Paraliż faworyta i znaczenie silnej psychiki. Kto zostanie mistrzem Polski? (DWUGŁOS REDAKCJI)

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Lech Poznan - Rakow Czestochowa
Fot. Pawel Jaskolka

9 kolejek do końca, 3 kandydatów do mistrzostwa Polski, 2 punkty różnicy między całą trójką. Najbliższe dwa miesiące będą próbą regularności i trzymania nerwów w wykonaniu Rakowa Częstochowa, Pogoni Szczecin oraz Lecha Poznań. Z nich tylko szczecinianie nie muszą dodatkowo rozkładać sił na półfinał Pucharu Polski. Nasi dziennikarze Michał Trela i Dominik Piechota mają zupełnie inne prognozy na to, kto będzie świętował w drugiej połowie maja. W redakcyjnym dwugłosie wymieniają się argumentami, kto przejmie tytuł najlepszej drużyny Polski.

Pogoń ani Raków jeszcze nigdy nie zdobyły mistrzostwa Polski, więc największe ciśnienie zdecydowanie jest na Lechu. Biorąc pod uwagę stulecie klubu, sumę rozczarowań poprzednich lat i oczekiwanie na tytuł od 7 lat, to poznaniacy muszą, a inni po prostu mogą. Zarówno w Szczecinie, jak i Częstochowie zdają sobie jednak sprawę, że to wyjątkowy sezon i taka okazja prędko może się nie powtórzyć. Nawet jeśli oba kluby są prowadzone mądrze i metodycznie, regularnie rosną jako organizacja i podnoszą sobie poprzeczkę, to nie ma gwarancji, że mistrzostwo prędko znów będzie na wyciągnięcie ręki.

Postanowiliśmy podyskutować o tym wewnątrz redakcji na bazie sześciu kolejek wiosny i całej rundy jesiennej. Jak losy mistrzostwa Polski widzą Michał Trela i Dominik Piechota, a także jak argumentują swojego faworyta? Szykuje się oczekiwanie na rozstrzygnięcia do ostatniej 34. kolejki i liczne suspensy w trakcie tego wyścigu trzech klubów.

1
Michał Trela: Raków
Raków Częstochowa
Fot. Jakub Ziemianin/400mm

Jako że podskórnie czuję, że to Raków Częstochowa może w tym sezonie sięgnąć po mistrzostwo Polski, paradoksalnie zacznę od tego, dlaczego to dość karkołomny typ. Wyścig o wygraną w Ekstraklasie zapowiada się o tyle pasjonująco, że walczą ze sobą trzy drużyny. To oznacza, że, chcąc sięgnąć po tytuł, trzeba być praktycznie bezbłędnym. Wicemistrzowie Polski na razie w 2022 roku tacy są. Stracili wiosną tylko dwa punkty, remisując z Górnikiem Zabrze. Daje im to jednak tylko punkt i dwa punkty przewagi nad głównymi konkurentami. To bardzo mało, biorąc pod uwagę, że w żadnej lidze, nawet najlepsze drużyny, nie rozgrywają perfekcyjnych rund, z samymi zwycięstwami. Raków nie będzie wyjątkiem. Też na pewno czeka go zadyszka, trudniejszy moment, brak szczęścia, gorszy dzień. Skoro jeszcze w tej rundzie takiej fazy nie miał, to najprawdopodobniej oznacza, że wszystko przed nim.

Raków ma też moim zdaniem stosunkowo najtrudniejszy terminarz. W końcowej fazie sezonu kalendarz ocenia się inaczej niż zwykle. Najłatwiejsze wcale nie są mecze z dołem tabeli, czyli z teoretycznie najsłabszymi przeciwnikami. Oni w końcówce wiosny grają o życie. Wyciskają z siebie siódme poty, by jakoś zostać w lidze. Ograć takiego rywala, do tego na jego terenie, czasem jest piekielnie trudno. Najłatwiej mają ci, którzy trafiają na przeciwników niegrających już o nic. Ani o mistrzostwo, ani o utrzymanie, ani o puchary. Trudno dziś przewidzieć, kto będzie w którym miejscu za kilka tygodni, ale wydaje się, że Raków ma przed sobą jeszcze kilka potencjalnie trudnych meczów. Wyjazdy do Warty Poznań i Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. Starcia u siebie z Górnikiem Łęczna i Śląskiem Wrocław. Do tego będąca nisko w tabeli, ale wciąż z dużymi umiejętnościami indywidualnymi Legia Warszawa. No i wyjazdowe bezpośrednie starcie w Szczecinie. Terminarz Pogoni, a zwłaszcza Lecha wygląda trochę łatwiej.

Skoro już wiemy, dlaczego będzie ciężko, przejdźmy do tego, dlaczego myślę, że jednak im się uda. A w tym celu trzeba spojrzeć na rywali. Przy meczach Rakowa najrzadziej z tej trójki się zachwycam. Najrzadziej myślę: “wow, ale fajna drużyna”. Większe bogactwo kadrowe widzę w Pogoni, większy polot w Lechu. Zdobywanie mistrzostwa to jednak nie tylko umiejętność grania koncertów, lecz przede wszystkim rzetelnego wykonywania zadań. Przepychania meczów kolanem. A w tej kwestii mam do Rakowa największe zaufanie. Nie ufam Lechowi pod kątem mentalnym. Mniej więcej od października, gdy dla wszystkich stało się jasne, że akurat w tym sezonie Legia nie zdąży się podnieść na tyle, by walczyć jeszcze o mistrzostwo, Lech musiał dźwigać rolę faworyta, do której nie jest przyzwyczajony. Gdy zdobywał w XXI wieku mistrzostwo, to zawsze z drugiego szeregu, wyskakując zza pleców lidera na ostatniej prostej. Tu musiał tydzień w tydzień jechać na mecz z przypiętą łatką mistrza. Początkowo znosił to dobrze, ale kiepski start wiosny, strata pozycji lidera, obsunięcie się na trzecie miejsce, sprawiają, że “Kolejorzowi” szansa wymyka się z rąk. To okoliczności sprzyjające wybuchowi paniki. Także u trenera Macieja Skorży. Mam poczucie, że Lechowi trudno będzie wrócić do pewności siebie, jaką imponował jesienią. Strach przed tym, że zmarnują tak znakomitą szansę, może ich paraliżować. Remis z Cracovią, od którego zaczęły się wiosenne nieszczęścia, może mieć fatalne długofalowe konsekwencje.

Pogoni nie ufam ze względu na brak doświadczenia w rozgrywaniu wielkich meczów. Decydujących spotkań. Pokazywania klasy wtedy, kiedy po prostu trzeba to zrobić. Dowodem tego był nie tylko niedawny mecz z Lechem, ale też zeszłoroczny wiosenny z Legią na Łazienkowskiej, gdy w 45 minut “Portowcy” stracili cztery bramki czy kończący sezon z Rakowem na własnym stadionie. Obawiałbym się o Pogoń, że gdy od tego jednego, konkretnego meczu będzie zależało zdobycie tytułu, zawiodą. Raków, choć często wymienia się go jednym tchem ze szczecinianami, jeśli chodzi o etap rozwoju klubu, jest jednak trochę dalej. Udźwignął już rolę faworyta w meczu o Puchar Polski i odwrócił losy meczu. Wygrał karne w starciu o Superpuchar. Przeszedł dwa trudne dwumecze w europejskich pucharach. To wszystko hartuje zawodników psychicznie. Gdy przed nimi pojawi się szansa, raczej nie zawiodą. Także dlatego, że Raków wydaje mi się najbardziej elastyczny taktycznie z tej trójki. Potrafi grać pozycyjnie, ale też cofać się głębiej i kontrować. Gdy nie idzie, ratuje się stałymi fragmentami gry. Na wiele wyzwań stawianych przez rywali ma odpowiedzi. A gdy wpada w kryzysy, to na bardzo krótko, co pokazały już poprzednie lata z Markiem Papszunem. W rozważaniach o mistrzostwie ta imponująca stabilność waży dla mnie więcej niż szerokość kadry Pogoni i zachwycające kombinacje Lecha.

2
Dominik Piechota: Lech
Lech Poznan - Bruk-Bet Termalica Nieciecza
Fot. Paweł Jaskółka

Nawet jeśli tylko podświadomie, to Marek Papszun sporo chłonie z zasad zarządzania Diego Simeone. Nie chodzi wyłącznie o dobieranie narzędzi dających najkrótszą drogę do zwycięstwa czy prowadzenie drużyny twardą ręką, ale również budowanie narracji. To jego Raków do spółki z Legią punktuje wiosną najlepiej w lidze, to jego piłkarze ograli Lecha w bezpośrednim starciu, a Papszun nadal wskazuje, że do mistrzostwa najbliżej jest w Poznaniu. Nawet jeśli to tylko przerzucanie gorącego kartofla i zdejmowanie presji z własnego obozu, to muszę się z nim zgodzić. Podziwiam pracę Papszuna i Kosty Runjaicia, ale stawiam, że z tytułu będą się cieszyć przy Bułgarskiej.

W polskiej ekstraklasie 9 kolejek pozostających do końca rozgrywek to wieczność. Na pozycji lidera przemiesza się jeszcze kilkukrotnie. Faworyta widzę w Lechu z prozaicznych powodów, czyli zwyczajnie mocy kadry – klasy piłkarskiej, ale i bogactwa w doświadczenia. Kiedy mieli już najsilniejszą jedenastkę i najbogatszą ławkę rezerwowych, dorzucili do niej jeszcze Dawida Kownackiego, mającego w sobie głód powrotu na właściwe tory i chęć odbudowy kariery. Gdy już wyglądali potężnie, skorzystali z przykrych okoliczności i podpisali do końca sezonu Tomka Kędziorę. A to wzmocnienie kilka razy większe, biorąc pod uwagę, że mówimy o filarze Dynama Kijów, regularnym kadrowiczu, zawodniku obskakującym kilka pozycji i od lat nieschodzącym z pewnych standardów. To dodatkowa opaska kapitańska, która może być nieoceniona na finiszu ekstraklasy, jeśli Maciej Skorża zacznie tracić kontrolę nad sytuacją.

Mam w głowie, że Lech Poznań punktuje wiosną gorzej niż Warta czy Piast Gliwice, a utrzymuje się na poziomie Zagłębia Lubin. Straty punktów z Cracovią, wstydliwy występ z Wisłą czy porażka na Lechii były dowodem niedojrzałości i rezerw mentalnych tej drużyny. Ale cały czas wierzę, że wyczerpią ten margines pomyłek i na końcu obronią się jakością piłkarską. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co działoby się w Poznaniu, gdyby wypuścili tę szansę z rąk. Gdyby zabrakło świętowania na stulecie przy takich inwestycjach, takich nazwiskach i najgorszym sezonie w nowoczesnej historii Legii. Maciej Skorża może się tłumaczyć przeziębieniami, covidem czy brakami w składzie, ale dysponuje kilkukrotnie większym komfortem wyboru niż przeciwnicy, więc dowiezienie tego mistrzostwa jest jego obowiązkiem. Kiedy sytuacja zacznie się robić naprawdę nerwowa, to moment, aby na pierwszy plan wyszło doświadczenie Kędziory, Salamona czy Pedro Tiby.

Poza wszystkim z perspektywy kibica całej polskiej piłki – takiego, który na orlika w poniedziałek idzie w koszulce Lecha, a w czwartek w bluzie Legii – życzyłbym mistrzostwa Kolejorzowi, myśląc o reprezentowaniu nas na europejskiej scenie. Bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy zbudowania pozytywnego trendu z regularnymi występami w fazie grupowej pucharów. Pamiętam, że lechici zaraz stracą Kownackiego i Kędziorę, a Jakub Kamiński już podpisał się pod transferem do Wolfsburga, lecz nadal to najsilniejsza drużyna w kontekście przebijania się przez kolejne rundy. Doświadczenie bardzo procentuje w europejskich rywalizacjach, a to Lech półtora roku temu dzielnie bił się z Benfiką, która teraz jest w najlepszej ósemce Europy.

Jest jeszcze jeden istotny czynnik. Gdybym dzisiaj miał obstawiać miejsce pracy Kosty Runjaicia w lipcu, wskazałbym na Warszawę. Nie jest tajemnicą, że to szkoleniowiec bardzo uznany w oczach dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego. Ich rozmowy to znacznie poważniejszy etap niż kawka i kurtuazyjne pogaduchy, bardziej dyskusje o konkretach i potencjalnym planie na odbudowę Legii, niż poznawanie kandydata.

Trzeba zresztą przyznać, że chociaż Legia Warszawa z walką o mistrzostwo ma wspólnego tyle, co przekazać tytuł kolejnej drużynie, to jednak miała pewien wpływ na losy tego wyścigu. Dariusz Mioduski bardzo skutecznie destabilizował kandydatów do mistrzostwa swoimi pomysłami i paradoksalnie pomagał Lechowi. Dało się to odczuć, kiedy publicznie wskazał Marka Papszuna na wybawcę jego drużyny – tam też zostało ustalone więcej, niż przy wstępnych rozmowach, a to zawsze odbija się na aktualnej ekipie trenera. Nie chodzi tylko o szyderkę w szatni w Częstochowie, ale samo poczucie stabilizacji i myślenia o przyszłości. Nieprzypadkowo w grudniu Raków potracił punkty z Lechią czy Górnikiem Zabrze, a z Piastem Gliwice wygrał rzutem na taśmę w 4. minucie doliczonego czasu gry. Pogoń ma większą szansę na mistrzostwo niż kiedykolwiek, ale nie wierzę, że gdy Portowcy przygotowują się do kolejnych meczów, nie mają z tyłu głowy, kto będzie sternikiem ich projektu za kilka miesięcy.

Mam zastrzeżenia do tego, czy Lech potrafi zarządzać sukcesem i radzić sobie z rolą faworyta. Nie podoba mi się chuchanie i dmuchanie na każdą informację, ukrywanie kontuzji czy budowanie sztucznych problemów. Wolę otwartość, niż oblężoną twierdzę Macieja Skorży. Ale w moim bilansie zysków i strat to nadal oni dysponują najbardziej doświadczoną, szeroką i klasową kadrą. Mają trzecie miejsce i największe ciśnienie na sobie, lecz to drużyna o najwyżej zawieszonym suficie. I głównie od niej zależy, jak wysoko się wybije. Mistrza widzę w Lechu. Większego rywala w Rakowie niż Pogoni. Ale może na swój sposób to nieumiejętność wyobrażenia sobie, co by się działo, gdyby Kolejorz nawet w takim sezonie nie sięgnął po tytuł.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.