Diablo II to jeden z najbardziej kultowych tytułów w historii gier wideo. W 2021 ponownie staniemy oko w oko z hordami Piekieł.
Kiedy zmienialiśmy kalendarzowy rocznik z 1999 na 2000, nie doszło do końca świata. Myliły się katastrofalne przepowiednie, mylili się paranoicy spod znaku Y2K. 2000 rozpoczął się bez przeszkód i bezpowrotnie zmienił krajobraz gier wideo. W tamtym roku wyszło tyle klasycznych tytułów, że trudno wybrać reprezentatywną grupę. Tony Hawk’s Pro Skater 2, Baldur’s Gate II, Final Fantasy IX, Crazy Taxi i bohater tego tekstu, Diablo II, to wierzchołek góry lodowej. Ta obfitość dwójek przy tytułach to żaden przypadek - branża gier wyłaziła ze swojego długiego dzieciństwa i wkraczała w burzliwy okres dojrzewania, kiedy sprawdzone i otrzaskane w początkowych eksperymentach technologie i rozwiązania można było zastosować w bardziej świadomy sposób. Tak, Baldur’s Gate było przełomem, ale dopiero dwójka spełniła potężny potencjał pierwszego tytułu. Nie inaczej było z Tony Hawk’s Pro Skater i Diablo.
To, co zachwycało przy pierwszej próbie, zostało wyszlifowane do perfekcji, wady i niedogodności usunięto, a nowe rozwiązania w pełni zaspokoiły publikę. Dzisiaj Blizzard jest już kompletnie inną firmą, mozolnie pracującą nad odzyskaniem zaufania, nadszarpniętego przez niefortunne ruchy (afera z chińskim graczem Hearthstone’a Blitzchungiem, katastrofa mocno niedopracowanego Warcraft III: Reforged, bezustanne spazmy wokół Overwatch i wiele innych). Czy ogłoszony właśnie remaster Diablo II w tym pomoże? Z pewnością, bo ten tytuł to nie tylko jeden z symboli milenialsowej nostalgii, ale również jedna z lepszych i ważniejszych gier w historii.
Ta gra przetarła szlaki kolekcjonerom broni
W ostatnich latach rynek podbiły tzw. looter-shootery, strzelanki, w których zbiera się coraz lepszy sprzęt, wykonując powtarzalne misje (od Destiny, przez Warframe po The Division). Zresztą sama mechanika gromadzenia ton sprzętu, często generowanego losowo, zrobiła niebywałą furorę w branży, trafiając nawet do tytułów, które absolutnie jej nie potrzebowały (ekhem, Cyberpunk 2077). Sukces najpierw Diablo, a potem Diablo II może być jednym ze źródeł tego trendu. Jest coś piekielnie (wybaczcie) uzależniającego w patrzeniu, jak numerki idą w górę, a my trzymamy w łapach coraz potężniejsze bronie, ubrani w coraz lepsze pancerze. Zejdź do podziemi, naklep szkieletom i innym paszczurom, wróć do miasta, sprzedaj łupy, powtórz. Repetycja doprowadzona do perfekcji. Zapewne psychologia behawioralna miałaby tutaj do powiedzenia dużo więcej, ale na gruncie gier kultowe tytuły Blizzarda bezpowrotnie zmieniły wagę i pozycję lootu.
Ale Diablo II to nie tylko wybitnie przyjemne klepanie monstrów i znojne dokopywanie się do piekła. To także fabuła z rozmachem, która znacznie poszerzyła dostępne krajobrazy. Oprócz zwyczajowych lochów i podziemi odwiedzamy również mroczny las czy pustynię, co ma spory wpływ na różnorodność wrogów. Diablo II operowało w dość tradycyjnym kontekście mrocznego fantasy, ale miało w sobie wystarczająco autorskiego charakteru, by odróżnić się w atrakcyjny sposób. Interesujące projekty wrogów (od wielkich żuków po piekielne abominacje), miasta o unikalnym klimacie i NPC-ach, do których chciało się wracać, efektowne bronie i czary, przytłaczająca atmosfera całości. Owszem, fabuła grzęzła w kliszach właściwych mrocznemu fantasy, ale rozmach nadrabiał to z nawiązką. Niecierpliwie czekało się na to, co nastąpi w kolejnym rozdziale. A każdy następny eskalował i zaskakiwał, popychając nas coraz dalej ku ostatecznemu pojedynkowi z siłami Piekła - ekscytację powiększały także filmiki, dziś już mocno trącące myszką. Czerpanie z chrześcijańskiej mitologii wspomagało fabułę na wiele różnych sposobów - w końcu wiedza o aniołach i demonach to jedne z najciekawszych elementów Biblii.
Postmodernizm na pełnej
Na niesamowity sukces gry złożyła się także jej elastyczność - klasy postaci, choć realizujące znane tropy fantastyki spod znaku miecza i czarów, zapewniały bogactwo sposobów na rozgrywkę (klasy zostały także lekko zmienione i wzmocnione w dodatku do gry, Lord of Destruction). Może właśnie przez swoją tropiczność tak mocno zapadały w pamięć - Blizzard miał w tamtych czasach talent do brania znajomych kodów kulturowych i prezentowania ich w bardzo atrakcyjnej formie (że wspomnimy Warcraft i Starcraft, szkołę postmodernistycznego szycia z różnych inspiracji firma kontynuuje zresztą do dzisiaj: wystarczy spojrzeć na projekty postaci do Overwatch). Barbarzyńca, Amazonka, czy Nekromanta z Diablo II to do dzisiaj ikony świata gier wideo. Genialne połączenie różnych sposobów rozgrywki z generowanymi losowo mapami i sprzętem dawało asumpt do wielokrotnego przechodzenia gry i testowania najróżniejszych rozwiązań. Tryb wieloosobowy był z kolei tak dobry, że do dzisiaj można w niego łupać z powodzeniem (nawet jeśli jakość serwerów zostawia trochę do życzenia).

Diablo II: Resurrected ukaże się na PC jeszcze w tym roku (wersja konsolowa ma pojawić się później). To nie remake, a remaster, skupiony na graficznym awansie i jakościowym wygładzeniu interfejsowych i mechanicznych archaizmów. Co ciekawe, będzie możliwość powrotu do klasycznej grafiki - to kapitalna, choć rzadko proponowana funkcja znana chociażby z remastera The Secret Of Monkey Island. Po lekkim zawodzie, jakim było Diablo III, Blizzard nie miał wyjścia - musiał wrócić do korzeni serii. Sądząc po kolejnych informacjach na temat Diablo IV i zapowiedzi Diablo II: Resurrected, taki plan jest konsekwentnie realizowany, zresztą ku ogromnej uciesze fanów i fanek. Tu i ówdzie pojawiają się pytania, czy remaster kultowego tytułu sprzed ponad dwóch dekad będzie wystarczająco atrakcyjny dla dzisiejszej publiczności. Spokojnie, portfele millenialsów już się grzeją. Piekielnym ogniem.