w tamtejszej Bundeslidze. A przecież lista poprzedników jest bogata. Bo zawiera nie tylko nazwiska Marscha (Lipsk), ale też Marco Rosego (Borussia Dortmund) czy Adiego Huettera (Borussia Moenchengladbach). I to wszystko w klubie, który sprzedał tego lata zawodników za ponad 60 milionów euro, tracąc m.in. Patsona Dakę, najlepszego strzelca. O nim nikt już jednak nie pamięta, bo jedenaście goli u Jaisslego strzelił Karim Adeyemi, o którego już zabijają się czołowe niemieckie kluby.
SZANSA NA SUKCES
Wielu przewiduje jednak, że przy kolejnym poruszeniu kostek domina będą się zabijać o 33-letniego trenera, który do rewelacyjnych wyników w Austrii, odnoszonych w porywającym stylu, dokłada jeszcze obiecujące w Lidze Mistrzów. Red Bull, który przez dekadę bezskutecznie dobijał się do fazy grupowej, a w poprzednich dwóch latach kończył na niej rywalizację z europejską elitą, zaczął tę edycję od zdobycia czterech punktów w dwóch meczach. Mistrzowie Francji z Lille zostali pokonani. Sevilla wyrwała u siebie punkt tylko dlatego, że Austriacy przestrzelili dwa rzuty karne. Wolfsburg też nie będzie faworytem. Salzburg jest na dobrej drodze, by pierwszy raz w dziejach awansować do czołowej szesnastki w Europie. Łączny bilans 33-letniego trenera w Red Bullu to piętnaście zwycięstw w siedemnastu meczach. I jeszcze ani jednej porażki.
GWARANCJA KARIERY
Matthias Jaissle może sobie tonować nastroje, podkreślać, że nie ma planu kariery i że nie myślał jeszcze o tym, czy pójdzie drogą poprzedników, jednak fakty są nieubłagane. Przez imperium Red Bulla przewinęła się niemal połowa trenerów zatrudnionych aktualnie w Bundeslidze. Gdy ktoś obejmuje posadę trenera Salzburga, w tym samym momencie staje się bardzo poważnym kandydatem do pracy w silnych europejskich klubach. Nie tylko w Niemczech. Oscar Garcia prowadził przecież Celtę Vigo, a teraz jest w Stade Reims. Roger Schmidt, który prowadził Bayer Leverkusen, jest dziś trenerem PSV Eindhoven. Jedynym namaszczonym przez Rangnicka trenerem Salzburga, który nie zrobił później kariery, jest Peter Zeidler, pracujący dziś w szwajcarskim FC Sankt Gallen. Jeśli jednak ktoś zaczyna tak, jak Jaissle, nie jest pytaniem, czy trafi do czołowej ligi Europy, lecz kiedy do tego dojdzie. Być może to właśnie on po wielu latach przejmie od Nagelsmanna tytuł najmłodszego trenera w Bundeslidze.