Nie zostać Neymarem dla ubogich. Justin Kluivert i próba wyjścia z cienia ojca

Zobacz również:Piłkarz z własną podobizną na plecach. Leroy Sane — nowa ekstrawagancja Bayernu
kluivertglowneGettyImages-1229146569.jpg
Peter Fastl/DeFodi Images via Getty Images

Był jeszcze noworodkiem, gdy pierwszy raz zobaczył Jose Mourinho. Do szatni Barcelony wchodził, by znaleźć coś do picia. Lionel Messi chciał go ponoć mieć w drużynie. Będąc synem gwiazdy, nowy piłkarz RB Lipsk wychował się w wielkim świecie. Teraz chce do niego wrócić.

Pod instagramowym postem, w którym Roma informowała dwa lata temu o pozyskaniu Justina Kluiverta, serduszko pozostawił sam Leo Messi. W dzisiejszych czasach zostało to odebrane jako potwierdzenie dużo wcześniejszych plotek, które dotarły nawet do samego holenderskiego piłkarza. Ponoć Argentyńczyk miał mówić szefom swojego klubu, by kupiły z Ajaksu Amsterdam tego utalentowanego skrzydłowego. To o tyle prawdopodobne, że nie chodziło o jakiegoś zdolnego nastolatka ze szkółki Ajaksu. Tylko o syna dawnego napastnika Barcelony, który grał w niej w juniorskich czasach Messiego. A o tyle nieprawdopodobne, że jeśli Barcelona naprawdę chce kogoś z Ajaksu, po prostu go kupuje, nie dając się ubiec Romie. Tajemnica tamtego serduszka pewnie pozostanie więc już na zawsze niewyjaśniona.

WSPOMINKI MOURINHO

Wiadomo natomiast, o czym mówił młodemu Kluivertowi Jose Mourinho tuż po finale Ligi Europy. Choć media huczały od plotek na temat transferu nastolatka na Old Trafford, Portugalczykowi po prostu zebrało się na wspomnienia. - Powiedział mi, że zna mnie od bardzo dawna. Nawet dłużej, niż sobie zdaję sprawę. Mówił, że pierwszy raz widział mnie, gdy miałem tydzień – opowiadał Justin Kluivert. W 1999 roku, gdy przyszedł na świat, jego ojciec grał już w Barcelonie. A Mourinho był wtedy asystentem Louisa Van Gaala. W Katalonii młody Holender pozostał do piątego roku życia. Dzięki temu jedno z jego najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa dotyczy wślizgiwania się do szatni Barcelony w poszukiwaniu czegoś do picia. Takie pierwsze wspomnienie można mieć, tylko jeśli jest się synem jednego z najskuteczniejszych napastników w historii Holandii.

SZYBSZY OD OJCA

Nic dziwnego, że gdy jako 17-latek zaczął przejawiać pierwsze ślady talentu, już zrobił się wokół niego szum na pół świata. Wyliczono mu, że dzięki Peterowi Boszowi zadebiutował w Ajaksie wcześniej, niż zrobił to jego ojciec. Jako pierwszy z rodziny strzelił w Eredivisie hattricka. W seniorskiej reprezentacji Holandii debiutował już jako 18-latek. A w 2018 roku goal.com wybrał go najbardziej obiecującym nastolatkiem świata. Wszystkim tym wydarzeniom towarzyszyło rytualne w takich sytuacjach podpytywanie dawnych kolegów ojca, jakie podobieństwa widzą między Patrickiem i Justinem oraz nieodzowne prognozy, że nastolatek osiągnie więcej niż on.

WŁOSKIE NIEPOWODZENIA

Podobieństw jest o dziwo znacznie mniej, niż wynikałoby z pierwszego rzutu oka na ich bardzo podobne twarze. Patrick był klasyczną holenderską dziewiątką. Mierzącą blisko 190 centymetrów, silną, długonogą, dobrze grającą głową. Justin ma piętnaście centymetrów mniej. Jest najniższy w rodzinie. Znacznie szybciej niż ojciec biega i dużo chętniej drybluje. Zamiast czekać w polu karnym, fruwa po skrzydle. Strzela znacznie mniej goli. No i na razie jest bardzo daleki od tego, by osiągnąć w futbolu status ojca. Bo jeśli już tak ochoczo wylicza się, co młody zrobił wcześniej niż stary, trzeba też odbić piłeczkę: Patrick jako nastolatek strzelał zwycięskiego gola w finale Ligi Mistrzów. Co ich zdecydowanie łączy to fakt, że po odejściu z Ajaksu zanotowali spektakularną klapę w Serie A. Patrick w Milanie, Justin w Romie.

NEYMAR, KTÓRY NIE GRA

Jako że Justinowi towarzyszy szum, jaki otaczał jego ojca, ale nie ma konkretów, które ojciec dostarczał, holenderski skrzydłowy coraz bardziej zbliża się do łatki przereklamowanego. Gdy Ronald De Boer porównywał jego styl gry do Neymara, brzmiało efektownie, ale kiedy spojrzy się na statystyki, wygląda już znacznie gorzej. Kluivert w ciągu dwóch lat we Włoszech uzbierał nędzne pięć goli. W żadnym z sezonów nie był podstawowym zawodnikiem rzymian. Od pandemii Paulo Fonseca praktycznie w ogóle przestał go wystawiać. W dorosłej reprezentacji nie grał od dwóch lat. Z ojczyzny zresztą nie wyjeżdżał jako absolutna gwiazda ligi. Miał za sobą dobry sezon, w którym strzelił dziesięć goli. Ale tylko jeden sezon. Nawet ojciec odradzał mu tak wczesny transfer i namawiał, by jeszcze ustabilizował pozycję w zespole. Przekonywany przez potężnego agenta Mino Raiolę, Kluivert poszedł jednak swoją drogą. Do Rzymu, dokąd za 20 milionów euro ściągnął go Monchi, dyrektor sportowy, który w Sewilli wielokrotnie udowodnił, że zna się na talentach.

RATUNEK U NAGELSMANNA

Jedyną z wielkich lig europejskich, w której nigdy nie zagrał Patrick Kluivert, była Bundesliga. Został wielką gwiazdą La Liga. We Włoszech zaliczył nieudany epizod w Milanie, w Anglii w Newcastle United, a we Francji w Lille. Jego syn na początku października wkroczył więc na nieznaną dla tej rodziny ziemię, podpisując kontrakt z RB Lipsk. Porównań do ojca nie uniknie nigdzie, ale może w Niemczech będzie mu choć odrobinę łatwiej wyrobić sobie własną markę. Półfinalista Ligi Mistrzów wypożyczył go na rok, z opcją wykupu. Ten akurat ruch ojciec pochwalił. Sława Red Bulla jako dobrego miejsca do wyciskania z młodych talentów całego ich potencjału wykracza już daleko poza same Niemcy. Sława Juliana Nagelsmanna, jako trenera, który ma dobrą rękę do młodych, także. Marketingowo to pewnie nie jest najlepszy z kierunków, na jaki ktoś z otoczką Kluiverta mógłby liczyć. Ale sportowo może mu dać wiele, pomagając walczyć o wyjazd na mistrzostwa Europy i przywracając karierę na właściwe tory. Czyli te wiodące do miejsca, w którym był jego ojciec.

Sam Patrick, dziś mający 44 lata i prowadzący barcelońską La Masię, nie ma wątpliwości, że drugi z jego synów ma przed sobą jeszcze bardzo długą drogę, by osiągnąć tyle, ile on. - Ma jednak trzy potrzebne do tego rzeczy: talent, charakter i czas – podkreśla. W wypowiedziach Justina faktycznie pobrzmiewa dbałość o sferę mentalną, co jest charakterystyczne dla klientów Raioli, zaopatrywanych przez agencję w biografie znanych sportowców, które mają inspirować młodych piłkarzy do ciężkiej pracy. W Rzymie miał wiele czasu na czytanie, bo życie drużyny wyglądało zupełnie inaczej od tego, do którego był przyzwyczajony w Ajaksie. - Jest kilku starszych zawodników, którzy pozakładali już rodziny, więc jest mniej spędzania czasu ze sobą poza boiskiem - mówił w wywiadzie z Andym Van Der Meydem. W jego trakcie zwierzał się też, że zdecydowaną większość zarabianych pieniędzy inwestuje, już teraz dbając o zapewnienie sobie finansowego spokoju do końca życia. Wydaje się więc, że jak na 21-latka, naprawdę ma głowę na karku.

DROGA GNABRY'EGO

Do Lipska Kluivert został ściągnięty jako następca Ademoli Lookmana, który przeszedł do Fulham. Ma zwiększyć elastyczność w ofensywie. Po odejściu Timo Wernera oraz Patricka Schicka, innego byłego zawodnika Romy, który w Saksonii wrócił do żywych, Nagelsmann zmienił grę zespołu. Jeszcze mniej niż przed rokiem widać na razie bezpośredniej gry, do której wysoki Czech oraz biegający koło niego szybki Niemiec znakomicie się nadawali. Dziś zdarza się, że w ataku Lipska nie występuje żaden typowy napastnik, tylko wymieniający się pozycjami Emil Forsberg, Dani Olmo czy Christopher Nkunku. Skrzydła zostały całkowicie pozostawione bardzo wysoko grającym wahadłowym, dzięki czemu Angelino wyrósł ostatnio na czołowego strzelca zespołu. Kluivert ma być kolejną uniwersalną opcją, którą Nagelsmann może wystawić z boku, za plecami napastników, a nawet w pierwszej linii. Sam trener korzystał już w ten sposób w Hoffenheim z Serge'a Gnabry'ego, do którego porównał Holendra po przenosinach do Lipska. Z tą różnicą, że Niemiec po transferze z Werderu Brema miał za sobą regularną grę, dzięki czemu w rok Nagelsmann ulepił z niego zawodnika na podstawowy skład Bayernu. Kluiverta najpierw trzeba będzie odbudować. Jeśli ktoś ma to zrobić, to właśnie trener RB. Dla ułatwienia aklimatyzacji, w Niemczech Holender zamieszka na początku z dwoma kuzynami. - Zostaną, dopóki nie znajdę dziewczyny - żartował na powitalnej konferencji prasowej.

RODZINA PEŁNA TALENTÓW

Inna sprawa, że nawet jeśli pobyt w Lipsku okaże się udany i Holender wróci na właściwe tory, i tak porównania do ojca raczej mogą mu zrobić więcej krzywdy niż pożytku. Patrick w szczytowej formie był napastnikiem tej klasy, że naprawdę nie każdy musi kiedykolwiek wskoczyć na aż tak wysoki pułap. Jego inni synowie też grają w piłkę, ale na razie są znacznie dalej nawet od Justina, jeśli chodzi o wychodzenie z cienia ojca. 23-letni Quincy dał sobie spokój z piłką, po tym jak nie zdołał się przebić w Vitesse Arnhem i dziś jest didżejem. 19-letni Ruben jeszcze próbuje się przebić, ale na razie gra tylko w rezerwach Utrechtu. Justin też zresztą długo nie był wcale uznawany za ponadprzeciętny talent. Do szesnastego roku życia wcale nie uchodził za żadną z pereł akademii Ajaksu i to, jak szybko przebił się do pierwszej drużyny, dla wielu było zaskoczeniem. Niewykluczone, że jeśli któryś z Kluivertów ma pójść w ślady ojca, wcale nie będzie to ten, który przeszedł do Lipska, lecz ten o osiem lat od niego młodszy. Shane Kluivert ma 13 lat, gra w barcelońskiej La Masii i jeszcze przed dziesiątymi urodzinami podpisał pięcioletnią umowę reklamową z Nike, jako najmłodszy Europejczyk w historii. Biorąc pod uwagę, że ich dziadek Kenneth w latach 60. strzelił w lidze Surinamu więcej goli (366), niż rozegrał meczów (345), naprawdę nie jest łatwo zostać najlepszym piłkarzem w tej rodzinie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.