Najcięższy numer świata na plecach 18-latka. Jak Camp Nou wynosi Ansu Fatiego na piedestał

Zobacz również:Memphis Depay działa na wyobraźnię. Uczucie z Barceloną od pierwszego wejrzenia
FC Barcelona v Levante UD - LaLiga Santander
Fot. David Ramos/Getty Images

Nie jest łatwo wrócić na boisko po 10 miesiącach przerwy i czterech zabiegach kolana. Tym bardziej nie jest łatwo, kiedy masz dopiero 18 lat, a w erze największych problemów Barcelony dostałeś po Leo Messim symboliczny numer „10”, którego bali się piłkarze o znacznie większych nazwiskach. Ansu Fati po miesiącach błędnych diagnoz i żmudnego leczenia nie tylko dostał 10 minut z Levante (3:0), ale też przywitał się z Camp Nou ciekawą bramką. Możliwe, że na nikim nie będzie takiej presji oczekiwań jak na nastolatku urodzonym w Gwinei Bissau. Jeśli cokolwiek ma napawać optymizmem stolicę Katalonii na przyszłe lata, to jedynie zwrócenie się w kierunku La Masii. To tam jest ratunek klubu pogrążonego w problemach.

Powrót Ansu Fatiego był jak światełko w tunelu. Jak wyczekiwany powiew nadziei. W natłoku wyłącznie dołujących wiadomości kibica Barcelony wreszcie spotkało coś radosnego, po tym jak jego ulubieńcy ostatni przekonujący mecz rozegrali jeszcze w sierpniu. Pewnie zachwyt wejściem 18-latka jest nieco przesadzony, bo Levante nie dojechało na to spotkanie, rywalizacja była już rozstrzygnięta, a i przy samym trafieniu reprezentanta Hiszpanii swoje trzy grosze dołożył Aitor Fernández. Ale akurat Camp Nou jak nigdy potrzebuje teraz inspiracji.

„Dobrze znowu cię tu widzieć” – skwitował Gerard Pique. A wytęsknioną radość widzieliśmy nie tylko po kibicach, bo gdy Fati trafił do siatki na 3:0 w doliczonym czasie gry, otoczyła go cała drużyna. To było autentyczne wzruszenie szatni. Ronald Araujo uniósł go w górę jak młodszego brata, Ansu krzyczał triumfalnie ponad głowami kolegów, powstał z tego bardzo symboliczny obrazek, bo zespół Ronalda Koemana – w tym meczu prowadzony przez asystenta Alfreda Schreudera – intensywnie poszukuje liderów, a już tym bardziej w drastycznie osłabionym latem ataku.

Nastolatek wrócił, wyważając drzwi, identycznie jak w 2019 roku, gdy wchodził do pierwszej drużyny, a Ernesto Valverde dał szansę chłopakowi mającemu ledwie 16 lat i 9 miesięcy. Ponad dwa lata od tamtej ekscytacji to Ansu Fati nosi legendarny numer „10”, jako pierwszy po odejściu Leo Messiego do Paris Saint-Germain. W Barcelonie najchętniej by go zastrzegli albo poczekali kilka lat na powrót Argentyńczyka, lecz nie sprzyja temu prawo rejestracji piłkarzy w Hiszpanii. Zawodnikom przyznaje się numery od 1 do 25, więc byłaby to strata jednego miejsca. Stąd też usilnie trzeba było szukać sukcesora. Coutinho znany z wrażliwej, kruchej psychiki niespecjalnie się wyrywał, kontuzjowany Sergio Agüero też nie widział tego rozwiązania, w końcu miał grać z Leo, a nie zamiast niego, Memphis Depay już dostał „9”, więc padło na nastolatka, który zdążył rozpalić wyobraźnię środowiska. Zresztą sam Messi namaścił go, przepowiadając dużą karierę. Tamten słynny uścisk Ansu oprawił w ramkę i powiesił jako obraz w domu rodzinnym, bo rzeczywiście nikogo innego legenda Barcy nie potraktowała z taką czułością.

„Dziesiątka nie jest dla mnie żadną presją. To duma nosić ją po Leo. Dziękuję klubowi i kapitanom za taką możliwość” – komentował po powrocie 18-letni napastnik. Niemniej nie ma co się oszukiwać – to będzie najcięższy numer świata. Najcięższy w sensie skali porównań, wyliczeń i odniesień, jakie w najbliższych latach spotkają wychowanka Blaugrany. Dzisiaj wygląda na młodego gracza, którego presja jedynie napędza do kolejnych wyzwań, ale istnieje ryzyko, że z czasem zacznie go to blokować. Tak jak synom sławnych piłkarzy trudno udźwignąć presję ojcowskich oczekiwań, tak jak każdy polski napastnik będzie porównywany za kilka lat do Roberta Lewandowskiego, tak Ansu Fati na zawsze już pozostanie wybranym przez Barcelonę następcą Leo Messiego. A Bojan Krkić, Giovani dos Santos czy nawet Jean Marie Dongou mogą opowiedzieć co nieco, jak życie potrafi się komplikować, kiedy staje się o nich zbyt głośno.

O tym, jak wielka jest wiara w Ansu Fatiego, świadczą chociażby gesty Ronalda Araujo, kolejnego gracza z papierami na lidera zespołu. Urugwajczyk szykuje się powoli, aby przejmować rolę Gerarda Pique. Z pewnością nie zabraknie mu do tego charakteru, kwestia jak z umiejętnościami, chociaż w grze jeden na jeden jest jednym z ciekawszych defensorów na świecie. To 22-latek zaczął wielkie, zbiorowe owacje, zanim jeszcze Ansu wrócił na murawę. Moment jego zmiany był tak ekscytujący, że nawet delegat Carles Naval potknął się z tablicą elektroniczną. Później ten sam Araujo podniósł nastolatka ponad wszystkich, jakby chcąc wystawić go na świecznik. Wyszło jak pięknie przygotowana prezentacja następcy Messiego. Nie ma wątpliwości, że jeśli komuś sympatycy Barcelony mają zawierzać przyszłość, to właśnie piłkarzom pokroju Araujo, Fatiego czy 17-letniego Gaviego rozgrywającego kapitalne zawody z Levante.

Szukając przewagi w porównaniu z najlepszymi klubami świata, Barcelona mogłaby wspomnieć jedynie o akademii oraz jej absolwentach. I teraz również jest kim się ekscytować w rocznikach wchodzących do dorosłej piłki. Jak opowiada Marcelo Bielsa: „Nie jest sztuką, aby trener wpuścił młodych do składu, a później wyszedł z listą, kto u niego zadebiutował. Prawdziwą sztuką jest wpuszczać młodych z pomysłem, aby oni nie przepadali, tylko wnosili coś dodatkowego do zespołu. To jest prawdziwe zadanie trenera”. Ronald Koeman w ten weekend był zawieszony, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu po meczu nie mówiło się o nim, tylko o pozytywnym święcie La Masii.

Wyszło naprawdę obiecująco, skoro Katalończycy pokazali w spotkaniu z Levante aż dziewięciu wychowanków. Na tym poziomie to nie zdarza się zbyt często, dlatego La Masia jest największą nadzieją, że kiedyś Barcelona spróbuje wrócić na swoje miejsce. Potrzeba tylko człowieka, który umiejętnie wykorzysta ten ponadprzeciętny w skali świata potencjał. Sergio Busquets rozegrał najlepszy mecz od wielu miesięcy, gdy obok w środku pomocy miał 17-letniego Gaviego oraz 19-letniego Nico Gonzaleza. W obronie Gerard Pique czuwał nad 20-letnim Erikiem Garcią i 22-letnim Oscarem Minguezą. Z ławki weszli jeszcze 22-letni Ronald Araujo oraz Riqui Puig, a całe święto skwitowała bramka 18-letniego Ansu Fatiego. I nagle Katalończycy mogli poczuć nie tyle dawną świetność, co wartości, do jakich zawsze czuli szczególny sentyment i jakie zaprowadziły ich w najlepszą erę klubu. Joan Laporta i spółka wiedzą, że trudno będzie przeżyć kryzys finansowy w inny sposób, niż modląc się do zdolnej młodzieży.

W momencie euforii po bramce Fatiego było coś szczególnego. On sam w przypływie pewności siebie rzucił po meczu: „My jesteśmy Barcą, musimy walczyć o ligę, o Ligę Mistrzów, o wszystkie możliwe rozgrywki. Jesteśmy Barcą, a to obliguje do walki i pracy”. Deklaracje 18-latka są zupełnie po drugiej stronie barykady słów trenera Ronalda Koemana, dla którego celem jest walka o wysokie miejsce w LaLiga. Jak sam powiedział: w Champions League trzeba być realistą. Zobaczymy, dokąd Katalończyków zaprowadzi zderzenie młodzieńczego entuzjazmu i klubowej legendy walczącej o posadę oraz odwołującej się do bolesnej rzeczywistości.

Na razie takie momenty jak z Ansu Fatim pozwalają nie zalewać się w smutku. Zaraz po bramce 18-latek odszukał doktora LLuisa Tila, z którym przez 10 miesięcy walczył o powrót na boisku. Lekarz był przy nim i zajmował się chłopakiem, który miał pauzować ledwie trzy miesiące, ale został skazany na kolejne zabiegi i nowe diagnozy lewego kolana. Gdy wszyscy mówią, że trzeba poczekać aż Coutinho dojdzie do siebie po długiej kontuzji, Fati wita się przebojową akcją. Może i pomogło mu zachowanie golkipera, ale jednak to on odważnie ruszył na kilku rywali, zdobywał metry i wyczarował to trafienie. „To cecha, jaką mają wyjątkowi gracze. Stworzył tę bramkę z niczego, z pustki. Wszyscy bardzo na niego czekaliśmy” – podkreślił asystent Alfred Schreuder. Najcięższy numer świata został wrzucony na plecy nastolatka. I teraz należy obserwować, jak Ansu poradzi sobie z jego ciężarem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.