Nikt nie uwierzy w Ciebie tak jak Luis Enrique. Granie szefa po hiszpańsku

Zobacz również:Piękne kulisy kadry Manciniego. 12 rzeczy, których dowiedzieliśmy się po serialu „Sogno Azzurro”
Switzerland v Spain - UEFA Euro 2020: Quarter-final
Fot. Joosep Martinson - UEFA/UEFA via Getty Images

Niewątpliwie największa gwiazda reprezentacji Hiszpanii siedzi na ławce rezerwowych. A raczej na lodówce z napojami, bo Luis Enrique upodobał sobie styl Marcelo Bielsy podczas zarządzania meczami. Wojuje z opinią publiczną, wychowuje dziennikarzy, poucza środowisko, zrywa ze stereotypami i jest przekonany o swojej nieomylności. Ale zarazem nikt nie wierzy w samych piłkarzy tak mocno jak on. Oni muszą uwierzyć we własne możliwości, skoro selekcjoner wierzy w nich na zabój i dostrzega to, czego inni nie widzą. Lucho wydaje się bardziej gniewny, niż dawniej, ale zawsze wyznawał, że tylko bezkompromisowość da mu spokój. Trenersko na Euro 2020 nie oglądamy większej gwiazdy ani bardziej wyrazistej postaci.

Kiedy dziennikarze zapytali go, jak mocno przejmuje się alarmem covidowym na kilka dni przed startem mistrzostw Europy, Lucho z charakterystyczną dla siebie kamienną twarzą odpowiedział: „Z całym szacunkiem, ale po tym, co przeszedłem w życiu, to dla mnie jak zabawa w piaskownicy”. Pracę przy drużynie narodowej przerwał na wiele miesięcy z powodu śmiertelnie chorej córki. 9-letniej Xany nie udało się uratować, mimo interwencji u najlepszych specjalistów, przegrała z nowotworem kości. To przy powrocie do pracy kosztowało Lucho przyjaźń i prawie dekadę relacji z Robertem Moreno, bo posądził go o egoizm oraz zdradę, gdy zajął jego miejsce. W sierpniu miną dwa lata od osobistej tragedii selekcjonera, ale przy tym dzisiaj wszystko wydaje się małym piwem.

Oglądamy to wielokrotnie podczas stresujących momentów. Luis Enrique przeżywa spotkania, lecz zachowuje więcej spokoju, niż inni. Nie panikuje, bo wszystko ma wcześniej obliczone. Zawsze mówili o nim el tipo duro, był twardzielem, bezkompromisowym gościem, biegającym ultramaratony i gotowym na wszelkie wyzwania. Co by nie mówić o człowieku, który ukończył najtrudniejszy bieg świata – Maraton Piasków po marokańskiej Saharze na dystansie 260 kilometrów – to jest facetem niezłomnym. I jeśli czegoś się uprze, idzie z tym w zaparte.

W Hiszpanii od początku miał pod górkę, bo mówimy o kraju podzielonym. Spolaryzowanym przez Barcelonę i Real. Chociaż Luis Enrique grał przez pięć lat w barwach Królewskich, jest odbierany jako antimadridista. Potrafił dostawać pytania, czy nie przeszkadza mu granie reprezentacji na biało, skoro nie powołał żadnego zawodnika Realu. Nie jest łatwo być selekcjonerem tak podzielonego kraju, z tak silnymi regionalizmami, kiedy trzeba zadowolić tyle różnych stron. Vicente del Bosque to się udało, bo do sukcesu dołożył jeszcze uporządkowane relacje największych wrogów klubowych. Żył ze współpracy Pique oraz Ramosa, Xabiego Alonso i Busquetsa, w końcu Casillasa i Xaviego. Luis Enrique zaś nikogo nie chce uszczęśliwiać, a tym bardziej nie poddaje się niczyim wpływom.

Presja w Hiszpanii jest ogromna, nawet teraz sporo medialnych osób występuje przeciwko kadrze i życzy jej porażki za buńczuczność selekcjonera. Ale on prawdopodobnie stworzył najbardziej autorski projekt na tym turnieju: z decyzjami niezrozumiałymi z zewnątrz, ale dla niego bardzo klarownymi. Wymyślił sobie niegrającego Erica Garcię, wziętego z wakacji Pablo Sarabię, Pedriego w miejsce Thiago Alcantary, nacjonalizowanego Aymerika Laporte, Alvaro Moratę w ataku czy Marcosa Llorente na prawej obronie, z czego wyjątkowo zdążył się wycofać. To on postawił na Daniego Olmo, Ferrana Torresa czy Mikela Oyarzabala, a także przeprosił się z Jordim Albą – piłkarzem kreującym najwięcej sytuacji z otwartej gry (12) na Euro 2020.

Ale fundamentem pracy Lucho jest właśnie zarządzanie presją. Całą chce brać na siebie, wychodzi przed szereg, o żadnym innym selekcjonerze nie mówimy tak często, bo reszta woli unikanie odważnych tez i cichą pracę w cieniu. Luis Enrique natomiast wybiera wychowywanie dziennikarzy i działanie na swoich zasadach. Kiedy pytają go o skład, on odpowiada: „A co mogę zrobić? Zaskoczyć albo nie zaskoczyć, prawda? Brawo, uczycie się”. Nikt tak często nie mówi dziennikarzowi, że zadał głupie pytanie albo dopytuje go o sensowne argumenty. Wchodzi z nimi w debatę, lecz absolutnie nie cofa się przed własnymi przekonaniami. Zawsze kończy się tak samo: sorry, selekcjonerem jestem ja, będziecie mnie rozliczać później, ale na razie dajcie pracować.

I dlatego już został zwycięzcą, doprowadzając Hiszpanię do półfinału mistrzostw Europy. Wymyślił sobie własny projekt i swoje nazwiska, większość kwestionowała go za powołane nazwiska, a nawet liczbę graczy (24 zamiast 26), a finalnie racja jest po jego stronie. Niezależnie, czy Italia pożegna ich z turniejem, czy Hiszpania postawi kolejny krok. Już i tak zdążył przekonać, że miał rację, uparcie wystawiając Unaia Simona czy Alvaro Moratę. Uściski z tą dwójką były wymowne: szczere, naturalne, wyczekane. Wydaje się, że oni sami już w siebie nie wierzyli, a Lucho cały czas szeptał do ucha: jesteś kozakiem, ale im dzisiaj pokażemy. Simon usłyszał przed karnymi ze Szwajcarią, że zaraz zostanie bohaterem i wybroni kilka jedenastek, a Morata kiedy wyglądał na zniszczonego psychicznie, był trzymany na boisku do samego końca, aż zdobył decydującą bramkę z Chorwacją. Wierzył bardziej, niż oni sami, bo potrafi budować piłkarzy.

Ponad wszystko, oprócz samego charakteru i osobowości, atutem Luisa Enrique jest podejście taktyczne. Tzw. wygrywanie meczów desde la pizarra, czyli przy tablicy taktycznej. On świetnie potrafi rozczytywać przeciwników, zaskakiwać samym pomysłem i planem na grę, co jest nadzieją na podjęcie rywalizacji z Italią. Dlatego nieustannie gra 18-letni Pedri, bo daje mu mądrość ruchów oraz spokój z piłką. Dlatego tak mocno czekał na Sergio Busquetsa, dającego więcej jego wertykalnej grze niż Rodri, w końcu dlatego woli Alvaro Moratę harującego tyłem do bramki, niż skuteczniejszego Gerarda Moreno, którego bardziej widzi jako prawoskrzydłowego.

Leo Messi zapytany, czy jego najlepszym trenerem był Pep Guardiola, odpowiedział: Pep i Luis Enrique. A to największy komplement z ust najwybitniejszego piłkarza świata. To za jego rządów oglądaliśmy jeden z najlepszych ataków XXI wieku, czyli Messi-Suarez-Neymar. Teraz to on jest nadzieją, że nie pęknie przy ciężarze oczekiwań, presji oraz ciągłych opowieści, że hiszpańska piłka się skończyła. Lubi zaskakiwać i wychodzić poza schemat. W Rzymie też zrobił wszystko, jakby miało być sprzeczne z zasadami i logiką włoskiej piłki. W drużynie narodowej podobnie: zerwał ze wszystkimi przewidywaniami w przekonaniu, że widzi więcej.

Jest człowiekiem niezłomnym i nie daje się nikomu sterować. Tym bardziej opinii publicznej. Zwycięzca Ligi Mistrzów Cesar Azpilicueta twierdzi, że to co go wyróżnia, to wzniecanie agresji oraz intensywności w piłkarzach. Taka ma być jego nowoczesna piłka. Oprócz tego zaraża pasją, wiarą i ogniem podczas codziennej pracy nad sobą. Na zgrupowaniach z nim nie ma nudy. Członkowie kościoła Lucho mogą teraz udostępniać obrazki, jak wkłada z miną szefa okulary na treningu albo jak pędzi hulajnogą na boiska treningowe. Uwielbia robić show, ale ono działa tylko z terminem ważności, dopóki jego drużyny odnoszą sukcesy. Później to obraca się przeciwko niemu.

Trener z Gijon ma ten problem, że zawsze siła wyniku znaczy więcej, niż siła samej gry, dlatego jego zespół jest tak kwestionowany. Bo pod względem samej gry jego drużyna się rozwija. Jest młoda, energiczna, nieregularna, ale z wielkim potencjałem – najbardziej osobowości dodaje jej właśnie Luis Enrique odważnymi, ryzykownymi decyzjami. Co chwilę ktoś mu rzuca kłody pod nogi: wirus Busquetsa, zmiana przygotowań, murawa na La Cartuja, szum wokół Simona i Moraty, kwestionowanie powołań. Ale Lucho zawsze wychodził przed szereg i gasił pożary. Nie przejmujcie się, naprawdę, ja to wezmę na siebie. Podjął takie ryzyko, że gdyby coś nie zagrało w poprzednich fazach, wywieźliby go na taczkach. Ale zameldował się w półfinale i teraz już głupio mówić, że facet bredzi. Na ten moment jest największą mocą nowoczesnej, młodej, odmienionej reprezentacji Hiszpanii.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.