Wyrzućmy to z siebie już na wstępie - schafter oblał test drugiej płyty. Po platynowym albumie audiotele, którego poziom i tak był klasę niżej od hors d'oeuvre, śląski raper zanotował mocny spadek formy. Jeśli mielibyśmy decydować o promocji do następnej klasy - przepuścilbyśmy go tylko po zaliczeniu egzaminu warunkowego.
Czy jesteśmy zaskoczeni? Zupełnie nie. Single promujące FUTURĘ nie zwiastowały niczego dobrego. Ani 3.5 karrat, ani swimming lessons, ani push to talk nie były numerami, po których wyczekiwalibyśmy nowego schaftera z niecierpliwością. Wręcz przeciwnie, mieliśmy po nich poczucie kompletnej obojętności względem nadchodzącego materiału Wojtka.
Jak już sobie wyjaśniliśmy, że FUTURA nas nie grzeje, to wytłumaczymy się jeszcze, dlaczego. Po pierwsze - kulejąca liryka, monotonia podejmowanych tematów i nijakie flow. Wokalna maniera schaftera zaczyna męczyć już po kilku pierwszych numerach, a jego znak rozpoznawczy, czyli wszelakie makaronizmy i anglojęzyczne wtrącenia stają się po prostu nieznośne. Formuła się ewidentnie wyczerpała.
Z drugiej flanki - mamy sporą zagwozdkę z bitami, które są pomysłowe, ciekawie zaaranżowane, a background muzyczny, który służył jako ściągawka do ich przygotowania, bardzo różnorodny. Schafter ponownie inspiruje się latami 00., są tu momenty upliftingowego amerykańskiego rapu połączone z hauntologią i przytłumionymi syntezatorami. Ten ostatni element jawi się jako kierunek, w którym nastoletni artysta powinien zdecydowanie podążać, bo poza nosem do sampli to właśnie ten synthowy sound siedzi mu jak ulał.
Twórca Restaurant Posse wyrobił sobie markę na ciekawych popkulturowych odniesieniach i młodzieńczej nostalgii za czasami, których nie widział na własne oczy lub pamięta je tylko ze zblurrowanej dziecięcej projekcji. Problemem schaftera jest to, że ciężko uwierzyć w cokolwiek, o czym rapuje; poza kilkoma wyjątkami nie ma tu wiarygodności. Kreacja poszła o jeden krok za daleko, a decyzja, żeby z kumatego introwertyka pójść w wizerunek generycznego, zajmującego się hedonistycznym trapem polskiego rapera, okazała się strzałem w kolano. W tej materii nic się nie zgadza, weźmy np. wersy z numerów paryż z okna, eskeemos (na mocarnym bicie autorstwa 905 Beats i BaHsick) czy brak zegarka (To ja, dyrektor artystyczny własnej głowy - wtf?!). Ała, ku*wa, rzeczywiście. Poza tym całkowicie anglojęzyczne numery nie powinny się na tej płycie znaleźć, bo tylko uwypuklają techniczne niedoskonałości i zwyczajnie odstają od reszty.
Absurdalne linijki i brak tematycznej konsekwencji to jedno, ale fragmenty, w których Wojtek próbuje być agresywniejszy i wulgarniejszy wychodzą po prostu karykaturalnie. Narkotyki czy szastanie hajsem? Jakoś się nam to nie klei. Brakuje pomysłów na rzetelną, wiarygodną i porywającą kreację. Jeśli singlowy www z Rosalie. na feacie okazuje się być najsolidniejszym lirycznym momentem płyty, nie zwiastuje to niczego dobrego. Swoja drogą, jest to jeden z nielicznych tracków, w którym nawijającemu schafterowi można faktycznie uwierzyć.
Dużo narzekania i żółci, ale pamiętając błyskotliwe wersy schaftera z czasów jutubowej zajawy i pierwszej EP-ki, te na FUTURZE wypadają zwyczajnie blado. Możemy się tylko zastanawiać, z czego wynika taki spadek formy, ale obstawiamy, że nikomu nie służy presja czasowa związana z wydawaniem zbyt dużej ilości materiału na przestrzeni kilkunastu miesięcy. A gdyby tak się zreflektować, złapać oddech i spróbować z dystansem spojrzeć na audiotele, a dopiero potem zrobić podejście do jego następcy? Just sayin.
No właśnie, główną bolączką FUTURY jest usilne dążenie do tego, aby styl schaftera spowszedniał, żeby stał się jednym z wielu, żeby za moment nie można było go odróżnić od pozostałych kolegów z branży. Wspomniane makaronizmy i nawijka o komiksach, TV czy grach komputerowych, przemycana pomiędzy przechwałkami o hajsie i sercowych zawodach nie wystarczają.
No dobra, ponarzekaliśmy, to żeby nie zionęło od nas tylko negatywną energią - pochwalimy Wojtka za leitmotiv na bonusowym tracku blade, w którym zsamplował fragment utworu Meccano z płyty Nothing is Objective wspaniałego ambientowo-jazzowego artysty Suso Sáiza. Music from Memory x Restaurant Posse? Nie spodziewaliśmy się, miłe zaskoczenie.
Kontynuując pochwały - pod względem muzycznym zaskakująco dobrze wypadają tracki mało wciąż i für jenny. Szczególnie drugi z nich, w dużej mierze za sprawą znakomitego bitu będącego bezsprzecznie topową producencką robotą, jak i intrygujących, niesztampowych wokaliz. Klasa, nie da się do niczego przyczepić, traczek ląduje na ulubionej plejce i będzie regularnie katowany.
Wyjaśnijmy sobie kwestię - FUTURA to nie jest album fatalny czy kompletnie asłuchalny. To jest płyta nagrana na kolanie, w pędzie i oparta na braku wyróżniających się pomysłów, które stanowiły o sile hors d'oeuvre. Wyczerpanie źródełka zwiastował już debiutancki longplay audiotele. Niestety, nawet w porównaniu z nim, FUTURA wypada nijako. Można się pocieszać faktem, że większości polskich trapowych albumów nie da się dosłuchać do końca, więc na ich tle nie ma aż takiej tragedii, fair enough. Tylko to nie jest szczyt ambicji śląskiego rapera.
Schafter ma spore pokłady drzemiącącego w nim potencjału i wielka szkoda, gdyby miał się zmarnować i rozmienić na drobne, wydając rokrocznie przeciętne albumy. Mamy nadzieję, że jeszcze będą z niego ludzie, ale żeby tak się stało, ten perspektywiczny artysta musi rozkminić, w jakim dokładnie kierunku chce się rozwijać. Wojtek, stoisz w miejscu, jak ja na przejeździe.
Nowy, świeży fragrance? Przykro to mówić, ale zamiast porywającego zapachu niszowych perfum, po FUTURZE pozostaje tylko drażniący swąd z pierwszej lepszej drogerii. ¯\_(ツ)_/¯