Choć paradoksalnie, na kontrze do tytułu tego tekstu – trudno o lepszy moment na premierę tego dokumentu; z tak głębokim kryzysem wizerunkowym Robert Lewandowski nie mierzył się jeszcze nigdy.
Wszystkim rzecz jasna rządzi przypadek, bo i kto by się spodziewał afery premiowej, smrodu wokół reprezentacji oraz spadku częstotliwości, z jaką Lewandowski ładuje bramki w barwach Blaugrany. Albo tego, że kibice w komentarzach zaczną otwarcie tęsknić za czasami, kiedy to Jakub Błaszczykowski był kapitanem kadry.
I nagle wjeżdża głośny już przed premierą Lewandowski: Nieznany, pierwszy polski dokument zrealizowany dla Prime Video. Robiący wszystko, żeby pokazać Roberta Lewandowskiego jak człowieka, nie maszynę sklejoną ze strzępków wyobrażeń. Można odetchnąć z ulgą – to nie jest pomnik z cukru, zwłaszcza że w aktualnej sytuacji taki film byłby jak polewanie ogniska benzyną. Ale jeśli ktoś tu oczekuje biopicu napędzanego anegdotkami lub strzałów z armaty jak w książce Danuty Wałęsowej, to nie, nie ten tytuł.
Zresztą, patrząc trzeźwo, nikt się przecież tego po nim nie spodziewał. Oczekiwanie, że Lewandowski wystawi swoje życie na tacy jest jak trzymanie kciuków za Franciszka Smudę w konkursie Mistrza Mowy Polskiej – można, ale po co. Ten typ tak po prostu tak ma, o wielu rzeczach gadać nie będzie i już. Powstaje pytanie: po co w takim razie robić ten film? Na przykład po to, żeby ugryźć życie Lewandowskiego pod kątem wiecznego poszukiwania... ojcostwa.
Z archiwum Lewandowskich
Jeśli tytuł filmu ma do czegoś kierować, to do rodzinnych taśm Lewandowskich. Takiego Roberta faktycznie nie znaliśmy; ten chudy szczyl, który biegał w przydomowym ogródku za piłką, był jak dotąd skrzętnie trzymany w tajemnicy przed światem. Przyjęło się, że Lewy zaczął się na poważnie od szpicy w Lechu Poznań, choć, co ciekawe, ten wątek jest w dokumencie potraktowany zdawkowo. Wytłumaczenie pada zresztą z ekranu; Lewandowski od początku założył sobie, że Polska będzie tylko pierwszym przystankiem w jego karierze. Dlatego o wiele ważniejszy jest epizod pruszkowski, bo to ludzie z tamtejszego Znicza jako pierwsi dostrzegli w nim kawał piłkarza. Albo Borussia, w której na poważnie zahartowała się stal.
I tu wracamy do tematu ojcostwa. Nie bez przyczyny osią napędzającą sceny z lat 90. jest relacja Roberta Lewandowskiego z ojcem Krzysztofem, dyrektorem ośrodka sportu w podwarszawskim Lesznie. Wiele z przywołanych w dokumencie taśm portretuje ich zażyłość, narracja mimowolnie staje się opowieścią syna o tacie. Kiedy ten drugi umiera, junior bierze życie na swoje barki, ale podświadomie szuka u innych takiej akceptacji, jaką znalazł u ojca. Dlatego tak przybiło go odrzucenie przez Legię. Dlatego tak ważny stał się epizod pruszkowski. I dlatego tak mocna jest jego więź z Juergenem Kloppem, aktualnym szkoleniowcem Liverpoolu, który trenował Borussię Dortmund w latach 2008-2015; etap gry Lewego dla żółto-czarnych przypadł na okres 2010-2014. W Dortmundzie był ten moment, gdzie pierwszy raz przełamałem się żeby pójść do trenera, porozmawiać z nim. Ta rozmowa była dla mnie przełomowym momentem, porozmawiałem z Kloppem tak, jak rozmawia się z tatą – opowiada w filmie Lewandowski. Swoją drogą to nie przypadek, że pośród legend futbolu, które pojawiają się na ekranie (Xavi, Manuel Neuer, Oliver Kahn, Thierry Henry) to właśnie Klopp mówi najczęściej i najwięcej. I to ojcostwo trzyma Lewandowskiego w ryzach po fatalnym mundialu w Rosji, gdzie Polska, której kapitanem był właśnie on, odpadła już w fazie grupowej. Wątek odpowiedzialności za kogoś spaja wszystkie części dokumentu, dlatego trochę kompromitują się krajowi dziennikarze, chórem powtarzający, że nie wiadomo, o czym jest Lewandowski: Nieznany. No właśnie wiadomo, trzeba tylko spojrzeć głębiej.
Jeszcze nie czas na podsumowania
Aczkolwiek paru rzeczy w pierwszym dokumencie o Lewandowskim brakuje. To nie jest tak, że Lewy i reżyser Maciej Kowalczuk świadomie unikają mówienia o porażkach; wspomniany wątek mundialowy gwiazdor kadry opisał otwarcie; tak na marginesie – między słowami czuć ten niedosyt, jaki w Lewandowskim wywołuje temat reprezentacyjny. Ale już relacja na linii Lewy – Cezary Kucharski aż prosi się o większą wzmiankę. Albo odparcie zarzutów o to, że pod koniec gry w Bayernie Lewandowski był sam przeciwko wszystkim. Chciałoby się poczuć w filmie klimat szatni, poznać refleksje o tym, jak to jest przejść w parę lat z mieszkania na Wrzecionie do półfinału Ligi Mistrzów, wbijając cztery gole wielkiemu Realowi. Fatalnie wypadają scenki rozmów Roberta z Anną Lewandowską gdzieś nad brzegiem oceanu; na kilometr czuć, że para czuje się nieswojo w towarzystwie kamery. Dla kontrastu – scena, która pewnie będzie najszerzej komentowana, poraża autentycznością. To jest ten jedyny moment, kiedy wszyscy, którzy krytykują Lewandowskiego za bycie przezroczystym dostaną to, czego chcieli.
I najważniejsze – Lewandowski: Nieznany powstał za wcześnie. Ta historia, nawet w ujęciu sportowym, będzie mieć jeszcze sporo przystanków, a do kompletu emocji (właśnie – emocje to obok ojcostwa jeden z najważniejszych tematów dokumentu Prime Video) towarzyszących wygrywaniu, porażkom i zaliczaniu kolejnych epizodów w drodze na szczyt brakuje jeszcze jednej – emocji pogodzenia się z zawieszeniem butów na kołku. To jeszcze jest ten Lewandowski nieznany.
Komentarze 0