To Italia zagra w finale Euro 2020, ale Hiszpanie nie muszą spuszczać głów, bo pokazali, że niezmiennie należą do światowej czołówki. W półfinale z Włochami wyglądali lepiej, wypracowali lepsze i konkretniejsze sytuacje, ale to identycznie jak we wszystkich sześciu meczach turnieju. Luis Enrique rozczytał taktycznie Roberto Manciniego i zaskoczył go od pierwszej minuty m.in. ustawieniem Daniego Olmo. Całą opowieść zmieniły rzuty karne, a jak to w piłce bywa – mitologizujemy zwycięzców. Jeśli ktoś bardziej zasłużył na ten finał za cały turniej, to Włosi, lecz jeśli za samo spotkanie półfinałowe to Hiszpanie. Luis Enrique zbudował poważnego kandydata, aby powalczyć o mundial w przyszłym roku.
Przed samym spotkaniem nie było wątpliwości, że to piłkarze z Półwyspu Apenińskiego uchodzą za poważniejszą i silniejszą drużyną. Nie jakoś bardzo, ale jednak. Teoretycznie wszystko poszło z planem – awansował faworyt i bardziej przekonujący zespół na Euro 2020. W praktyce półfinał został zdominowany przez Hiszpanów, którzy nie tylko przejęli inicjatywę i ułożyli grę pod siebie, ale zwyczajnie byli konkretniejsi pod bramką (1,52-0,76 w xG, 16-7 w strzałach, 5-4 w strzałach celnych, 3-1 w stuprocentowych okazjach).
Zmierzyły się dwie wielkie, warte siebie, piłkarskie nacje, lecz Roberto Mancini powiedział wprost: – Oni są mistrzami świata w utrzymywaniu się przy piłce i grze nią. Nie byliśmy w stanie im jej zabrać, więc musieliśmy poszukać swoich sposobów i innych metod. I to doprowadziło go do kolejnego meczu na Wembley, chociaż niewątpliwie został zaskoczony przez Luisa Enrique. Trochę zajęło jego sztabowi i zawodnikom, aby złapać większą kontrolę nad spotkaniem.
Luis Enrique wygrał taktyczną rywalizację, czym potwierdził, dlaczego jest jedną z największych gwiazd trenerskich na tym turnieju. Właśnie w tym się specjalizuje – rozczytywaniu rywala na poziomie strategii i wizualizowania gry. Pierwsze 45 minut z Włochami było najlepsze w wykonaniu jego drużyny na Euro, bo przeciwnik był jeszcze zaskoczony. Później Mancini zareagował, oddalił grę od własnej bramki, dołożył centymetrów w obronie i zamienił defensorów, kiedy trzeba było bronić prowadzenia 1:0. Dogrywka zaś była już obustronnym pokazem wyczerpania i braku sił.
Na czym polegał tak dobry początek Hiszpanów? Sergio Busquets wychodził spod najlepszego pressingu na tym turnieju, Pedri kontrolował grę i przeciwko środkowi Barella-Jorginho-Verratti zaliczył 100 procent celnych podań przez 90 minut, natomiast Dani Olmo dostał swobodę i rolę wolnego elektrona, czym totalnie zaskoczył Włochów działając między liniami i niekiedy wchodząc w rolę fałszywej dziewiątki. Zaskoczyli ich w strefie między obroną a atakiem. I w rzeczywistości pomocnik RB Lipsk rozegrał zawody życia, tylko nie zamienił tego na bramkę. Zabrakło mu przypieczętowania takiej gry, zresztą tak jak całej Hiszpanii, która na Euro 2020 tworzy najwięcej dogodnych okazji i je koncertowo marnuje.
Jak dotąd Hiszpania była drużyną kapitalną od pola karnego do pola karnego – jej niedoskonałości wychodziły, kiedy stoperzy oraz bramkarz mieli gwarantować spokój i kiedy napastnicy mieli wykańczać okazje bramkowe. Tego brakowało najbardziej, bo wszystkie 6 meczów na Euro 2020 było rozgrywanych pod dyktando graczy Lucho. We wszystkich mieli więcej strzałów, lepsze okazje, konkretniejsze sytuacje, aby zdobyć bramkę. Najgorzej wyglądało to ze Szwajcarią w ćwierćfinale, ale po czerwonej kartce Helwetów znów istniała jedynia Hiszpania. Tam rzuty karne dały im szczęście, zabrały to w półfinale.
Na futbol można patrzeć na różne sposoby. Będą mieli rację ci, którzy uznają, że Hiszpania w 90 minutach na Euro 2020 wygrała tylko jeden mecz – i to ze słabiutką Słowacją (5:0), najpewniej najgorszą ekipą turnieju. Będą mieli również rację ci, którzy ocenią, że we wszystkich sześciu meczach była lepsza i zasługiwała na zwycięstwo. Bo jeśli liczyć futbol miarą wykreowanych sytuacji bramkowych, takich które powinny zostać zamienione na bramkę, takich, w których należało już tylko dołożyć nogę, Hiszpania przewyższała każdego przeciwnika. I to zwykle znacząco, po prostu nie była skuteczna z Alvaro Moratą, Gerardem Moreno i spółką. Chociaż Morata uratował im jedenastki w półfinale, w całym turnieju marnował na potęgę, aby się w końcu odkuć.
Piłka nożna to gra, w której pamięta się głównie o wygranych. Dlatego po awansie Italii mitologizowane będzie zachowanie Giorgio Chielliniego przy Jordim Albie przed serią jedenastek, dlatego będziemy wspominać słynny włoski charakter, umiejętność przetrwania w głębokiej defensywie, wyrachowanie i pragmatyzm. W tym wszystkim częściowo jest element prawdy, chociaż na koniec Italia po prostu lepiej wykonywała jedenastki i zachowała nieco więcej spokoju. Rozgrywający cudowne zawody Dani Olmo wyrzucił piłkę poza bramkę, a Alvaro Morata dał pokaz, jak nie strzelać karnych, uderzając lekko i przewidywalnie. Ale można być mądrym po szkodzie, skoro pewnością siebie w trakcie gry zwyczajnie zasłużyli na możliwość podejścia do tych jedenastek. Wyglądało na to, że to ich dzień, lecz w tym tkwi cały urok i nieprzewidywalność piłki. Kiedy mieli odpadać ze Szwajcarami, poszli dalej, kiedy mielić dobić Italię, zostali wyeliminowani.
Luis Enrique pozostanie bez mistrzostwa Europy, ale i tak został zwycięzcą po tym turnieju. Przekonał do siebie opinię publiczną w Hiszpanii. Doszedł do półfinału, a później rozegrał zawody na miarę awansu. Jeśli zagłębi się w to spotkanie z Włochami, dojdzie do wniosku, że zabrakło mu jeszcze więcej indywidualnej jakości piłkarzy. Bo gdyby byli skuteczniejsi, bardziej decyzyjni pod bramką – pewnie szybciej rezultat byłby dla nich korzystny.
Stworzył jednak autorski projekt z nienasyconymi, niedoświadczonymi graczami, a pokazał światu, że może stłamsić nawet drużynę uchodzącą za najlepszą na całym Euro. Zarzucali mu, że to drużyna bez talentu i osobowości, czemu całkowicie zaprzeczył. A ruszył podbijać świat z dzieciakami: Pedrim (18 lat), Erikiem Garcią (20 lat), Ferranem Torresem (21 lat), Danim Olmo (23 lata), Unaiem Simonem, Mikelem Oyarzabalem, Pau Torresem (wszyscy 24 lata). Za rok, kiedy przyjdzie czas mundialu, powinni mieć do zaoferowania jeszcze więcej. Na razie rozegrali pierwszy taki turniej w karierze. Średnia wieku jedenastki z Italią wynosiła 26 lat.
Po latach rozczarowań Luis Enrique dał Hiszpanom drużynę, z jaką można się utożsamiać. Drużynę wszystkich, bo z dużym rozwarstwieniem stylu i przynależności klubowej. Drużynę mającą przewagę taktyczną w postaci przygotowanego trenera, będącego zarazem wielką osobowością. Tak jak przed Euro nie było specjalnych oczekiwań względem La Roja, tak na mundial w Katarze powinni pojechać jako jeden z kandydatów do tytułu. W jeszcze lepszym momencie, z większym doświadczeniem tej młodej ekipy, z większym poczuciem odpowiedzialności i znaczeniem w hierarchii futbolu. Na kilka dobrych słów o Italii jeszcze przyjdzie pora, to ich turniej, to ich wspaniałe chwile, ale nie dajmy się zwieść czarowi rezultatów w piłce. Nawet jeśli przegrani strzelają gorzej karne, też zasługują na powszechne uznanie.