Niespotykanie spokojny człowiek. Nasze wrażenia po pierwszym odsłuchu audiotele schaftera

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
wojtek8.jpg

Jedną z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku jest pełnoprawny debiut schaftera. Oczekiwanie na album podbijały bardzo udane single i interesująca tracklista - szczególnie nieoczywista lista gości, którzy wsparli go nie tylko mikrofonem, ale i produkcją.

audiotele możemy cieszyć się już od piątku, chociaż... my osłuchaliśmy się z nim wcześniej. i bez zbędnego owijania w bawełnę - to porządny materiał!

Sprawdźcie, dlaczego przypadł nam do gustu.

1
Produkcyjne odprężenie

Tym, co od razu rzuca się w uszy, jest produkcja. Bardzo wyluzowana, spójna od początku do końca, z jazzowym posmakiem tu i ówdzie, z okazjonalnym żartobliwym tonem. Gościnni producenci znakomicie wyczuli klimat gospodarza, czasem można odnieść wrażenie, że za całość albumu odpowiada sam schafter. Ale czy to Pejzaż, czy Night Marks (ach te jazzowe pasaże!), Sergiusz czy TEF - cały czas utrzymywana jest sepiowa atmosfera odprężenia. Jeśli nowoczesny trapowy cykacz, to podany w soulfulowym sosie rodem z wytwórni Dreamville, jeśli truskul, to daleki od rekonstrukcji historycznej czasów pierwszej Molesty.

audiotele to jedna z najprzyjemniej wyprodukowanych polskich płyt w tym roku. Również rozmiary - zarówno poszczególnych utworów, oscylujących wokół zjadliwych 2-3 minut, jak i całości - są w sam raz, bez zbędnych dłużyzn, skitów, czy epickich posse cutów. Sekwencjonowanie albumu też działa bez zarzutu, według całkiem logicznego klucza ułożenia kawałków.

2
Spokojny człowiek, spokojny raper

O schafterze krąży gdzieniegdzie opinia, że jest raperem przezroczystym, zbyt mało wyrazistym. To nieprawda, bo jego spokojne flow i teksty osadzone w sprawiającym wrażenie nie do końca realnego świecie, składają się na bardzo spójną personę. schafter nie jest narkotycznym nihilistą, wojownikiem szydery, ulicznikiem-kryminalistą, ani agresywnym napinkowcem. Nie o to mu chodzi w rzeczywistości, którą wykreował na audiotele. Od otwierającego aperitifu czuć, że to płyta na pauzę w życiu, na blanciwo na łące, czy nawet - o zgrozo - aperolka w słońcu. W jakimś sensie schafter jest spadkobiercą Taco Hemingwaya, co zresztą słychać w ich wspólnym bigosie. Z tym, że o ile Taco twardo stąpa po ziemi i opisuje, co widzi, o tyle schafter raczej woli od tego uciec. Szczególnie mocno czuć to w numerze akt zgonu in blanco, gdzie młody raper dystansuje się zarówno od miejsko-klubowych rozrywek, jak i ludzi, którzy całkiem serio piszą sex przez x (czy tak nie działa rap, że mówi się tak dużo, mówiąc niewiele?).

Ale obu łączy pewnego rodzaju łagodna persona, do której pozytywnie mogą się odnieść zarówno męczennicy korporacyjnego Mordoru, jak i najarani slackerzy na deskorolce. Wspólnie dzielą również dystans do powierzchowności, fałszu i komicznego charakteru wielu aspektów naszej rzeczywistości. W początkach kariery schaftera zastanawialiśmy się, czy jego polsko-angielski styl nie stanie się na dłuższą metę męczący, ale na audiotele znajdziemy wiele przykładów na to, że nie tylko nie ma nic wspólnego z męką, ale jeszcze bardziej rozwinął się w ciekawy i unikalny rapowy idiom. Wokalne harmonie i niezobowiązujące przyśpiewy wyskakujące w niektórych miejscach to dodatkowa i bardzo miła niespodzianka. Być może dla niektórych teksty schaftera mogą być mało angażujące, ale nie chodzi mu o to, żeby być prorokiem, kaznodzieją, ani moralistą. Zresztą tych mamy w polskim rapie aż w nadmiarze.

3
Goście w umiarze i z umiarem

Niezliczone są wydawnictwa, na których goście wytrącają z uwagi, są doszyci jak kwiatki do kożucha, albo robią pełne przejęcie kawałka do stopnia, w którym nie wiadomo, czyja to płyta. Na szczęście audiotele unika tych pułapek i oferuje zestaw na pierwszy rzut oka lekko egzotyczny, a po przesłuchaniu bardzo satysfakcjonujący. Młody Dzban nawijający jestem Andre 3000/ty najwyżej Seba 30 sprawia wiele radości, w tym samym kawałku Ras daje porządną zwrotkę o nostalgicznym charakterze. Żabson idealnie wjechał w lekko trzepniętym double D’s, o chemii schaftera z Taco w bigosie pisaliśmy już wyżej. Niezależnie od waszego stosunku do Belmondo-gate, jego feature też działa dobrze i przynosi kolejne linijki do cytowania (wszystko co zrobiłem jest off-shorem!). Na tle tych udanych występów gościnnych odrobinę blado wypada Oki, ale nie przeszkadza tak bardzo i tym się musimy pocieszyć. Ostatecznie audiotele jest przykładem featuringowego umiaru, co się mocno chwali.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.