Choć niemieckie stadiony to kraina piwa i kiełbasy, dotyczy to już tylko trybun, a nie szatni piłkarskich. Lukas Hradecky z Bayeru Leverkusen dba jednak o to, by zapach chmielu nie zniknął całkowicie z ligi niemieckiej.
Tuż po tym, jak ogłoszono jego przejście do Bayeru Leverkusen, do Lukasa Hradecky'ego zadzwonili pracownicy biura prasowego jego nowego klubu. Chcieli, by bramkarz nagrał jakąś krótką wiadomość do kibiców, którą można by opublikować w mediach społecznościowych. - Siedziałem akurat w Finlandii z kilkoma kumplami. Pomyślałem: jasne, mogę nagrać. Ale przecież nie odstawię z tego powodu piwa – mówił w wywiadzie dla „11Freunde”. I nie odstawił. Gdy mówił standardowe formułki, o tym, jak cieszy się na nowe wyzwanie, u dołu ekranu widać było otwartą puszkę. Pod koniec nagrania ją wyeksponował. Wziął do ręki i powiedział: „na zdrowie!”. Tak powstało jedno z bardziej oryginalnych nagrań powitalnych w ostatnich latach.
Hradecky kojarzy się z piwem niemal tak mocno, jak z bronieniem. Bramkarzem jest dobrym. Należy do czołówki Bundesligi. Po udanych sezonach w Eintrachcie Frankfurt, w 2018 roku przeniósł się do Bayeru, gdzie na ogół utrzymuje wysoki poziom. Pod koniec zeszłego roku świętował z Finlandią historyczny awans na mistrzostwa Europy. „Świętował”, to nie znaczy, że wypił lampkę wina i wrzucił wesołe zdjęcie na Instagrama. U Hradecky'ego świętowanie to świętowanie. - Na pewno nie będziemy dziś jeść bezglutenowego makaronu. Dziś pijemy tylko piwo – pouczał dziennikarzy po awansie do finału Pucharu Niemiec jeszcze w barwach Eintrachtu.
PIWNY FINAŁ
To przede wszystkim wygrany finał z Bayernem Monachium sprzed dwóch lat był okazją do wyeksponowania jego nietypowego dla współczesnych piłkarzy zamiłowania. W co drugiej wypowiedzi Hradecky'ego tamtego wieczoru było coś o piwie. Gdy gracze Bayernu złościli się, że sędzia Felix Zweyer nie podyktował dla nich rzutu karnego, Hradecky stwierdził: „Jeśli spotkam Feliksa, postawię mu piwo”. Kiedy opowiadał, jak dowiedział się o słynnym już zdaniu Antego Rebicia kierowanym do Kevina-Prince'a Boatenga: „Brachu, walnij piłę do przodu”, podkreślał, że siedział w szatni z puszką piwa i śmiał się do rozpuku. To zresztą była jego tradycja, którą trudno było początkowo zaakceptować Nikowi Kovacowi. Z czasem jednak trener przyzwyczaił się, że po zwycięstwach Hradecky i Jan Zimmermann, jego zmiennik, pili razem w szatni piwo. Danny Da Costa, kolega z drużyny, wspominał, że Hradecky ciągle prosił w wieczór po finale o kolejne piwa. Po czym zasnął w McDonaldsie z głową na stole.
Media podchwyciły nietypowy temat, a Fin ani myślał się wstydzić. - Jeśli nie po zdobyciu pucharu, to kiedy można wypić kilka piwek? - pytał. Na powitalnej konferencji prasowej w Bayerze zażartował, że jego ulubiony napój to piwo bezalkoholowe. Lecz natychmiast wyjaśnił, że nie mówi serio. - Bardzo chętnie piję zwykłe piwo. Wiem, że w tym regionie oprócz pilsa pije się też Koelsch i Alt. Wszystkich na pewno spróbuję. Spotkałem już w szatni kilku kolegów, z którymi będę mógł po meczach się delektować – opowiadał. W „11Freunde” klarował dalej: - Zawsze mówię, że jako zawodowiec nie można żyć zbyt zdrowo i ascetycznie. Delektowanie się i ciężka praca to mój przepis na sukces. Piwo to przecież zwykła dieta izotoniczna — mówił. Podkreślał, że granie w najwyższej lidze wcale nie zmniejsza jego ochoty na piwko. Zaznaczał, że jest normalnym gościem, który lubi sobie czasem pociągnąć z kufla. Zwierzał się też, że czasem nawet w trakcie meczów, gdy nic się nie dzieje, zastanawia się, czy ma piwo w lodówce.
ZAKŁAD O SKRZYNKĘ
Z czasem piwo na stałe wrosło do jego wizerunku. Hasło „nie ma futbolu bez alkoholu” w Bundeslidze raczej jest już nieaktualne, ale na pewno nie ma Hradecky'ego bez napoju chmielowego. Jak w dawnej polszczyźnie prawie wszystko porównywało się do konia, Fin do każdej wypowiedzi wplata ulubiony trunek. - Chłodźcie już piwo – pożegnał się z dortmundzkimi dziennikarzami, którzy przepytywali go przed meczem z Borussią. Gospodarzom Euro 2020 zapowiedział po awansie Finlandii, żeby lepiej uzupełnili piwne magazyny przed przyjazdem jego rodaków. A gdy kiedyś w reprezentacji grał przeciwko Austriakowi Heinzowi Lindnerowi, zadbał, by przed meczem założyć się z kolegą z Eintrachtu, kto będzie lepszy. Nie trzeba dodawać, czego skrzynka była stawką. Piwo stało się dla niego także sposobem na powrót do równowagi w trudnych momentach. - Sam się odbuduje. Napije się piwka i wszystko będzie dobrze – tłumaczył Boateng po jednym z rzadkich błędów Hradecky'ego.
Nietypowe dla dzisiejszych piłkarzy hobby, a przede wszystkim wyjątkowa otwartość w mówieniu o nim, raczej przysparza Finowi w Niemczech sympatię niż niechęć. Tęsknota za futbolem, w którym po boisku biegają ludzie z krwi i kości, wszędzie jest bardzo mocna, ale w Bundeslidze widać ją szczególnie. Pewnie Hradecky'emu częściej wypominano by piwną słabość, gdyby gorzej radził sobie w bramce. Że jednak trzyma poziom i jest chudy jak tyczka, nikt się nie czepia, gdy na Instagramie opublikuje od czasu do czasu zdjęcie z piwem. Aktualnie ma takich na profilu dwadzieścia pięć.
