Moda na sukces. Dlaczego Hector Bellerin po latach wrócił do Barcelony

Zobacz również:Memphis Depay działa na wyobraźnię. Uczucie z Barceloną od pierwszego wejrzenia
Real Betis v Valencia CF - Copa del Rey Final
Fot. Juanjo Ubeda/Quality Sport Images/Getty Images

Miał być Juan Foyth, później Thomas Meunier, a skończyło się na Hectorze Bellerinie. Chłopak z Badalony wraca do domu, gdzie zaczynał trenować jako siedmiolatek, ale póki co jest opcją tymczasową dla Xaviego, dlatego podpisał tylko jednosezonowy kontrakt. Ma być lepszą wersją dealu z Adamą Traore, gdy chłopak z La Masii wraca udowodnić swoją wartość. Bellerin już w Betisie poczuł, że Hiszpania jest dla niego przyjemniejszą ziemią, więc mocno obniżył oczekiwania finansowe i ruszył na przygodę, by zakotwiczyć w ukochanej drużynie.

To postać, z którą trudno nie sympatyzować, kiedy zagłębi się w jej poglądy. O Hectorze zawsze mówi się więcej z racji charakterystycznej stylówki, zapędów modela czy stylowego wąsa. Tak już jest – łysy albo kudłaty prędzej zwróci uwagę spośród 22 graczy na boisku. Bellerin idzie przez życie po swojemu i wyłamuje się z obrazu typowego piłkarza. Mocno walczy też z niesprawiedliwościami. Kiedy rozgłosu nabrała wojna na Ukrainie, on podkreślał, że stosujemy bardzo wybiórcze podejście, bo nikt nie żyje w tym samym czasie konfliktami w Jemenie, Palestycznie czy Iraku.

Jako osobowość naprawdę jest warty uwagi: został akcjonariuszem najbardziej ekologicznego klubu świata Forest Green Rovers, stosuje dietę wegańską, ma certyfikat neutralności w kwestii emisji dwutlenku węgla, posadził 50 tysięcy drzew w lesie amazońskim czy prowadził podcast o innej stronie życia w piłce. Często powtarza się opinia: Hector to dobry piłkarz, ale jako człowiek jest znacznie lepszy. I nie ulega wątpliwości, że jego transfer wywołał powszechny entuzjazm, bo Bellerin prowokuje pozytywne emocje, ale trzeba wrócić do kluczowego: jaki to piłkarz?

Arsenal po latach nie wiązał już z nim nadziei. W Londynie wiedzieli, że zarówno jedna, jak i druga strona potrzebuje odświeżenia. Najlepiej właśnie Hectorowi posłużyło świeże powietrze w Sewilli, gdy na rok trafił na wypożyczenie do Betisu. Skończył celebracją i napisanie historii, wygrał z Betisem Puchar Króla, świętował w retro koszulce Wojtka Kowalczyka i płakał, kiedy musiał się żegnać z Estadio Benito Villamarin. Marzyło mu się tylko, aby pozostać dalej w sercu Andaluzji. Odrzucał lepsze propozycje finansowo, czekał całe lato, ale Betis nie był w stanie po niego sięgnąć przez trudności finansowe. Czasem uczucie to zbyt mało, aby wszystko skleiło się w jedną całość.

I wydawało się, że Bellerin zostanie na lodzie albo skorzysta z alternatywnych opcji, aż ostatniego dnia okna transferowego urodziła mu się Barcelona. Tam również był w stanie zejść z zarobków, byle tylko znaleźć się w tym środowisku. „W Betisie przypomniałem sobie, co to znaczy prawdziwa radość z piłki” – mówił. I dlatego za wszelką cenę chciał wrócić na Półwysep Iberyjski do domu i cieszyć się lokalnym futbolem. Przy czym miał świadomość, że w Barcelonie nie osiągnie takiego statusu jak w Betisie.

Sprowadzanie go jest o tyle dziwne, że Xavi celował przede wszystkim w Juana Foytha, czyli zupełnie inny profil bocznego obrońcy wyróżniającego się przede wszystkim umiejętnościami defensywnymi. Stąd też wystawiał na tej pozycji Ronalda Araujo czy Julesa Kounde, którzy mieli w pierwszej kolejności zagwarantować stabilność w tyłach i przejście na system z trójką stoperów. Xavi wolał również Meuniera i czekał na niego, ale zabrakło środków, aby dopiąć ten transfer. Skończyło się na opcji akceptowanej, ale nie forsowanej przez trenera, czyli wychowanku Bellerinie.

Na swój sposób to powtórka z rozrywki z przypadku Adamy Traore: ekonomiczne rozwiązanie z wychowankiem, który nie musi się aklimatyzować w tych realiach, a zarazem nie jest żadnym ryzykiem ekonomicznym. Hector Bellerin nieprzypadkowo podpisał kontrakt tylko na jeden rok. Być może Barcelona nie chciała ryzykować, a być może za rok planuje ruszyć po znacznie grubsze nazwisko z czołówki prawych defensorów. W Hiszpanii ta pozycja to akurat największa pustynia ze wszystkich – tak jak Polacy cierpią na deficyt lewych obrońców, tak Hiszpanie narzekają na prawych.

Bellerin będzie rywalizował o pozycję z Sergim Roberto i jeżeli nie wygra tego wyścigu, będzie to o nim bardzo źle świadczyć. Zawsze również Xavi może skorzystać w tych sektorach z Araujo czy Kounde, którzy mają znacznie wyższe umiejętności, ale nie jest to ich naturalne środowisko. „Chciałem mieć prawdziwego bocznego obrońcę, klasycznego i naturalnego” – tłumaczył szkoleniowiec. Bellerin wniesie wiele dobrego do szatni, do samej mentalności i energii drużyny, wywoła powszechny entuzjazm wśród kibiców. Ale pytanie, czy da się zapamiętać na boisku na tyle, by kibice przestali tęsknić za dawną wersją Daniego Alvesa. Na tej pozycji ostatnim, który jakościowo zastąpił Brazylijczyka, był sam Dani Alves. I ten cień będzie nieustannie ciążył na Bellerinie, który wraca spełnić dziecięce marzenie. Ma rok, aby zmienić swoje notowania i zostać w jednym miejscu na dłużej.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.
Komentarze 0