Gen wielkości Górnika. Jak Zabrze przywitało Lukasa Podolskiego

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Górnik Zabrze
Michał Chwieduk/400mm

Ludzie, którzy pamiętają ostatnie mistrzostwo tego klubu mają już po 40 lat. Ci, którzy pamiętają ostatni Puchar Polski, zbliżają się do emerytury. Młodsi widzieli tylko spadki, lata walki o utrzymanie i zwykłej przeciętności. Witając na swoim trwale niedokończonym stadionie mistrza świata, wielu fanów Górnika Zabrze mogło pierwszy raz poczuć, że rodzice i dziadkowie ich jednak nie okłamywali: naprawdę kibicują wielkiemu klubowi. Przecież inaczej Lukas Podolski nie zdecydowałby się kończyć w nim kariery.

W dniu, w którym Dariusz Czernik szykował się do zaprezentowania najnowszego nabytku swojego klubu, z gratulacjami zadzwonił do niego Hubert Kostka, były piłkarz i trener Górnika. — Przypomniałem mu, że był kiedyś trenerem Waldemara Podolskiego, ojca Łukasza. Teraz historia zatoczyła piękne koło — mówił na konferencji prasowej prezes zabrzańskiego klubu. Kostka trenował jednak Podolskiego seniora nie w Górniku, lecz w Szombierkach Bytom. Ojciec mistrza świata kończył karierę w Górniku, ale nie Zabrze, lecz Knurów. 66-latek, który na razie ma na koncie cztery ekstraklasowe występy więcej niż jego syn, nigdy nie grał w najpopularniejszym klubie regionu. To, że mieszkając tysiące kilometrów dalej, zdołał przekazać synowi, który zrobił zawrotną karierę, że Górnik Zabrze to coś ważnego, jest dowodem czegoś tak nieuchwytnego i niemierzalnego, co nazywa się czasem wielkością klubu.

STARY STADION Z KUZYNAMI

Górnik to oczywiście w polskich warunkach wielki klub, ale większość kibiców, by o tym wiedzieć, potrzebuje się interesować historią i słuchać opowieści starszych od siebie. By świadomie przeżyć ostatnie mistrzostwo Polski dla zabrzan, trzeba mieć około czterdziestu lat. By pamiętać ostatni zdobyty przez nich Puchar Polski, trzeba się zbliżać do sześćdziesiątki. Wielkość to jednak nie tylko trofea i wyniki, ale też wynikająca z nich siła przyciągania, która czasem, jak w tym przypadku, działa między pokoleniami, a także krajami. Lukas Podolski też jest z pokolenia, które o wielkości Górnika mogło już tylko słuchać.

– Pamiętam stary stadion. Cała rodzina jest za Górnikiem i zawsze miała karnety, więc z wujkiem, kuzynem albo z tatą chodziliśmy na stadion, gdy byliśmy w Polsce – wspomina. Wielkich sukcesów na własne oczy nie widział. Ale jednak opowieści o nich musiały brzmieć dla dziecka i nastolatka na tyle magicznie, że jako dojrzały facet czuł się w obowiązku przynajmniej spróbować przywrócić część tamtej wielkości.

MOŻLIWE PRZEDŁUŻENIE

Gen wielkości Górnika, który po cichu kiełkował w okolicach Kolonii przez ostatnie trzydzieści lat, sprawił w końcu, że we wtorek mistrz świata oficjalnie ogłosił przenosiny do Zabrza, a dzień później pojawił się na lotnisku w Pyrzowicach, by rozpocząć ostatni etap w piłkarskiej karierze. - Tutaj ją skończę. Nie wiem, czy za rok, dwa, czy pięć, ale ostatni mecz rozegram na tym stadionie — mówi Podolski. W czwartek podpisał kontrakt na rok, lecz nie wykluczył, że za rok podpisze kolejny. – Na pewno, jeśli strzelę dwadzieścia goli w sezonie, nie wyjadę potem do Turcji — uśmiecha się.

KUMPLE NA CZWARTĄ TRYBUNĘ

Gen wielkości unosił się też nad całym wydarzeniem, jakim było powitanie nowego piłkarza Górnika. Tego dnia wyjątkowo nie kłuła aż tak mocno w oczy stara trybuna nowego stadionu w Zabrzu, choć kibice wykorzystali okazję, że stała przed nimi prezydent Małgorzata Mańka-Szulik i przypomnieli, że temat jest niedokończony, a i sam Podolski żartował, że kolegów z reprezentacji Niemiec zaprosi do obejrzenia meczu jego nowego klubu, dopiero gdy powstanie czwarta trybuna. Wszyscy patrzyli jednak tym razem w innym kierunku. W okolice miejsca, z którego zwykle dopinguje zabrzan ich najgłośniejsza grupa kibiców.

LOKALNE ŚWIĘTO

To w tamtym polu karnym przez kilkadziesiąt minut stał Podolski, machając, pozdrawiając, słuchając piosenek i posyłając fanom potężnymi kopnięciami lewą nogą pamiątkowe piłki. W pewnym momencie wszedł zresztą do tzw. gniazda, z którego tradycyjnie prowadzi się doping i stamtąd przemówił do przybyłych dla niego tłumów. Choć żadnego meczu na ten dzień nie zaplanowano, Zabrze wyglądało, jakby start ligi przyszedł tam dwa tygodnie wcześniej niż do innych miast. Pod stadionem już dwie godziny przed otwarciem bram kręciło się sporo ludzi w barwach Górnika. Obejrzeć nowego piłkarza przyszło kilka tysięcy ludzi (bliżej dziesięciu niż dwóch). Od tych, którzy prowadzili regularny doping, przez VIP-ów, aż po zwykłych zabrzan, którzy mieli poczucie, że dzieje się coś ważnego. By po meczu wrócić do domu, trzeba było swoje odstać w korkach. Są w lidze kluby, które przez cały sezon na żaden mecz nie ściągną tak wielu ludzi.

30 GOLI NIE WYSTARCZY

Zanim Podolski przyjął zaproszenie chłopaków z akademii i rozegrał z nimi pokazowy mecz na małe bramki, osobiście strzelając pierwszego gola dla zwycięskiej drużyny, zaprezentował się dziennikarzom. Za stołem usiadł w czarnych sportowych ciuchach własnej marki “Strassenkicker”, ale jednocześnie wyśmiał plotki, że przeprowadzka do Górnika ma dla niego podłoże biznesowe.

– Górnik jest marką, ja też. Jeśli pójdziemy razem, możemy z tego dużo wyciągnąć. Przyszedłem jednak pomóc walczyć o punkty. To najważniejsze. A jeśli pójdą za tym jakieś biznesy, to dobrze. W Japonii też otwieram teraz lodziarnię, a w Turcji kebabownię. Ale powtórzenie tego w Polsce to nie jest mój cel związany z pobytem w Górniku — zapewnia. Rozmowę starał się zresztą przy każdej okazji kierować na sportowe tory, dając przy okazji dowód, że orientuje się, co się działo w Górniku w poprzednich latach. – Angulo był dwa razy królem strzelców i co to dało? Górnik był mistrzem? Nic nie da, jeśli strzelę tu trzydzieści goli i spadniemy albo będziemy walczyć o utrzymanie. Nie chodzi o to, żeby Podolski był twarzą i strzelał dwadzieścia goli, ale żebyśmy wygrywali — zaznacza.

Górnik Zabrze
Michał Chwieduk/400mm

TYGODNIE ROZMÓW

Dwukrotnie podczas czwartkowego wieczoru wspominał Krzysztofa Maja, byłego dyrektora wykonawczego Górnika, który zmarł w 2015 roku. – Był jedną z pierwszych osób, której dawno temu powiedziałem, że kiedyś tu przyjdę. Krzysia już z nami nie ma, ale dotrzymałem słowa — podkreślał. Jako osoby zaangażowane w sprawę jego powrotu wymienił też Artura Płatka, dyrektora sportowego i Łukasza Milika, dyrektora akademii. – Odbyliśmy dużo spotkań i telefonów i bardzo wpłynęli na to, że tu stoję — zdradzał.

Próbę ściągnięcia go do Polski, zabrzanie podjęli już półtora roku temu, gdy Podolski wracał z Japonii. Wtedy nie wyszło jednak poza kurtuazyjne rozmowy i piłkarz podpisał kontrakt w Antalyasporze. Teraz przez kilka tygodni w maju, gdy liga turecka zakończyła rozgrywki, obie strony intensywniej niż dotąd spotykały się zdalnie, rozmawiając o możliwości przeprowadzenia transferu. 3 czerwca prezes Czernik, wraz z klubową delegacją, udał się do Kolonii na konkretne rozmowy twarzą w twarz. Działacze Górnika wracając stamtąd, mieli już poczucie, że sprawa może dojść do skutku. Kolejne tygodnie upłynęły na dogrywaniu szczegółów współpracy, zanim na początku lipca można było ogłosić sukces.

“MAM TALENT” NIE PRZESZKODZI

Jedną ze spraw, które wymagały wyjaśnienia, było zaangażowanie Podolskiego w nagrywanie niemieckiej wersji programu “Mam Talent” w telewizji RTL, w którym piłkarz ma zostać nowym jurorem. – Temat został przegadany. Do rozegrania są 34 kolejki ligowe, do tego kilka spotkań Pucharu Polski. Poradzimy sobie. Sprawa jest rozpoznana i nie ma zagrożenia, że nie będziemy Lukasa oglądać na boisku, bo przeszkodzą mu w tym inne obowiązki — zapewniał Czernik.

Spora część nagrań ma się odbywać pod koniec roku, kiedy liga ma przerwę. W rzadkich przypadkach, gdy trzeba będzie wylecieć do Niemiec w trakcie tygodnia, da się to zrobić, wyskakując nawet na kilkanaście godzin. Zresztą telewizja zobowiązała się ponoć do ułatwiania wszelkiej logistyki, organizując Podolskiemu przeloty i rozumiejąc specyfikę zawodu profesjonalnego piłkarza.

ZAANGAŻOWANIE W AKADEMIĘ

Sam piłkarz chce się skupiać przede wszystkim na graniu, ale nie ucieka od nadziei, jakie wiąże się z nim w Zabrzu także na innych polach. Niejednokrotnie podkreślał, że interesuje go przede wszystkim los akademii, której projekty po cichu wspierał już w poprzednich latach. – Dla mnie akademia jest ważna, dlatego trzeba ją posunąć do przodu. Nie mamy na razie dobrych boisk. Jest teren, ale nic się na nim nie dzieje. Z tego można mieć dobrych zawodników, ale i pieniądze. Wszędzie, gdzie byłem, angażowałem się też w pracę za kulisami. W Japonii pomogłem przerobić działanie stadionu, akademii, szatni. Myślę, że Andres Iniesta i inni znani zawodnicy przyszli tam także dlatego, że ja tam byłem. Tutaj też postaram się przekazać doświadczenia. Na obrazkach wszystko zawsze dobrze wygląda, ale na miejscu później okazuje się, co można by poprawić i tu też zobaczymy, co da się zrobić — zaznacza, nie wykluczając pozostania w Górniku także po karierze w roli ambasadora klubu lub właśnie dyrektora akademii.

WRODZONA SIŁA

Na razie Podolski chce się jednak przydać Górnikowi jako piłkarz. Pierwsze dwa dni pobytu w Polsce spędził na badaniach, które ponoć wypadły bardzo dobrze. – Doktor, który go przebadał, mówił, że wyniki są niesamowite. Takiej wrodzonej siły organizmu nie spotkał jeszcze u żadnego piłkarza, który ma więcej niż 32 lata – zdradza Czernik. Dla nowego nabytku piłkarskie aktywności zaczynają się od piątku, gdy pierwszy raz będzie trenował z kolegami i spotka się z trenerem Janem Urbanem. – Ja go nie pamiętam, bo to nie moje czasy, ale tata pamięta, że był legendą Górnika — podkreśla mistrz świata.

JAK NAJCZĘŚCIEJ Z PIŁKĄ

Dla nowego trenera zabrzan możliwość trenowania takiego piłkarza to oczywiście wielki przywilej, ale też wyzwanie. Bo aby w pełni wykorzystać jego potężne atuty, trzeba będzie w pewien sposób zbudować zespół wokół niego. A czasu jest niewiele, bo liga startuje za dwa tygodnie. Sam Podolski na razie nie wie, w jakiej roli będzie pomagał Górnikowi. – Grałem w karierze na różnych pozycjach – lewa i prawa pomoc, dziesiątka, atak, a w Antalyi nawet na “ósemce”. Na pewno lubię jednak grać z piłką, mieć ją przy nodze, a nie czekać z przodu aż ktoś mi ją poda – zaznacza, co sugeruje, że będzie ustawiany właśnie w centralnej strefie boiska.

ROLADY I KOGUTY

By w ogóle było o czym rozmawiać, potrzebuje jednak jeszcze solidnych przygotowań. – Trenowałem indywidualnie, a to nie to samo. Nie jestem na razie gotowy na 90 minut. Zobaczymy, jak będę się czuł i wtedy zdecydujemy, czy będę mógł zagrać już w pierwszym meczu — podkreśla. Zdaje sobie sprawę, że po przeprowadzce do Polski będzie się musiał pilnować przy stole. – Rolada nie musi koniecznie być na niedzielny obiad, bo akurat jadłem ją w czwartek. Teraz trzeba będzie tak układać mecze, żebym mógł polecieć do mamy na niedzielny obiad. Śląskie jedzenie jest super, tylko trzeba uważać na wagę. Ale jakoś mi się uda — mówi.

Obaw na razie jednak nie ma. Gdy przekazał koszulkę kibicom, zaprezentował przy okazji bardzo sportową sylwetkę. Jeśli nie uda mu się polecieć w niedzielę do mamy na roladę, na miejscu zawsze mogą go uratować koguty, które po meczach w Zabrzu przyznaje się najlepszemu piłkarzowi Górnika. – To super, bo bardzo lubię jeść koguty. Chyba Prejuce Nakoulma powiedział kiedyś w wywiadzie: “Będę go zjadł”. Ja też go zjem — uśmiechnął się.

Górnik Zabrze
Michał Chwieduk/400mm

JAK ZA DAWNYCH LAT

Kiedy po raz pierwszy jako piłkarz Górnika wbiegał na boisko przy Roosevelta, kibice śpiewali akurat piosenkę “zagraj, zagraj jak za dawnych lat!”. Wykonują ją zawsze, nawiązując do czasów wielkości swojego klubu, której wielu z nich nie widziało nawet na oczy, dlatego pewnie nawet nie zwrócili uwagę na to, że ich skandowanie wyszło tym razem dwuznacznie. Zawsze apel o nawiązanie do dawnych czasów tyczył się Górnika jako całości. Tym razem można go było jednak równie dobrze potraktować jako apel do samego Lukasa Podolskiego. By zagrał jak za dawnych lat. Jak wtedy, gdy strzelał gole na wielkich turniejach i kupowały go najsilniejsze kluby w Europie.

Oczywiście, że to transfer, który może nie wypalić i który może się okazać tylko cieniem dawnego zawodnika. O tym Zabrze nie ma jednak na razie zamiaru myśleć. W ostatnich dekadach widziało spadki z ligi, walkę o utrzymanie, wiele przeciętnych sezonów i bardzo słabych piłkarzy, więc mogło trochę zwątpić w hasła o wielkości Górnika. Słuchając Lukasa Podolskiego, który mówi, że spełnił marzenie, mogą poczuć, że rodzice i dziadkowie jednak nie kłamali: Górnik to wielki klub. Przecież inaczej ktoś taki jak Lukas Podolski nie marzyłby, aby akurat w nim skończyć karierę.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.