Redrum to jedna z najlepszych rapowych płyt tego roku. Pod warunkiem, że nie przeszkadza wam krew i wyprute flaki.
Polska scena cierpi na niedobór wyrazistych postaci... ale na szczęście ma też Słonia. Jego rapowa osobowość jest zbudowana wokół horrorcorowej sztuczki, która jest tylko jednym z atrybutów, nie całą treścią. Redrum, najnowszy album rapera, potwierdza jego skille i sprawność w operowaniu horrorową narracją, ale jest też ważnym głosem w sprawie stanu świata i hip-hopowej sceny. Robi to przy akompaniamencie różnorodnej i wyśmienitej produkcji Chrisa Carsona, do tego bez wsparcia żadnych gości. Zarówno specyfika treści, jak i charakter poczucia humoru Słonia sprawiają, że kubrickowskie nawiązanie w tytule płyty to nie pusty zabieg, ale uczciwe ostrzeżenie - to wyjątkowe wydawnictwo, do którego należy podchodzić ze świadomością tego, z czym będziemy obcować.
Dobrze, kiedy artystyczne intencje słychać już od pierwszej nuty. Potężny, otwierający płytę numer Kosmiczne Przygody Generała Syfilisa spełnia tę funkcję doskonale. Bit Carsona balansuje na granicy trapowego wygrzewu i soczystej beki, a prowokacyjny tekst Słonia stosuje podobne proporcje między skatologicznym humorem a radykalną oceną rasy ludzkiej. Ten balans między luźniejszymi elementami a cięższym przekazem to największa siła Redrum. Mizantropiczne, choć uczciwe treści, opakowane są tu w błyskotliwe wersy pełne imponujących porównań i wielokrotnych rymów. Panowanie nad głosem, a szczególnie nad dykcją, to achillesowa pięta wielu raperów, ale nie Słonia. Pod względem techniki to jeden z najlepszych raperów w Polsce i tylko cieszy, że wysokiemu poziomowi rzemiosła towarzyszy oryginalny pomysł na siebie. Tym pomysłem jest oczywiście horror w różnej postaci.
Redrum przynosi kolejną dawkę opowieści grozy o różnym, choć w miarę wysokim poziomie jakości. Amore Amore udaje się połączyć ostrą społeczną satyrę z naprawdę wciągającą historią, ale np. Szepty, Krzyki, choć świetne zarówno pod względem podkładu, jak i rapu, nie wychodzą poza oklepaną do bólu historię o opętaniu. Imponujący zestaw umiejętności Słonia nadrabia fabularne niedoskonałości każdego utworu, więc w kontekście muzycznym to nie tak duża wada. Oczywiście, chciałoby się więcej opowieści na poziomie Amore, Amore, ale nie można mieć wszystkiego, a to, co dostaliśmy na Redrum to wciąż wciągające rzeczy. Ważnym elementem albumowej narracji są też skity, najczęściej pogłębiające jego humorystyczny wymiar. Nie jest to bynajmniej humor seriali z Comedy Central, a wulgarne, cięte dowcipy, często tańczące z boku dobrego smaku, jak na starcie Złonia. Taki jest Słoń i jeśli macie słabe żołądki, to lepiej Redrumu nie puszczać - o co też mało dyplomatycznie prosi raper w jednym ze skitów.
Oczywiście, te wszystkie niewybredne żarty i snute z medyczną precyzją makabryczne opisy składają się na pewną kompletną wizję świata. A ta jest niezbyt wesoła, oparta na krytyce braku wartości, próżności i konsumpcjonizmu. Dla sceny Słoń też ma sporo gorzkich linijek i nawet kiedy uderza w dość męczącą już na tym etapie krytykę garderoby młodszych raperów, robi to ze swadą i niesamowitą sprawnością. Makabryczna i groteskowa fikcja to tylko jeden ze sposobów na budowanie społecznych komentarzy, na Redrum znajdziemy również o wiele bardziej bezpośrednie linijki. Złoń, a szczególnie Wojna Totalna, to ostre opisy pękniętego kraju w kryzysie, bez ogródek, ze zdrową posypką racjonalnego populizmu. Można się nie zgadzać z dość centrystyczną postawą rapera, ale trzeba mu oddać niesamowite przekonanie w głosie i przemyślany sposób, w jaki ocenia polską rzeczywistość. Bogatą ofertę Redrumu uzupełniają kawałki agresywnie przekonujące o wyższości skilli Słonia nad innymi - dobre bragga jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiło.
Być może to bogactwo jest jedyną wadą tego albumu, bo intensywność materiału potrafi zmęczyć. Słoń domaga się uważnego słuchania, co przy tym czasie trwania płyty potrafi być wyzwaniem. Kto wie, może korzystniej byłoby pozbyć się skitów, może przyciąć z utwór lub dwa? Tak czy owak, Redrum to imponujące wydawnictwo. Słoń to raper kompletny, z bagażem interesujących patentów, zawstydzający resztę sceny skillami i pomysłowymi operacjami na języku. Świadomie zbudował swój styl i wizerunek, cieszy się swobodą o którą ciężko podejrzewać tak intensywną wizję artystyczną. Słuchając tego albumu można w ciągu minuty zaśmiać się pod nosem, skontrolować cofkę i pokiwać głową z uznaniem. A tych minut jest kilkadziesiąt.
Jeśli chcecie ocenić wszystkie dotychczasowe albumy Słonia, możecie zrobić to przy pomocy naszej bazy muzycznej.