Przylgnęła do popularnego influencera etykieta gościa z teflonu, któremu płazem uchodzą kolejne skandale. Jak wyśmiewanie czarnego dziecka podczas podróży do Kenii. Z tym, że niezatapialny to miał być też Titanic – aż do zderzenia z górą lodową, którą dla Marcina Dubiela może okazać się Pandora Gate.
Odkąd Sylwester Wardęga otworzył puszkę Pandory, youtuber/freak fighter, który właśnie obchodził dwudzieste siódme urodziny, znowu jest na językach. Choć raczej nie w takim kontekście, jak by tego oczekiwał. W związku z konsekwencjami publicznego oskarżenia o krycie przyjaciela-domniemanego pedofila czy zachęcanie czternastoletniej dziewczyny do spotkania z nim – zdecydował się nagrać materiał o tym, jak przez ostatnie tygodnie dojeżdżane jest jego najbliższe otoczenie.
Więcej żalu
Film poniósł się szeroko, wykręcił półtora miliona wyświetleń w ciągu kilku dni, ale wzbudził też liczne kontrowersje i chyb jednak okazał się przeciwskuteczny. Wytknięto Dubielowi, że epatuje wizerunkami członków rodziny, którzy, jeśli dotąd mieli szansę pozostać w cieniu, to właśnie tę szansę stracili. Ponadto ze względu na niezwykłą ekspresję głównego bohatera materiał szybciutko trafił do memosfery, gdzie zestawiany jest z pamiętną szarżą aktorską Krzysztofa Globisza w Superprodukcji; jak reżyserował Annę Przybylską: więcej żalu, kurwa!
I o ile dotąd Marcin Dubiel działał w branży internetowej rozrywki, jakby posiadał kartę wyjścia z więzienia w Monopoly, o tyle tym razem wygląda na to, że już mu się nie upiecze. Sprawą zajmuje się prokuratura, więc straty wizerunkowe zaraz mogą być najmniejszym problemem influencera, ale od momentu wybuchu Pandora Gate stracił 65 tysięcy followersów na Instagramie. Wciąż ma ich tam ponad 2,4 miliona, ale jest to odnotywowalne tąpnięcie.
To już się kameruje
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce był taki rapowy przebój, w którym wykonawca pytał dramatycznie samego siebie: jak by to było, gdyby mnie nie było? Gdyby Dubiela nie było w internecie, to żyłoby się lepiej; wszystkim.
Ale trzeba mu oddać, że wszedł tam jak w masło. Na początku poprzedniej dekady – jak sam mówił – bawił się w fanpage'e. Śmiesznych stron na Facebooku (typu No śliczna jesteś, oddaj trochę urody) – cieszących się ogromną popularnością – obsługiwał kilkadziesiąt, żeby następnie robić furorę na ask.fm. W takich okolicznościach nawiązał relację z Łukaszem Wawrzyniakiem – Kamerzystą. To ten, który później znęcał się nad niepełnosprawnym intelektualnie chłopakiem i pobił 66-latka, ale też przewinął się w filmie Wardęgi o Pandora Gate. Zero zaskoczenia, zważywszy na to, że jako 26-latek spotykał się z 15-latką, a w wystąpieniach medialnych niejednokrotnie wypadał na mocnego creepera.
Co na temat znajomości z nim miał po latach do powiedzenia Marcin? Łukasz wtedy to była zupełnie inna postać niż Kamerzysta obecnie. Nie powiem, że nie zawdzięczam mu tego, że pomógł mi stawiać pierwsze kroki w internecie. Przez to, że pomógł mi – w cudzysłowie – zdobyć pierwszą sławę, poznałem Stuarta i tak dalej... No – zestarzało się jak mleko.
Pod koniec 2014 roku Dubiel zadebiutował na YouTube. I właściwie od razu przydarzył mu się przełom, który zadecydował o jego przyszłości. Podczas spotkania z youtuberami Meet YT 2 w Krakowie poznał Stuu. Idę prosto przez salę i nagle naprzeciwko mnie idzie ziomek z pędzlem na głowie. Wyglądał jak jakiś dziwak, ale widzę, że się ludzie za nim rzucają, więc pewnie jakiś fame – myślę. Okazało się, że to Stuart. Ja go w ogóle wcześniej nie kojarzyłem – tak, że nie miałem prawa wiedzieć, że to Polski Pingwin – wspominał to, jak trafił pod skrzydła twórcy, który miał już milion subskrypcji. Przyjaźń ostatecznie została zadzierzgnięta kilka miesięcy później podczas wyjazdu do Hiszpanii.
Obaj przecinali się na YouTube i w dużej mierze za sprawą tej protekcji konto Dubiela rosło w siłę w początkowej fazie. Ale nie sposób odbierać mu też wyczucia nastrojów społeczności, na które odpowiadał, dostarczając atencyjną i populistyczną rozrywkę. Nie najwyższych lotów, delikatnie rzecz ujmując. Do niechlubnej historii polskiego YouTube'a przeszły jego challenge'e i pranki.
Najbardziej legendarne? Naciąganie prezerwatywy na łeb, NAGO PO GALERII HANDLOWEJ i takie takie. Uchodzący wówczas za sumienie internetu – Gargamel (następny...) podsumowywał: Marcin uznał, że ma już dość bycia nijakim youtuberem, więc został najbardziej irytującą osobą na świecie. Prawdopodobnie jednak nikt inny nie wykazywał takiej odporności na krytykę, co (anty)bohater tego tekstu.
Ale ekipę żeście zmontowali
Pomimo chwilowych perturbacji, spłynęła po nim nawet głośna amba po tym, jak – z równie rozgarniętym ziomkiem – zrealizował w sierpniu 2018 roku superprodukcję DALIŚMY BEZDOMNEMU YEEZY I 1000 ZŁ. Możemy na nim zobaczyć, jak dwóch młodych chłopaków w ubraniach Gucci jeździ limuzyną po Warszawie, szukając bezdomnego. Niestety, pierwszego dnia nie potrafią znaleźć odpowiedniej osoby. „Powiem wam, że wbrew pozorom w Warszawie nie jest tak łatwo znaleźć osobę potrzebującą, osobę bezdomną” – rzuca błyskotliwą uwagę kolega Marcina. W końcu udaje się też znaleźć bezdomnego, pasującego pod kryteria akcji: „nie żula”, „nie osobę, która pójdzie i od razu wyda te pieniądze na alkohol i fajki”. Po sprawdzeniu numeru buta, w bagażniku znajduje się odpowiednia para adidasów Yeezy. Kiedy kamerzysta nie chce być zbyt nachalny i nagrywa pod ostrym kątem, jest zaraz przywoływany do porządku. Wszyscy mają widzieć, że ktoś komuś „bezinteresownie” pomaga – relacjonował Wprost.
Trafiony, zatopiony? Nic z tych rzeczy. Minął rok, a razem ze Stuu powołał jeden z najbardziej wpływowych projektów w historii naszej internetowej branży rozrywkowej – Team X, czyli taki Big Brother, ale dla influencerów, których ulokowano w wilii, żeby następnie transmitować na YouTube ich codzienność. W pierwszym sezonie udział wzięli m.in. Lexy Chaplin (późniejsza dziewczyna i ex-dziewczyna Dubiela, współwłaścicielka CLOUT MMA), Natsu (obecna partnerka Dubiela) czy Kacper Blonsky (dwukrotny przeciwnik Dubiela na galach freak fightowych – o tym zaraz).
Marcin nie wytrzymał tam jednak jakoś szczególnie długo. Uświadomił sobie bowiem, że dojechała go popularność i pieniądze (patrz: JAK ZNISZCZYŁA MNIE SŁAWA) i w ramach refleksji ruszył na misję do Kenii, gdzie... zarechotał na Insta Stories z czarnego chłopca nazwanego na relacji – wybaczcie cytat – skośnym murzynem. Wbrew logice nie został jednak zmieciony z planszy. Zebrał trochę internetowego wpierdolu, opublikował łzawe przeprosiny i ruszył dalej.
Lata dwudzieste upłynęły mu już pod znakiem udziału w galach freak fightowych, które wkrótce po powołaniu do życia federacji Fame MMA zaczęły wyrastać w sieci na sport narodowy, wciągając do oktagonu zastępy influencerów. Dubiel może się tam pochwalić rekordem 5 zwycięstw, 2 porażki. Sumarycznie w tych wszystkich walkach nie zebrał jednak tyle, ile zebrał od początku października.
Ja nie wierzę tak szczerze, że Marcin jest pedofilem – mówił ostatnio w wywiadzie inny magister internetowej elegancji, Nitro. On jest idiotą. Teraz mu to trochę minęło, ale to była osoba, która przychodziła i robiła z siebie największego idiotę, powielając najgorsze zachowania, które były w grupie. Tylko po to, żeby wyjść na cool ziomka. Podejrzewam, że jak chodził do szkoły to by zbluzgał nauczyciela tylko po to, żeby się inni zaśmiali – dodawał. Kiedy w ten sposób musi tłumaczyć cię ziomek, to znak, że coś jest z tobą nie tak. A kiedy dotyczy to osoby publicznej posiadającej brawie 2,5 bańki obserwujących na Instagramie, to znak, że coś jest nie tak u nas.
Komentarze 0