Pochettino wyłączył serial o Tottenhamie po 25 minutach. Co jest nie tak z produkcją Amazona? (FELIETON)

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
pochettino-e1600420415508.jpg
fot. Justin Setterfield/Getty Images

Serial o Tottenhamie wypuszczony przez Amazon Prime okazał się dokładnie taki jak przewidywałem: dużo w nim lukru, gry pod kamerę i wątków, które zgrabnie pominięto. Nawet Mauricio Pochettino stwierdził ostatnio: „Nasze pięć i pół roku pracy zostało sprowadzone do epizodu. Wyłączyliśmy po 25 minutach”.

Wszystko wystawić na sprzedaż, we wszystkim widzieć szansę promocji. Pisałem większy tekst na ten temat jakieś pół roku temu. Platformy streamingowe wchodzą w piłkę, ale prawdziwy, mięsisty dokument powoli przechodzi do historii. Coraz trudniej będzie o rzeczy kręcone 1:1, oddające naturalną dynamikę wydarzeń, bo przecież dzisiaj każdy kontroluje wizerunek. To od tego zależą kolejne gaże i – jak to się teraz ładnie mówi – deale. Tottenham tydzień po wypuszczeniu serialu otworzył sklepy firmowe na stronach Amazonu w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Włoszech i Hiszpanii. Wcześniej za marketingowe kino akcji skasował 10 milionów funtów. Innymi słowy: kręci się.

Można się oczywiście zachwycać: są gwiazdy i korytarze wielkiego klubu. Jest szatnia, 25 kamer na terenie ośrodka treningowego oraz trener, który idealnie pasuje do tej układanki. Mourinho od zawsze w teatralny sposób podchodził do zawodu trenera. Widać to nawet po jego konferencjach. On zna ten świat, wie co się „sprzedaje”, pod tym względem lepiej pasował do fabuły niż nudny Pochettino, który od początku nie chciał kamer i który zgodził się tylko dlatego, że wymagał tego klub.

OKO DO AMERYKI

Daniel Levy oczywiście tego nie powie, ale „uśmiercenie” Argentyńczyka już na starcie serialu było dla wszystkich na rękę. Szkoda tylko, że zamiast kulisów zwolnienia obejrzeliśmy opowiastkę o stadionie jak ze Star Treka i meczu NFL, którym Tottenham puszcza oko do rynku USA. Niedawno transfer Alex Morgan, noszącej opaskę kapitańską w  tamtejszej reprezentacji to kontynuacja tej strategii. Tu wszystko jest zaplanowane. Tym bardziej trudno zachwycać mi się serialem, gdzie poza ładnymi obrazkami widzę dużo sztuczności i kalkulacji.

Pochettino mówił o tym w podcaście „Between The Lines”. Słowa: „To miało wyglądać prawdziwie” sugerują, że prawdziwie nie wyszło. Jego asystent Jesus przyjeżdżał do klubu o siódmej rano, by pomóc ekipie filmowej w organizacji pracy. W efekcie w całej produkcji mignął tylko raz. To też pokazuje brutalne realia rynku: ludzi nie obchodzi przeszłość, trzeba „grzać” teraźniejszością – to dlatego show ostatecznie skradł Mourinho. Niemniej razi brak szerszego wątku Pochettino. Nawet Colchester, który jesienią ograł Tottenham w Pucharze Ligi, szturchnął producentów na Twitterze, że słowem się o tym nie zająknęli. Nie ma też porażki z Brighton 0:3, po której nastąpił rozłam w szatni. Jest za to rozgrywane dzień później na stadionie Tottenhamu starcie Oakland Raiders vs Chicago Bears, reklama NFL.

USTAWKI Z MOURINHO

Producent Clare Cameron opowiadał kilka razy, że wątek Pochettino miał być dłuższy, ale po obejrzeniu pierwotnej wersji uznano, że nie ma aż tak dużo dobrej „surówki”, by kleić z niej coś większego. Ekipa filmowa jesienią tamtego roku dopiero zaznajamiała się z drużyną. Pochettino z niechęcią otwierał kolejne drzwi. Wbrew temu, co podawały angielskie media, nie było nagrania z momentu jego zwolnienia. Skoro brakowało kluczowych scen, to wątek skrócono.

Filmowcy dopiero u Mourinho mogli podłączyć dwa razy więcej kamer i mikrofonów niż wcześniej, co widać później w serialu. Portugalczyk wie jak zakładać maski, od początku ma świadomość bycia filmowanym. Zagaduje do kucharzy, sili się na żarty z piłkarzami, prowadzi z nimi poważne rozmowy w biurze – niby w cztery oczy, ale trąci to ustawką i powtarzaniem tych samych banałów. Zawodnicy wiedzą, że są filmowani. Mourinho produkuje się z motywacyjnym przekazem, a oni tylko potakują głową. To nie ma prawa być naturalne. Do teraz zastanawiam się też nad prawdziwością sceny, gdy wkurzony słowami dziennikarzy TV, Portugalczyk wyłącza telewizor i rzuca soczyste: „Fuck off”. To jest viralowe, jasne. I właśnie dlatego takie rzeczy można zaplanować i zainscenizować.

GRA KOMPROMISÓW

Oczywiście są fantastyczne momenty, gdy Mourinho jest w swoim żywiole i świetne jest to, że mamy okazję w tym uczestniczyć. Niewiele było dotąd podobnych producji, gdzie dostajemy trenera z topu niemal na widelcu. Za moment znowu zapala się jednak lampka, bo przed każdym meczem słyszymy to samo. Ciągle ta sama kaseta o zaangażowaniu, mało jest jednak próby zajrzenia głębiej.

Amazon lubi chwalić się sloganem o pełnej dostępności, ale widać, że to gra kompromisów. Mourinho pokazał to, co chciał pokazać. Najlepiej jak zawsze wyglądają urywki z szatni, gdzie wbudowane są kamery stałe, buzują emocje, a piłkarze i trener zapominają o jakimś serialu. To wtedy jest tzw. „mięso”, esencja dokumentu. Amazon podobno nie pozwolił władzom Spurs na wycinanie konkretnych scen, chyba, że gryzły się merytorycznie. Ale w to też trudno uwierzyć. Nie ma nic z makabrycznej kontuzji Andre Gomesa, ani łez Sona, albo wątku kłótni z trenerem bramkarzy Southampton, którego Mourinho nazwał „idiotą”. To mogłyby być bardziej mięsiste fragmenty niż przybijanie piątek na stołówce z chłopcem od podawania piłek.

Portugalczyk niedawno powiedział, że jeszcze nie widział całego serialu. Po chwili dodał, że nawet nie zamierza. Umówmy się – to nie był jego sezon, tym bardziej nie ma do czego wracać. Tottenham za pomocą Amazona wysłał w świat sygnał: halo, zbudowaliśmy super klub. Być może teraz weźmie się za pryncypia, czyli to jak ta drużyna wygląda na boisku. Tutaj w odróżnieniu od produkcji Amazona – lukier i sztuczki montażowe nie wystarczą.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.