OKI: najbardziej motywuje potrzeba udowodnienia czegoś samemu sobie (WYWIAD)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
OKI 2 fot. dscll.jpg
fot.dscll

Dwa miesiące po tym, jak ukazało się 47playground - wprowadzono w Polsce stan epidemii. Pod koniec września światło dzienne ujrzał 77747mixtape, a niedługo później cały kraj został objęty żółtymi i czerwonymi strefami. OKI ma pod górkę z okolicznościami, ale idzie po swoje. Moje ambicje sięgają wyżej - zapowiada w rozmowie z naszym dziennikarzem.

Zaczynasz 77747mixtape od słów: Ja pierdolę, ale dawno nie nawijałem. Od 47playground minęło dziewięć miesięcy, a ty niejako ująłeś okres lockdownu w ramy dwóch wydawnictw. Pozostaje więc zapytać o to, o czym wspominasz w 77747– co robiłeś przez ten rok?

Poza nagrywaniem muzyki, prawdopodobnie niewiele. A może właśnie dużo się działo, tylko tego nie pamiętam. Teraz próbuję zwracać uwagę na to się dzieję i w bardziej świadomy sposób podchodzić do rzeczywistości.

Ludziom odbijało w zamknięciu, przechodzili przemianę duchową, medytowali. Jak ktoś dysponował wentylem bezpieczeństwa w postaci pracy twórczej, powstawały z tego albumy i single. Czy ostatni mixtape należy traktować jako dziennik pandemiczny?

Raczej nie. Nie wiem sam, na ile pandemia zmieniła cokolwiek. Na pewno pojechałbym w trasę, moje przeżycia byłyby bogatsze, miałbym więcej treści do przekazania i więcej powodów do szczęścia. Taka pierwsza trasa z wyprzedanymi klubami to byłoby pierwsze z marzeń do spełnienia. Finalnie skończyłem budować studio i zrobiłem mixtape.

Numer, o który zapytałem cię na wstępie przypomniał mi otwarcie 47universe. Dużo w tobie zostało OKIEGO z przełomu 2018 i 2019 roku?

Na pewno nie zmieniłem się diametralnie. Ciągle otaczają mnie ci sami ludzie co wcześniej. Nowe są tylko bodźce. Miałem problem z otwieraniem się, ale powoli go rozwiązuję, coraz łatwiej mi przekraczać granice.

Sam zadajesz też sobie pytanie: Ja nigdy nikomu nie mówiłem o problemach/Dlaczego otwierać mi się chce dopiero teraz?

W dalszym ciągu nie znalazłem na nie odpowiedzi. Trzymam się swojej wizji. Najpierw chcę zainteresować jak największą ilość osób, a dopiero później się wylać. Próbowałem to zrobić na tej płycie. Nadal było mi trudno, ale to pewnie przez bariery w głowie, które z czasem zanikają.

W gruncie rzeczy to jest fajne, że mam pewien problem z mówieniem o konkrecie. Jeżeli słuchacze już teraz za mną idą, to kiedy zaoferuję im jeszcze więcej treści na swój temat, nie będą musieli wracać do wcześniejszych projektów i robić backstory. Wystarczy, że sięgną po kolejne projekty.

Jaka potrzeba stoi za tym obnażeniem, które ma miejsce choćby w Jednym dniu – chodzi o real talk czy może o oczekiwanie katarktycznego doświadczenia?

Gdy robiłem ten numer, on już niósł za sobą wiele emocji samą pierwszą zwrotką. Postanowiłem trochę skonkretyzować ten ból, o którym nawija każdy.

To jest walka z samym sobą, ale też pamiątka. Zostaje mi ten kawałek i oczekiwanie, że może od tego momentu coś się zmieni.

A kiedy w Za każdą z moich próśb rzucasz Szczerze was przepraszam nic nie wiecie o mnie, to kto jest adresatem tych przeprosin?

Ogół.

Z drugiej strony – wydałem trzy płyty, które są dla mnie naprawdę ważne, a łącznie już siedem, więc coś zdążyłem o sobie opowiedzieć. Dlatego te słowa to bardziej nawiązanie do tego, co mówiłem wcześniej. Mimo, że jestem ze słuchaczem już tak długo - jeszcze nic o mnie nie wie.

Gdzieś tam funkcjonuje topos rapera umęczonego, który musi nagrać smutną płytę, gdy zderzy się ze skalą własnej popularności. Nie powielasz czasem tego schematu?

W żadnym stopniu. Nie szukam w muzyce jakiś schematów, kieruje się tylko swoim lotem i wizją. Nie skupiam się na koncepcji numeru, kluczowa jest kwestia tego jak coś czuje. W tym przypadku - po zawirowaniach związanych z wydawaniem debiutu, szykowałem się już na trasę, co jest dla mnie najważniejszym elementem mojej drogi. Zagraliśmy premierowy koncert dla ośmiuset osób we Wrocławiu, zrobiliśmy sold out. Miałem marzenia na wyciągnięcie ręki, dostałem przystawkę przed daniem głównym i nagle mi to odebrano. Byłem wtedy przybitym gościem, ale to się zmienia. Zdążyliśmy zagrać w kilku miejscach i zyskałem całkiem nową perspektywę. Jestem szczęśliwy.

A jak jest z tą etykietką rapera od szybkiego delivery, który stawia writing na dalszym planie – na ile 77747mixtape było napędzane ambicją odpowiedzi na te zarzuty?

Ona towarzyszy mi od zawsze. Zostałem odkryty dzięki szybkiej zawijce, ale to nie jest mój główny skill. Na każdej płycie przechodzę przemianę i nabieram dystansu do rzeczy, które mówi się na mój temat. Z każdym dniem jestem coraz bardziej pewny siebie i przekonuję się, że moja wizja nie jest z dupy.

Najbardziej motywująca jest zawsze potrzeba udowodnienia czegoś samemu sobie. Chociaż opinie, o których mówisz musiały też do mnie trafić. Jeżeli widziałem, że sprowadza się mnie do tempa rymowania, trzeba było odpowiedzieć hitem, gdzie go nie było.

Opinia słuchaczy to jedno, ale jest jeszcze branża, z którą częściowo rozliczasz się w SIRI. Zwykło się mówić, że lepiej nie poznawać własnych idoli. Podpisałbyś się pod tym?

Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Nie mam w polskim rapie idoli. Jak już, to wskazałbym Białasa. Nie mogę powiedzieć, że dobrze się znamy, ale poznaliśmy się i w perspektywie postrzegania go raczej nic to nie zmieniło.

A na ile duży jest margines błędu, którym u nas dysponuje raper? Mam na myśli postrzeganie przez branżę.

Nie jestem osobą, której zależy na opinii całego środowiska, ale rozumiem, że pijesz do wersów z Justina Biebera. Z Solarem wszystko sobie wyjaśniliśmy, zagrałem u nich na festiwalu i było dojebanie. A jeśli chodzi o to, że mówię - branża mnie brzydzi, to dotyczy sytuacji, kiedy ludzie się kochają, potem pierdolą za plecami, a później nagrywają wspólny numer. Nie ma tu niczego odkrywczego. Popatrz, ilu raperów nawija na ten temat.

U mnie te barsy biorą się stąd, że pewnie niekoniecznie się w tym wszystkim odnajduję. Dopiero, jak powstała wytwórnia 2020, zyskałem swoje pole do działania – bez specjalnych wyrzeczeń. Już pierwszą płytę wydałem w tym miejscu, tylko nie było to ogłaszane. Ta współpraca dała mi wolną rękę i wiele możliwości. Bardzo szanuję, że zaufano mojej wizji, co było dla mnie najważniejsze.

Wiele miejsca poświęcasz konsekwencjom popularności. Jak wyglądało zderzenie twoich wyobrażeń o karierze z prawdziwym życiem?

Moje ambicje sięgają wyżej. Na pewno nie powiem ci, że robię karierę. W dalszym ciągu jestem tutaj nikim, dlatego będę mógł odpowiedzieć na to pytanie, kiedy znajdę się w top3 raperów w Polsce. Jaram się Ameryką i widzę, jakie jest przełożenie. Gdyby coś miało mnie dziwić, patrzę na swoją pozycję i widzę, że znajduję się dopiero na starcie. To są małe kroki.

Wciąż bywasz postrzegany jako newcomer, tymczasem swoją pozycję budujesz od lat w całkiem pozytywistycznym stylu.

Największą korzyścią, jaka z tego wynika jest świadome działanie i ta pewność, że kiedy ktoś będzie chciał mi coś zarzucić, mogę powiedzieć: człowieku, zobacz sobie, zaczynałem rapować dziewięć lat temu. Wszystko wydarzyło się dość późno, ale nie patrzę na to w ten sposób. Jarałbym się tym tak samo, gdyby udało mi się za cztery lata albo po miesiącu nawijania.

Poruszyłeś też na 77747mixtape temat utraty tożsamości, ale mam wrażenie, że lokalność pozostaje niezmiennie ważnym elementem twojego pisania. Świadczy o tym choćby fakt, że nie zamieniłeś dotąd Wrocławia na Warszawę. Właściwie czemu?

Nigdy bym tego nie zrobił ze względu na wartości w moim życiu. Na pierwszym miejscu jest miłość: do rodziców, znajomych, do muzyki; stricte do robienia muzyki, a nie robienia papieru z muzyki. Zyski są na drugim miejscu i to jest odpowiedź na całe pytanie. Tutaj albo jestem w domu, albo mam mniej niż godzinę do rodziców. Moje ziomki są z Wrocka albo Lubina, więc też dzieli nas najwyżej godzina. Udowodniłem sobie, że nie ma rzeczy, której nie mogą zrobić stąd. Jeżeli kiedyś zmienię miejsce zamieszkania, to zarobię tyle siana, że zabiorę wszystkich ze sobą.

Nie widzę za dużo korzyści z ewentualnej przeprowadzki do Warszawy. Często wyjeżdżam, ale mam wtedy poczucie, że mogę w pełni poświęcić się pracy, a nie mieć - na przykład – chatę z tyłu głowy. To wygodne. Ostatnio siedziałem tam w studio codziennie przez cztery dni - od szesnastej do ósmej rano. Gdybym mieszkał w Warszawie, za chuj bym tak nie mógł. Jadę tam jak na wycieczkę szkolną, gdzie siedzisz z ziomalami w pokoju całą noc, a potem i tak wstajecie rano na zbiórkę.

A dlaczego tak obruszyłeś się, kiedy niedawno przecięliśmy się na melanżu i zapytałem, z którego osiedla we Wrocławiu jesteś?

Nie lubię tego podziału. Nie jestem wrocławianinem, tylko tutaj mieszkam, więc z żadnego osiedla stąd nie jestem, a to pytanie zawsze się pojawia. Mordo, zdążyłem się nauczyć, że tożsamość dzielnicowa wszędzie jest ważna, więc to szanuję. Takie zasady. Mogę reprezentować Wrocław tak samo, jak reprezentuje swoje miasto. Tak, jak reprezentuje Polskę i tak, jak reprezentuje siebie.

Długo mówiło się o klątwie Wrocławia, dotyczącej pewnego szklanego sufitu w rapgrze. Obecnie jednak ta scena jest mocna jak nigdy wcześniej, co przekłada się również na liczby czy popularność.

Od zawsze ultrakozakiem był dla mnie Guzior. Wydaje mi się, że on był też pierwszą osobą, która udowodniła, że jest tutaj moc.

Wracając do melanżu – spotkałem się ostatnio z opinią, że jesteś dobrze wychowanym i dość introwertycznym gościem. To prawda?

Z pierwszą częścią na pewno się zgodzę. Zostałem bardzo dobrze wychowany, a wartości wpojone przez rodziców zaprowadziły mnie tu, gdzie się znalazłem. Ale nie czuję się introwertyczną, a hermetyczną osobą. W swoim gronie jestem ekstrawertyczny do tego stopnia, że bywam denerwujący. W momencie, kiedy kogoś nie znam – nie widzę powodu, czemu miałby mnie odbierać w stu procentach takim, jakim jestem naprawdę.

Mam swoją energię i wiem, że jak wchodzę do pomieszczenia, to ona jest odczuwalna, ale wielokrotnie doświadczyłem w życiu tego, że źle mnie odbierano, więc mam wyjebane. Boli mnie, że to może być zdystansowanie. Nie umiem się do końca do tego przyznać. Faktycznie może tak być, że wiele okazji na fajne przeżycia przeszło mi koło nosa, ale pewnie uniknąłem równie wielu złych doświadczeń.

Zapadł mi w pamięć taki fragment twojego tekstu: Czasem najlepiej i czasem najgorzej, się cieszę w najlepsze kiedy mi jest źle. To ważny statement?

Mówi o tym jak działa mój głowa: najsmutniejszy numer da mi najwięcej szczęścia, najgorszy humor i brak energii przed wejściem na scene na odwrót zmieni mi pierwszy krok już na niej. Ma to też drugą stronę - nagrywam wesoły kawałek, słucham go i okazuje się, że jest chujowy. Nie jestem bipolarny, ale tak wygląda moja droga i chaos, który tworzy mnie z dnia na dzień.

OKI fot. dscll.jpg

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Senior editor w newonce.net. Jest związany z redakcją od 2015 roku i będzie stał na jej straży do samego końca – swojego lub jej. Na antenie newonce.radio usłyszycie go w autorskiej audycji „The Fall”, ale też w "Bolesnych Porankach". Ma na koncie publikacje w m.in. „Machinie”, „Dzienniku”, „K Magu”,„Exklusivie” i na Onecie.