Netflix, w końcu wam się udało: „Awantura” to świetny serial na ponure czasy

Zobacz również:Adam Sandler, Kevin Garnett, The Weeknd i... świetne recenzje. Na ten netflixowy film czekamy jak źli
awantura.jpeg
fot. kadr z serialu "Awantura"

Nareszcie nowy serial, z którym jest tak, jak kiedyś z Zagubionymi czy House of Cards: wracasz do domu i myślisz tylko o tym, żeby włączyć kolejny odcinek.

Duchowymi patronami nowej produkcji A24 są Upadek – ale nie ten z Hitlerem, tylko z granym przez Michaela Douglasa facetem, który nagle, na środku Los Angeles, chwyta za broń – i argentyńsko-hiszpańskie Dzikie historie. Oraz twórczość braci Coen. I może nawet flagowiec tej wytwórni, oscarowe Wszystko wszędzie naraz? W końcu i w nim, i w Awanturze pod płaszczykiem cudownego surrealizmu mamy wiwisekcję codzienności ludzi w średnim wieku, która już tak cudowna nie jest.

Awantura zaczyna się z tak zwanej dupy – na parkingu przed supermarketem. On, Danny, budowlaniec złota rączka, który zdecydowanie nie może narzekać na nadmiar zleceń, jest wściekły, bo nie może wymienić zakupionego towaru; gdzieś zapodział mu się paragon. Ona, Amy, to bogata designerka, zestresowana presją w pracy i ogarnianiem życia rodzinnego. On prawie wjechał przy cofaniu w nią, ona zatrąbiła, wcisnęła gaz, pokazała mu środkowy palec i pojechała w swoją stronę. I to był ten krytyczny moment, w którym Danny pomyślał, że koniec z tym – wystarczająco upokorzeń znosi na co dzień, żeby jeszcze jakiś typ (oczywiście, w pierwszej kolejności myśli się o tym, że drogowy agresor to mężczyzna) wymachiwał mu fuckiem. Dlatego jego stary pick-up ruszył w pościg za nowiutkim, białym SUV-em.

awantura 2.jpg
fot. kadr z serialu "Awantura"

No i tak. Można napisać, że to dopiero początek tego, co Lee Sung Jin, współtwórca m.in. Dave'a oraz Tuca&Bertie, przygotował na następne pięć godzin; Awantura liczy sobie 10 niewiele ponad półgodzinnych epizodów. A tam, jak u wspomnianych braci Coen, jedna błahostka rozkręca spiralę absurdu, dziwaczny teatr zemsty, w którym przegrywają wszyscy. Tyle że Coenowie nigdy nie napędzali swojej karuzeli w oderwaniu od kontekstów społecznych. Czy w Fargo, Arizona Junior, czy nawet Big Lebowskim, którego fenomen przypominaliśmy ostatnio na łamach newonce, na pierwszym planie zawsze znajdowali się sfrustrowani biali Amerykanie z niższej klasy średniej, pogrążeni w marazmie i szukający czegokolwiek, co mogłoby ich z niego wyciągnąć.

„Awantura” to portret drugiego, albo i trzeciego pokolenia Amerykanów pochodzenia azjatyckiego. Wychowanych co prawda w USA, ale przesiąkniętych azjatyckim etosem, w myśl którego bez pracy nigdy nie ma kołaczy.

Natomiast przyszło im żyć w czasach Ameryki walącej się w posadach, w której możesz robić na dwa etaty, a i tak ledwie starcza na spłatę rachunków. To rozczarowanie szczególnie widać w postaci Danny'ego. Jego rodzina to przecież zubożali przedsiębiorcy, liżący rany po utracie familijnego biznesu – podrzędnego motelu. Brat nie odchodzi sprzed monitora, licząc na szybki sukces w branży krypto. A Danny robi drobne robótki w domach zamożniejszych, żeby tylko utrzymać wszystko w ryzach. Nic dziwnego, że to on jest najbardziej sfrustrowany i najszybciej pęka.

Teoretycznie Amy jest z innego świata, to i nie ma prawa narzekać; już sam jej dom wygląda jak najpiękniejsze AirBnb w Los Angeles. Ale w głębi tłumi swoje rozczarowanie tym, że nie jest – według siebie – najlepszą matką, najlepszą żoną, najlepszą pracowniczką, generalnie: najlepszym człowiekiem. Jej traumę podszywa niepokój o własne zdrowie psychiczne, traumę Danny'ego – lęk o to, czy nie skończy na bruku. Dlatego i jedno, i drugie nagle wybucha. Pięknie Lee Sung Jin odmalował ten buzujący kocioł emocji azjatyckiego społeczeństwa w Ameryce. Są już tym pokoleniem, w którym występują różnice klasowe. Kiedy ich dziadkowie sprowadzili się do Stanów za chlebem, najpewniej zaraz po II wojnie światowej, to w azjatyckiej diasporze działo się jak za komuny: wszyscy byli równo biedni. Dopiero te kilkadziesiąt kolejnych lat wykształciło różnice społeczne.

awantura 1.jpg
fot. kadr z serialu "Awantura"

Jeśli wierzyć słowom twórcy, Lee Sung Jin chciał, żeby w Awanturze widz przejrzał się jak w lustrze i wybrał tę postać, z którą sympatyzuje najmocniej. Bo to taki serial, który poza regularną zabawą daje sporo oczyszczenia. Podpowiada, że nie tylko ty, drogi widzu, masz ochotę zniszczyć coś na wk*rwie. Nie jesteś z tym sam, ale patrz, co się dzieje, kiedy sprawy zajdą za daleko. Danny i Amy w szale walki niszczą wszystko: więzi rodzinne, przyjacielskie, czy ogólnie – życie. Robią sobie tyle okropne, ile absurdalne rzeczy (nie wierzę, że w scenie z szczaniem na podłogę w eleganckiej łazience Lee Sung Jin nie zapatrzył się na analogiczny incydent moczowy z Big Lebowskiego), ale przy tym... są sobą wzajemnie zafascynowani, jak z największych pojedynków w historii kina: Hanny i McCauleya z Gorączki, Joanny i Teda w Sprawie Kramerów... Bo to w ogóle bardzo filmowa historia; może i ważne są tu emblematyczne dla formatu serialowego wątki poboczne, ale oś fabuły pozostaje do końca niezmienna. A przy tym świetna, filmoznawcza zabawa; erudycja twórców objawia się choćby w tytułach poszczególnych epizodów. Pierwszy z nich, Ptaki nie śpiewają, tylko wrzeszczą z bólu, to nawiązanie do Brzemienia snu, dokumentu o Wernerze Herzogu, gdzie słynny niemiecki reżyser mówi: drzewa są smutne, ptaki są smutne, one nie śpiewają, tylko wrzeszczą z bólu. Te ptaki są w serialu Dannym i Amy. Na początku też nie powiedzielibyście, że kryją w sobie tyle wściekłości. A jednak – uwolnił ją zwykły, wystawiony przez okno środkowy paluch.

Niesamowite, ile takich drobiazgów jest ukrytych w tym serialu. Przecież tu nawet soundtrack jest pełen zapomnianych perełek z lat 90., od Bjork i Tori Amos przez Smashing Pumpkins po Incubus i Limp Bizkit. Podobno Netflix zamierza ukrócić swoje ilościowe zapędy i wrócić do czasów, gdy stawiali na jakość swoich autorskich produkcji; ma w tym pomóc zabieg rodem z telewizji lat 80. i 90., wypuszczanie pilotowych odcinków i badanie reakcji widowni. Jeśli tak, Awantura to nawet nie jest krok, ale sus w dobrą stronę.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0