Singiel wschodzącej gwiazdy polskich rymów i bitów z pewnością uplasuje się w czołówce kawałków tego roku, bo spotkały się tu i wysoka jakość wykonania, i tekst najsensowniejszy z sensownych.
Pół miliona wyświetleń na YouTube w niecałą dobę musi robić wrażenie, tym bardziej, gdy autorem kawałka jest newcomer. Dzięki Patointeligencji album 100 dni do matury Maty, który ukaże się 17 stycznia 2020 roku, dostał najlepszego hypeboosta z możliwych.
Mimo że mamy już informacje na temat (co oczywiste po poprzednim akapicie) daty premiery i tracklisty, a także wystartował sam preorder materiału, postanowiliśmy pochylić się osobno nad wydanym wczoraj trackiem. Bo naprawdę jest nad czym.
Bananowa autoanaliza
Wiadomo, że to już nie te czasy, gdy kolejne rapowe wydawnictwa albo wynikały wprost z ulicznego rodowodu gatunku, albo też kultywowały pamięć o elementach hip-hopu. Teraz mamy do czynienia z muzyką oderwaną od korzeni i będącą bardziej formą działania niż manifestem, w czym nie ma nic złego, takie czasy. Do wczoraj mieliśmy jednak obszar, o którym rodzimy rap jak dotąd wstydził się mówić w swoim najpopularniejszym wydaniu. Sporo nawijaczy wywodzi się z tzw. dobrych, zamożnych rodzin, ale o tym raczej nie usłyszycie na bicie, bo to przecież nie współgra z historią z gatunku od zera do bohatera.
Patointeligencja jest więc podwójną wygraną jej gospodarza. Po pierwsze - młody gość przetworzył na podkładzie to, o czym mówił już choćby w naszym wywiadzie. Że jest raperem z zamkniętego, monitorowanego osiedla willowego, któremu w chacie nie brakowało nawet ptasiego mleczka i nie ma zamiaru się tego wstydzić, bo to rzecz poza jego wyborem. Po drugie - dokonał bardzo krytycznej diagnozy swojego środowiska szkół prywatnych, punktującej fasadowość i obłudę. Te budy mentalnie są łudząco podobne do tych zwykłych, tyle że różnią się grubością banknotów w kieszeniach uczniów. Szeroko rozumiane bolączki i błędy młodości niemal te same, zmieniają się tylko marki i jakość szczurów łamanych na procenty (a i to ostatnie nie zawsze). Niby oczywista oczywistość, ale warto mówić o tym głośno, nawet jeśli część linijek brzmi na Hłaskowe prawdziwe zmyślenie. Tak się tworzy rzeczy uniwersalne, pokoleniowe; to autodiagnoza na poziomie choćby Szóstego zmysłu Pezeta i Noona czy krążka W pogoni za lepszej jakości życiem Małolata i Ajrona. Terapia szokowa i krytyczne spojrzenie na rozterki własnego otoczenia.
Chęć zmiany pola golfowego na trawnik pod trzepakiem
Jeśli umiecie czytać między wierszami, to na przestrzeni lat musieliście dostrzec, że wraz z zyskiwaniem pozaśrodowiskowej popularności polscy raperzy zaczęli mieć coraz większy tzw. kompleks prawdziwego artysty. Sami rozumiecie – w końcu ci przez duże P grają na różnych instrumentach, są rozpoznawani przez babcie w sklepach i szanowani przez gwiazdy estrady. M.in. stąd właśnie umizgi czynione w kierunku mainstreamu i niezwerbalizowana dosłownie chęć bycia docenionym przez ludźmi z muzycznym fakultetem. Chęć znalezienia sensu poza strefą komfortu.
Mata zdobył się zaś na refleksję, która wielu aspirującym raperom – tym spod znaku gruboplikowego shoppingu ubraniowego i sikania szampanem – raczej nie przeszłaby przez gardło. Dzięki Patointeligencji dowiadujemy się, że warszawski nawijacz zaczął rapować przez kompleks ładnego życia, w którym sytuacja materialna jest więcej niż dobra, a los z góry przesądzony i schematyczny. Sam zainteresowany mówił nam zresztą, że mama oczekiwała, iż zostanie profesorem lub lekarzem, przez co też nigdy do końca nie zaakceptowała jego chęci bycia raperem. Przez praktycznie każdy wers tego kawałka przebija chęć wyrwania się z własnej komfortowej bańki i pożycia życiem zwykłych ludzi, którzy o wiele rzeczy muszą walczyć. Co ma swoją kulminację w wykrzyczanych liniach na temat rodziny, które powinniśmy traktować metaforycznie.
Pójście na noże z grą
Nie chcemy być złymi prorokami, ale po tak wyrazistym i dosadnym kawałku dotyczącym dorastania w wyższej klasie średniej odezwą się zapewne raperzy związani z ulicą, którzy zaczną bronić JEDYNEGO-PRAWDZIWEGO-HIP-HOPU, zupełnie tak, jakby każdy musiał przed złapaniem za mikrofon pokazać stan konta rodziców i dostać kciuk w górę lub dół.
To jednak dopiero nastąpi. Na razie ci, którzy umieją dodać dwa do dwóch, musieli zauważyć, że facebookowy status Maty, do którego załączono track, nawiązuje do wersu Palucha z kawałka TIRy (Raperzy na fali jak influencerki, popraw sandał). Nie ma sensu tworzyć teorii spiskowych, ale trzeba wspomnieć, że szef BOR jest jednym z nawijaczy najchętniej strzelających do tzw. bananów. Jak wiadomo słowa młodych członków SBM Label nie przechodzą na scenie bez echa – vide sytuacja z Bedoesem i strzałem w powietrze w Stodole – więc tu jeszcze mogą zadziać się rzeczy. Do charakterystyki stołecznego gracza możecie zatem spokojnie dopisać raz jeszcze przymiotnik odważny i czekać na ewentualny rozwój sytuacji.