Jest 2006 rok, zero problemów, adults life to jeszcze odległa perspektywa, a konsumpcja internetu ogranicza się do torrentów z eMule’a, gry w Tibię, słuchaniu muzy na Winampie i aktywności na portalu MySpace.
Założony 18 lat temu MySpace był protoplastą współczesnych platform społecznościowych pokroju Facebooka czy Instagrama, który łączył ze sobą interakcję z uwielbieniem do muzyki, a także możliwością modyfikacji i personalizowania wyglądu. W 2009 zaliczył frekwencyjny peak, kiedy z portalu korzystało 100 mln użytkowników. Czasy odległe jak sukcesy artystyczne Britney Spears i Eminema.
Żyjemy w erze nieustannego recyklingu informacji i balansującej na granicy obsesji retromanii. Wróciła nostalgia za najntisami, wróciła również za latami 2000. I nie ważne, czy mówimy o modzie, popkulturowych trendach czy gamingu. W zgodzie z tymi zasadami, pewien 18-latek z Niemiec (ukrywający się pod imieniem An) postanowił, że przywoła ducha MySpace’a - którego nigdy nie doświadczył na własne oczy - i odtworzy portal w 2020 roku. Raczej nie spodziewał się, że uda mu się przyciągnąć uwagę tysięcy fanek i fanów.
Efekty? Strona, która wygląda niemalże identycznie jak oryginał i posiada podobne funkcjonalności: blog, customizację czy muzyczne chartsy. SpaceHey to przestrzeń dla przyjaciół, jak głosi ich claim. Portal wystartował pod koniec listopada 2020, ale dopiero teraz znacznie zyskał na popularności, jak i medialnym rozgłosie. Na chwilę obecną, swoje konta posiada tam ponad 70 tys. użytkowników, a liczba wciąż rośnie. Tej siły już nie powstrzymacie?

Alternatywa dla przeładowanego hejtem, bodźcami i ofertami reklamowymi Facebooka? A może chwila oddechu pomiędzy przyswajaniem feedu pełnego przefiltrowanych i nierealnych kadrów z życia, które tak naprawdę nie istnieje? Na to wygląda, bo polityka SpaceHey nie zakłada póki co komercyjnego sukcesu - jest to raczej zajawkowy hołd i powrót do internetowych korzeni. Internetowe podziemie.
Dodatkowo, ludzie, którzy korzystają z usług platformy podkreślają ilość pozytywnego feedbacku płynącego od ludzi i zupełnie innej relacji niż na wielu popularniejszych, toksycznych social mediach. Jeszcze inna sprawa, że traktują to miejsce jako możliwość do promocji własnej sztuki. Bez znaczenia, czy jest to muzyka, poezja, publicystyka czy sztuki wizualne. Wszystko wskazuje na to, że SpaceHey będzie rósł w siłę i zyskiwał na popularności. Kto wie, może będzie to kolejny po TikToku kanał, który zachwyci nostalgicznym wajbem nie tylko generację Z, ale przyciągnie również starsze pokolenia.
Czyli co, widzimy się na discordowym streamie, później łapiemy na gadkę w Clubhouse'ie, a na końcu networking i wymiana inspiracji na SpaceHey?
