Trzy solowe albumy w przeciągu kilkunastu miesięcy. Hodak jest płodny, ma regularność, ma zajawę i serce do robienia muzyki. Ma też zadatki na stałą obecność w czołówce polskiego rapu.
To, co zrobiłem do teraz, to tylko jest prolog. Był nierówny, ale ambitny debiut Custom. Niedługo później zapach zimy i papierosów, intymne collabo z Miroffem, gdzie Hodak pokazał bardziej wrażliwą, wyczilowaną stronę. Z perspektywy czasu, wydane w 2020 roku albumy przedstawiały rapera w fazie wykluwania się z młodzieńczego kokonu. Pierwszy wolumen Moody Tapes - i zarazem drugi wspólny materiał z producentem 2K - to dojrzalszy, pewniejszy siebie i dopracowany etap intensywnej kariery Hodaka.
Nie mogę odpędzić się od wrażenia, że flow Hodaka jest skrzyżowaniem storytellingu Taco Hemingwaya i stylu Maty. Z tą różnicą, że raper z Kluczborka posiada znacznie ciekawszą paletę wokalnych zagrań. Może i zdarzają mu się monotonne momenty, ale potrafi zarapować w agresywny sposób, przestawić się na delikatniejszy wajb, jak i porządnie - bez nuty fałszu - zaśpiewać. W kwestii tych skilli Hodak wypada niezwykle rzetelnie, świetnie operuje głosem i aż strach pomyśleć, co zaprezentuje w niedalekiej przeszłości. Przypadek solidnego warsztatu ponad oryginalnym flow.
Co słychać od pierwszych minut Moody Tapes to fakt, że Hodak wkłada w rap całe serce. Tu nie ma półśrodków. Potwierdzeniem nie tylko samoświadome wersy strome schody to domena drogi, którą dzierżysz czy to trochę straszne, że mnie zżera już w tym wieku stres. W prawie każdym numerze raper podkreśla swoje poświęcenie artystycznej ścieżce, dziękuję losowi za możliwości, jakie otrzymał i - bez narcystycznego nadęcia, ale z wypiętą klatą - dumnie kroczy pewny swoich umiejętności. Nieprzesadzony real talk, zaparcie w dążeniu do celu i zwyczajna życiówa, nie żaden trapowy przepych i blichtr. W końcu jak będę konsekwentny, urosnę jak kolos.
Zgadza się nawet, jeśli zdarzają się truizmy i lekko utarte frazesy o melanżu, asertywności czy procesie twórczym. Warstwa liryczna Moody Tapes, Volume One opiera się na kilku znanych patentach. Z prowincji chłopak marzenia mam duże. Hodak retrospektywnie przygląda się dzieciństwu i oddaje szacunek matce. Podkreśla pochodzenie, docenia Warszawę, odmawia imprez, jak i nieustannie dąży do wyznaczonego celu. Tu nie ma miejsca na przesadną martyrologię - chociaż C.R.E.A.M. zajeżdża nieco lamentującą bedoesowszczyzną. Najnowsza płyta rapera jest poważną, dojrzałą i pozbawioną beztroski odsłoną gatunku coming-of-age. Młodziak notuje też świadome, progresywne światopoglądowo momenty. W Wolności nawija, że chciałbym żyć w kraju, gdzie nieważny jest kolor skóry/kraju kultury, gdzie szanowana jest druga płeć. I wszystko spoko, jedyny mankament, co do którego można mieć wątpliwości to charyzma. To jak z formą polskich piłkarzy: czasem jest, czasem jej nie ma. I zawsze ciężko znaleźć powód, dla którego tak się dzieje.
Sukces nastrojowych taśm to sukces nie tylko Hodaka, ale i 2K. Bity są różnorodne, nie wieje nudą ani trapową generycznością. Ciepły letni deszcz brzmi jak OVO Sound najwyższej próby zmieszane z sentymentalnymi klimatami Bartosza Kruczyńskiego. Duża w tym zasługa ulotnego wokalu Mili Jankowskiej i drake’owej maniery Hodaka. Byłby pewniak na składance Heartbreaks & Promises duetu Flirtini. Oniryczny 5AM WWA uwodzi minimalizmem, nienachalną ekspozycją i zwyczajnie ładnymi melodiami w typie romantycznego r’n’b. W Moody Interlude producent odpala wajb wczesnych lat 2000. i wysyła słuchaczy na wycieczkę w okolice Compton.
Uroczy lovesong Nieważne z Dziarmą to z kolei doskonały letniak oparty na baile funkowej, południowoamerykańskiej estetyce. DJ Snake i J Balvin byliby zachwyceni. Nie mogło obyć się bez drillu, który stanowi nieinwazyjny fundament C.R.E.A.M., gdzie gościnnie udziela się Paluch. Wysoki poziom parkietowej bangerowości jest wyczuwalny w singlowych Bez Zarzutów czy Oh No!. Generalnie 2K to gwarancja jakości oraz ciekawej, niuskulowo-truskulowej mieszanki. Bez podziału na gatunki i zgodnie z zasadą, że muzyka jest albo zła, albo dobra.
W numerze 5AM WWA Hodak rapuje, że gdy zrobię swoje, no to powiem, że był taki plan. Po nagraniu może nie porywającego, ale solidnego i wypełnionego szczerym real talkiem albumu może spokojnie zakrzyknąć - niczym Borat Sagdiyev - great success. Przyszedł trochę znikąd i w przeciągu roku zdobył status jednego z najbardziej perspektywicznych polskich raperów. Trzy albumy na koncie, każdy przyzwoity. A Moody Tapes, Volume One to zdecydowany krok w przód. Bo przecież Hodak nie zezwala na regres i nie akceptuje zerkania wstecz. I ja to rozumiem. W końcu jestem chłopak z prowincji.