Ostatni buntownicy. Piłkarze z opuszczonymi getrami nigdy nie wyfruną z naszych serc

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Inter Mediolan v AC Milan - Rui Costa
Fot. Etsuo Hara/Getty Images

Piłkarz z opuszczonymi getrami jest jak facet, który podwija rękawy, by pokazać, że jest gotów do walki. To sygnał braku lęku, ale też podkreślenie nonkonformizmu. Wielka piłka nie będzie miała już drugiego George’a Besta. Największych buntowników poznamy po tym jak nisko zakładają skarpetki.

Można jak Radja Nainggolan wycinać dziury w getrach. Można wzorem Neymara zakładać skarpety aż za kolana. Żaden z tych pomysłów nie znalazł jednak tylu naśladowców jak to, co latami wyczyniał Rui Costa. Jego znakiem rozpoznawczym nie stała się rozchwiana fryzura i wysoko podniesiona głowa. Były nim zwykłe "skarpy" z poliesteru, ściągnięte do kostek jakby jeszcze bardziej chciał zwrócić uwagę na to, co robi z piłką. Robbie Fowler miał kiedyś swój słynny plaster, a Rui Costa wystające ochroniacze.

Piłka pod tym względem dokonała selekcji: dziwnym trafem tak się złożyło, że nisko opuszczone skarpety częściej nosili piłkarze ofensywni niż defensywni, a już zdecydowanie najczęściej gracze odpowiadający za kreację. Mario Kempes i Safet Susić byli szybsi od Francesco Tottiego, Nuno Capucho i Juana Sebastiana Verona. A jeszcze szybszy był Omar Siviori, argentyński piłkarz Juventusu z lat 60. Jeśli szukać źródeł tej specyficznej mody, to kierunek jest jasny: trzeba szperać w Argentynie.

SEKRET GREALISHA

Siviori powiedział kiedyś: „W tamtych czasach nie było wymogu zakładania ochraniaczy. Chciałem pokazać, że nikogo się nie boję”. Włosi nazywali go „Kasztanowym Motylem”, bo biegał wdzięczniej niż inni. Miał styl tak charakterystyczny, że nawet Gian Piero Gasperini, wówczas dzieciak w Turynie też biegał z nisko opuszczonymi getrami. Gest ten na zawsze stał się symbolem nieszablonowego myślenia. Piłkarze, którzy go kopiowali, często łączyli nonszalancję z elegancją. Wyróżniał ich drybling i poczucie rytmu.

Jednym z najważniejszych apostołów nisko zawieszonych skarpet jest dziś Jack Grealish. Kiedyś krążyła nawet anegdota, że w ten sposób składa hołd Georgowi Bestowi. Media na całym świecie powtarzały historyjkę o fascynacji filmem dokumentalnym o genialnym Irlandczyku, ale dopiero rozmowa z „Birmingham Live” rozjaśniła sprawę. Grealish po prostu jest przesądny. Odkąd kilka lat temu wyciągnął z pralki skurczone getry i zagrał w nich dobry mecz, kontynuuje zwyczaj.

Jack-Grealish.jpg
fot. Neville Williams/Aston Villa FC via Getty Images

Latem doszło nawet do historycznego wydarzenia, gdy w meczu Anglii z Austrią stanął obok Conora Coady’ego. Facet miał „skarpy” podciągnięte na uda. Anglicy nazwali to największą udokumentowaną różnicą w długości getrów między dwoma zawodnikami.

NOKIA 3210

Grealish zrobił z tego swój znak rozpoznawczy. Dryblingiem i nieszablonowością nawiązuje do wirtuozów z dawnych lat. Gdyby na Euro wyszła mu jakaś kosmiczna kiwka, na drugi dzień pół Anglii zaczęłoby nosić getry w jego stylu. Pomocnik Manchesteru City z uśmiechem opowiada jak to korzysta z ochraniaczy dla dzieci. I zupełnie jak Siviori demonstruje, że na boisku może wszystko. Angielska federacja nakazuje graczom korzystanie z wkładek, ale zostawia duży margines do interpretacji. Dominic Calvert-Lewin używa przecież „kwadracików”, czyli mini-ochraniaczy, które wyglądają jak Nokia 3210 albo para herbatników. Nie należy on jednak do kościoła Rui Costy, bo getry naciąga na kolana.

Ten kościół nie jest dziś jakoś przesadnie duży, ale owszem, ciągle napotykamy graczy, którzy chcą pokazać odrobinę indywidualizmu. Futbol i jego hermetyczny pijar średnio lubi odchyły od normy. Z drugiej strony jak świat stary, co chwilę pojawia się piłkarz akcentujący swoją odrębność. Może to być komin Carlosa Teveza, czerwony język w butach Fernando Torresa albo moda na kołnierzyki, którą niegdyś zapoczątkował Eric Cantona. Dziś ostatnim przejawem buntu jest opuszczenie skarpet i pokazanie odrobinę ochraniacza. Paulo Dybala mówi, że robi to z wygody, przy okazji demonstrując tatuaż na łydce.

ZNAK TOWAROWY

Rok temu Premier League zrobiła badania na temat tego, jak postrzegani są idole przez fanów. 82 procent młodzieży w wieku poniżej 18 lat odpowiedziało, że najpierw patrzą na bohatera, a potem dopiero na klub. Jeśli Messi idzie do PSG, kibicują PSG. Zawodnicy stali się gigantycznymi markami napędzanymi dodatkowo przez gry typu FIFA. Jeśli jesteś taką marką, warto mieć coś, co cię wyróżnia. I tutaj getry są poważną informacją. Tom Davies z Evertonu nie musi podbijać Premier League, żeby kibic z Anglii wiedział, że to ten, co nosi krótkie skarpetki.

W Polsce na zawsze zapamiętamy Mauro Cantoro, bo poza tym, że świetnie operował piłką, robił to w czarnych korkach i w getrach a’la Rui Costa. W późniejszych latach ten styl prezentował Dani Ramirez albo Maciej Żurawski z Pogoni. Na pytanie, co go do tego tchnęło, odpowiada wprost: wygoda. I to samo powtarzają inni gracze jak choćby Jason Denayer z Lyonu, który miał tak duże łydki, że ściśnięte w getrze cześciej dostawały skurczów. Kiedy zmienił na krótkie, problem ustał.

Bakary Kone, były gracz Nicei i Marsylii mówi: „To wygoda, ale też wolność. To, że nosiłem getry przy kostkach sprawiało, że czułem się inny niż wszyscy”. Jack Grealish pewnie podpisałby się pod tym zdaniem. W świecie obsesji na punkcie kontroli (statystyki wszystkiego, VAR itd.) czasem dobrze jest przywrócić piłce jej sielankowy wymiar.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.