W dobie mediów stali się bohaterami popkultury. W dobie mediów społecznościowych mogą stać się memami. Analizujemy, jak kultura internetu przecina się ze światem sportowców.
Boiska, korty, baseny, pola golfowe. W pierwszej kolejności kojarzymy je jako areny zmagań sportowych. Ale słowo arena nieprzypadkowo niesie też inne konotacje. Zdarza się, że atleci czy atletki wykorzystują przestrzeń do konkurowania w celu wyrażania innej ekspresji. Na przykład ekspresji bardziej teatralnej. Od tańców brazylijskich piłkarzy, przez pokazowe slam dunki w koszykówce, po oprawę sportów walki. Warto jednak dodać, że takie przedstawienia nie są nowym zjawiskiem. Tak było już w czasach antycznych.
Weźmy choćby na tapet wyczyny rodziny Diagorasa z Rodos. Ziomek był mistrzem boksu w V wieku p.n.e. Talent po nim odziedziczyli również synowie, którzy ścieżką wydeptaną przez ojca zdobyli medale na igrzyskach olimpijskich w 448 roku p.n.e. w pięściarstwie i pankrationie. Tuż po triumfie podobno ponieśli ojca na ramionach przez całą arenę, na której odbywały się zawody. Gdyby istniały wtedy kamery − obrazek z pewnością byłby zapętlany do dziś przy niejednej okazji.
Pajacowanie? Raczej odruch naturalny
Triumfalne gesty wydają się zresztą odruchem atawistycznym. Wszak sam sport zrodził się przecież z potrzeby m.in. ekspresji cielesnej. Taką przyczynę jego powstania wskazują socjologowie sportu w książce Kultura fizyczna w interakcyjnej perspektywie. Konkurowanie? Przyszło dopiero potem. Po drodze w sportowej ewolucji pojawiły się także aspekty higieniczne czy nawet rola wychowawcza. Tę ostatnią w XIX wieku zapoczątkował wykładowca Thomas Arnold, który działał w angielskiej szkole w miejscowości Rugby.
Największy jednak wpływ na sport − w kontekście kulturotwórczym i biznesowym − okazały się mieć masowe media. Najpierw prasa i fotografia, potem telewizja. Sportowcy mogą zatem być dziś jednocześnie aktorami rywalizacji, ale i bohaterami popkultury, biznesmenkami czy aktywistami politycznymi. To jedno. A dodatkowo, kiedy rozwinął się internet, a w zasadzie pojawiły się social media, mogą być kimś jeszcze. Mogą zostać memami. I ten ostatni aspekt wydaje się dziś również zaskakująco istotny.
Zanim jednak przejdziemy do liderek i liderów aktualnego świata memosfery, warto cofnąć się jeszcze do protoplastów. W czasach sprzed dominacji mediów społecznościowych także istniały postaci, które niekoniecznie brylowały w swoich dziedzinach, a i tak bywały zapamiętywane. Przyczyną tego mogło być charakterystyczne fizis albo fryzura. Bywało jednak i tak, że czasem wystarczyło po prostu… imię.
O tych, co dziś rządziliby w sieci
To przypadek brazylijskiego piłkarza Paulisty. Na początku lat 00. grywał jako napastnik w Santa Cruz. Choć jego wyczyny na boisku nie są dziś tematem sportowych wspominek na świecie, często staje się bohaterem absurdalnych artykułów. Powodem jest fakt, że Paulista tak naprawdę nazywa się… Creedence Clearwater Couto. Tak, tak. Pierwsze dwa człony nie były żadną ksywą − piłkarz dostał po prostu imię po blues rockowym zespole Creedence Clearwater Revival. Cóż, gdyby jego rodzice urodzili się w Polsce, pewnie słuchaliby radiowej Trójki. Mieszkali jednak w Ameryce Południowej, zatem wymowa tego imienia dla Brazylijczyków okazała się wyzwaniem. Śmieszność tej sytuacji potęguje jeszcze jeden fakt. Jak Paulista sam wspominał w jednym z wywiadów, młodzi w ogóle nie kojarzą już dziś rzeczonego zespołu z Kalifornii. Zatem wyrazy Creedence Clearwater jawią im się jako coś zupełnie niezrozumiałego.
Przed erą social media działali również sportowcy, którzy sami świadomie szukali atencji. I lubowali się w robieniu show. Począwszy od skandalisty, słynnego skrzydłowego Chicago Bulls Dennisa Rodmana − który przyciągał uwagę nie tylko charakterystycznym piercingiem czy kolorowymi włosami − aż po José Luisa Chilaverta. Czyli bramkarza z Paragwaju, który słynął ze strzelania goli i dalekich wycieczek poza bramkę. Choć akurat w wypadku tej specjalności jeszcze więcej szumu robił René Higuita. Tj. bramkarz z Kolumbii, który wychodził z bramki, by wdawać się w bardzo ryzykownie dryblingi daleko poza polem karnym. Do tego wykonywał dziwne tańce, a także zasłynął tzw. kopnięciem skorpiona. I właśnie ten wyczyn zapewnił mu drugie piłkarskie życie w dobie YouTube’a. Scorpion kick wykonany w meczu z Anglią w 1995 roku do dziś cieszy się popularnością na tej platformie. Jak to wyglądało? Higuita, widząc zbliżającą się w kierunku bramki piłkę, postanowił wybić ją piętami ponad głową, wykonując akrobatyczny wyskok przed siebie. This is the essence of football. Having fan − napisał jeden z komentujących. Kto nie widział, powinien sprawdzić. Bo kopnięcie skorpiona dzięki tej akcji rozpowszechniło się szerzej w piłce nożnej.
Przy okazji: warto dodać, że nie wszystkie ryzykowne wyskoki Higuity się udawały. Ale to z pewnością dodaje jego karierze memicznego uroku. Wystarczy przypomnieć sobie absurdalny błąd na Mistrzostwach Świata we Włoszech w 1990 roku. Przez brawurę tego bramkarza Kolumbia straciła bramkę w meczu z Kamerunem. Nie bez powodu nazywano go więc El Loco. Rzeczonym szaleństwem wykazywał się także poza boiskiem − to w końcu człowiek, który odsiedział wyrok za uczestniczenie w porwaniu córki barona narkotykowego, będącego przeciwnikiem Pablo Esocabara.
I cały ten zaraźliwy dryg do robienia show przydaje się oczywiście we współczesnych czasach memicznych. Którego sportowca moglibyśmy wskazać jako protoplastę socialowych virali? Typować można wielu, wszak każdy znany reprezentant popularnej dyscypliny ma memy na własny temat. Nawet słynny skromny skoczek z Wisły, za sprawą trwającej jeszcze w czasie rozwoju internetu małyszomanii, doczekał się internetowego powiedzenia: zrób głośniej, Małysz skacze.
Peter Crouch może wszystko
Jest jednak jedno wydarzenie, które trzeba wyróżnić. Na pewno przełomowym i unikalnym dla związków sportu z rodzącą się memosferą było szaleństwo wokół jednego z angielskich piłkarzy. Mam na myśli 2006 rok. Czyli początkową fazę rozwoju Facebooka. Oraz gracza, który z punktu widzenia historii futbolu na zawsze pozostanie w cieniu takich postaci jak Beckham, Rooney czy Kane. Ale na pewno nie zniknie z internetowych kronik pokroju Know Your Meme. Peter Crouch, bo o niego chodzi, miał wiele przezwisk ze względu na ponad dwumetrowy wzrost. W internecie od zawsze krążyły również krótkie filmy przedstawiające jego robotyczny taniec. Ale najskuteczniej przyciągnął uwagę twórców memów na świecie podczas Mistrzostw Świata w Niemczech. To w trakcie ich trwania powstał trend o nazwie Peter Crouch Can Do Anything.
Wszystko przez mecz Anglii z Trynidadem i Tobago. Choć ostatecznie to Crouch otworzył w 83 minucie wynik, ratując Anglików przed niespodziewanym remisem, został zapamiętany ze swoich pudłujących prób. A w zasadzie z jednej: gdy fotograf sportowy uwiecznił go na charakterystycznym zdjęciu. Widzimy tam, jak Crouch w pokraczny sposób upada, nie trafiając w piłkę. Dzięki tej ikonicznej fotografii wkrótce mogliśmy oglądać całą galerię multiplikowanych crouchów, wyginających nogi na różnych obrazkach. Piłkarz bowiem został wycięty z rzeczywistego zdjęcia i powkładany w szereg różnych zabawnych kontekstów − na przykład pośród tancerzy breakdance. Po latach sam zainteresowany pośrednio odniósł się do żartów z własnego wizerunku. I pokazał dystans, występując w humorystycznej reklamie zakładów bukmacherskich, gdzie parodiował m.in. taniec z Dirty Dancing.
Sport w rytmie TikToka
Oczywiście piłkarski świat w dobie TikToka i Instagrama pełen jest już takich memicznych trendów. I to z przeróżnej maści zawodnikami. Memy te mają także swoje lokalne odmiany. Może na to wskazywać choćby popularność tiktokowych filmów, w których Cristiano Ronaldo głosem Rafonixa opowiada patologiczne historie. Zresztą, skoro już babramy się w nadwiślańskich dziwactwach − jeszcze mroczniejszej wersji memów doczekał się przykładowo Tomasz Hajto. I to ze względu na śmiertelne potrącenie pieszej w 2007 roku, więc z powodu tych memowych docinek nie powinno być nam specjalnie przykro. Bardziej pozytywna w tym kontekście jest z pewnością internetowa popularność Sebastiana Mili. Były polski napastnik, z uwagi na bliźniacze niemal podobieństwo do aktora Bartosza Żukowskiego, wcielającego się w rolę Waldka ze Świata według Kiepskich, nazywany był właśnie imieniem z tego serialu. Ta sława zaowocowała nawet wspólnym występem obu panów w jednym z odcinków serii w 2015 roku.
Napomknąłem wyżej o skokach narciarskich. I one wielokrotnie stawały się tematem dla memiarzy. Wypadałoby więc wspomnieć nie tylko o Małyszu, ale i o najbardziej memicznym polskim skoczku, czyli o Piotrze Żyle. Jego zabawne wywiady, w których rzuca zaskakujące stwierdzenia swoim charakterystycznym głosem, sprawiły, że zyskał sympatię kibiców. A dziś może pochwalić się większą liczbą followersów na Instagramie niż najbardziej utytułowany w polskich skokach Kamil Stoch. I choć same liczby obserwujących nie robią już wrażenia na reklamodawcach, bo ci zorientowali się, że liczy się kontent i zaangażowana publika − akurat w przypadku Żyły zabawny wizerunek przynosi korzyści. Zdaje się, że to właśnie dzięki niemu miał okazję dostać angaż w reklamie Frugo, w której… rapował kilka wersów.
Gdy nie zajmuje się rapem i skakaniem, Żyła lubi też grać na gitarze i łapać Pokemony. Na szczęście dla tego sportowca: poza wcielaniem się w rolę komedianta broni się wynikami. To w końcu m.in. siedmiokrotny medalista mistrzostw świata. Tego samego nie można powiedzieć o innym komiku z uniwersum ski jumpingu. Czyli o skoczku z Anglii, Eddie’im „Orle” Edwardsie, który z kolei pełnił rolę błazna w czasach przedinternetowych. To on bowiem zdobył sławę jako najgorszy skoczek narciarski na świecie, inspirując nawet reżyserów filmowych do tworzenia dzieł, o czym pisałem w innym artykule dla newonce.
Osobną kategorię w temacie stanowić mogą oczywiście memy związane ze sportami walki. W końcu cała branża freak fightów to egzemplifikacja dyscypliny, która wykiełkowała z memosfery. I stała się tak dochodowa, że pozostawiła w cieniu nawet boks. Bo kiedyś było tak: na kanwie walk bokserskich powstawały żarty. Na przykład o Tysonie odgryzającym ucho albo o Gołocie walącym poniżej pasa. Dziś jest na odwrót: najpierw powstają żarty, a potem bohaterowie tych żartów wchodzą do klatki. Vide: fighterska kariera Jasia Kapeli.
Do opisania tego świata wnikliwie potrzebowałbym zresztą zastępu kronikarzy. Ograniczmy się zatem do wspomnienia tylko największego inspiratora MMA dla fejmów. Czyli Marcina Najmana: niegdyś wicemistrza juniorów w kick-boxingu, dziś zaliczającego seryjne porażki komentatora politycznego i znawcę fizyki kwantowej. To właśnie jego walka z Mariuszem Pudzianowskim z grudnia 2009 roku w ramach KSW 12 uznawana jest za pierwszy freak fightowy pojedynek w kraju. Najman przegrał oczywiście w 43 sekundzie, ale na swoich porażkach i byciu memem zbudował swoją późną medialną karierę.
Dodatkowo, walki z klucza fame MMA potrafią łączyć różne sportowe światy. Dlatego od jakiegoś czasu fanów tej dyscypliny ekscytuje zapowiadana walka wspomnianego wyżej Żyły. Otóż skoczek miałby zawalczyć z piłkarzem, który również mógłby trafić na listę najczęściej memowanych sportowców. Tj. ze Sławomirem Peszko, którego słabość do alkoholu stała się motywem przewodnim memiarzy od futbolu. Całe moje życie to żart: powiedział kiedyś w wywiadzie u Kuby Wojewódzkiego zawodnik reprezentacji Polski, gdy prowadzący zapytał go o to, jak reaguje na tę internetową sławę. Piłkarz przyznał, że udało mu się po czasie do niej przyzwyczaić i traktować wszystko z dystansem.
Jasne, memiczność w sporcie z pewnością wydaje się tematem błahym. Zwłaszcza kiedy nowy medialny obieg stał się też platformą do ekspresji postulatów sportowców zaangażowanych. W końcu Colin Kaepernick dla działań wspierających ruch Black Lives Matter zaryzykował karierę. Niemniej warto wciąż pamietać, że sport, jak już zostało wspomniane w przytoczonym komentarzu z YouTube’a, to w pierwszej kolejności rodzaj zabawy. A memiczność to nie tylko alternatywny sportowy świat, w którym Robert Lewandowski sukcesy gówniary z paletkom zapija czystą. Memiczność to także może być świetna wizytówka dla sportowej aktywności. Pozytywne przykłady? Trollerskie i prześmiewcze wypowiedzi robiącej niezłe wyniki podczas Mistrzostw Świata w Budapeszcie biegaczki Ewy Swobody. Ewa zachwyca nie tylko na wynikami na bieżni, ale i charyzmą. I potrafi rozluźnić atmosferę, stając się nagle bohaterką drugiego planu w wywiadzie z innymi sportowcami. Wydaje się, że to właśnie dla takich postaci istnieje sportowy Instagram.
Komentarze 0