Wpatrują się w ekran i powtarzają te same słowa i ruchy. A ludzie im za to płacą. Choć media i komentatorzy wieszczą upadek ludzkości, warto się zastanowić — czy nowy trend NPC na tiktokowych live streamingach rzeczywiście jest taki groźny?
Jak z Black Mirror! Wielu pewnie doskonale zna to porównanie i wielu miało okazję po nie sięgnąć. Jak z Black Mirror jest bowiem nowym jak z Orwella – figurą stylistyczną zajechaną do cna i przewidywalną w niejednej dyskusji. Ale przynajmniej skuteczną, bo zrozumiałą dla wielu. Dlatego bez wątpienia skojarzy ją każdy, kto interesuje się sieciowymi ciekawostkami. Lub śledzi doniesienia z różnych krajów – zwłaszcza tych zaawansowanych technologicznie, acz o ograniczonych swobodach obywatelskich. Zwrot ten jednak jest na tyle uniwersalny, że sprawdza się nie tylko w odniesieniu do państw antydemokratycznych. Najnowszy tiktokowy trend po raz kolejny udowadnia, że absurdy postępu to raczej kwestia ponadnarodowa.
Cóż tym razem? Co ponownie przypomniało nam, że produkcja Charlie’ego Brookera to żadna tam przyszłość w krzywym zwierciadle tylko satyra na współczesność? Choć bronilibyśmy się rękami i nogami przed kolejnym blackmirrorowaniem –kariera niejakiej PinkyDoll nie pozostawia nam wyboru. Wystarczy obejrzeć choć kilkadziesiąt sekund live’a z jej udziałem, aby nasunęło nam się dystopijnej skojarzenie. I wydaje się, że nawet największy entuzjasta zmian społecznych i beztroskiej rozrywki patrząc na nie, stwierdzi, że coś tu nie gra.
Czy aby na pewno jest o co rozdzierać szaty? Wiele wskazuje, że Fedha Sinon – bo tak naprawdę nazywa się nowa bohaterka TikToka – po prostu znalazła sposób na zarobek. Co zresztą sama przyznała w wywiadzie dla New York Times. Nie podoba się? Sprawdź, czy nie jesteś wyznawcą lub wyznawczynią wolnego rynku. Tylko czemu od razu zakładam, że może się nie podobać? No właśnie, zacznijmy od podstaw. Wyjaśnijmy gwoli formalności, czym jest nowy NPC trend i dlaczego Sinon przyczyniła się do wezbrania ogromnej fali memów.
Nowy NPC
W dużej mierze chodzi o live streamy na TikToku. Ice Cream So Good – to najczęściej powtarzana fraza przez PinkyDoll podczas tego typu aktywności. Kobieta, z pełnym makijażem i wygładzającym filtrem na twarzy, reaguje w ten sposób na gifty, które zostawiają jej użytkownicy. Gdy wypowiada tę frazę, markuje jedzenie lodów w sposób, jakby coś ograniczało jej ruchy. Do tego trzyma zwykle w ręku prostownicę do włosów, w której przypala… ziarna do popcornu. Cała zabawa polega na tym, że udaje NPC. Dla przypomnienia – to non-player character; postać z gier, w którą nie wciela się żaden z graczy. NPC jest raczej ruchomym elementem krajobrazu rozgrywki, zwykle wykonującym zapętlone, mechaniczne ruchy. Na marginesie: warto jednak dodać, że wraz z rozwojem kolejnych tytułów NPC wykazują się coraz większymi zdolnościami i możliwościami. PinkyDoll to jednak ten NPC rodem z serii Grand Theft Auto – robotyczny, sztywny, jakby zahipnotyzowany w falujących ruchach. Jeśli zapytacie, czy stoi za tym coś więcej – przynajmniej na poziomie koncepcji – odpowiedź brzmi oczywiście: nie. Sinon potrafi jednak wykonywać swój mini teatrzyk bardzo długo i reagować bardzo szybko na działania widzów. Skutkuje to absurdalnym, ale jednocześnie dziwnie wciągającym seansem. Czujemy coś z pogranicza uncanny valley; z tym że ten rodzaj odczucia dotyczy niepokoju wywołanego przez robota zbyt podobnego do człowieka. Tu mamy człowieka zbyt podobnego do robota.
Oczywiście fascynacja NPC nie jest niczym nowym. We wrześniu ubiegłego roku opisywałem to zjawisko na łamach newonce w kontekście twórczości popularnych polskich tancerzy działających w sieci pod pseudonimem @loczniki. O ile jednak Loczek i Nicki skupiają się na tworzeniu układów choreograficznych czy wciągających scenek, gdzie z niesamowitą wiernością detalom powielają ruchy stereotypowych NPC-tów i odtwarzają fragmenty gier w rzeczywistości – o tyle aktywność PinkyDoll jawi się czymś niekonceptualnym. Czymś bardziej spontanicznym, jakby przynależnym do nowych zwyczajów. Niczym pochodzącym z nowej kultury z przyszłości. Tak jakby jej zachowanie było immanentną częścią jakiejś części świata, w którym już żyjemy, a której jeszcze nie mieliśmy okazji odkryć.
Zaskoczenie? Niekoniecznie
Zjawisko z pewnością robi też większe wrażenie na odbiorcach z zachodniego kręgu kulturowego. Wszak kraje dalekiej Azji, gdzie live streaming jest sportem dużo bardziej rozwiniętym i pełnym specyficznych nisz, już w przeszłości ściągały uwagę zachodnich mediów swoimi mikrotrendami. Jednym z nich był choćby mukbang, który w Korei Południowej zyskał popularność na początku drugiej dekady tego millennium. Zjawisko polega na tym, że streamer lub streamerka pochłania na żywo przed kamerą ogromne ilości jedzenia, często w sposób do przesady łapczywy. Specjaliści sugerowali różne przyczyny powstania tego rodzaju live’ów. Wskazywali zarówno bogatą historię związaną z koreańską kulturą przyrządzania jedzenia, jak i izolację młodych ludzi w tym kraju, którzy poprzez tak specyficzną ekspresję dawali upust swoim emocjom. Wkrótce okazało się, że ten zaskakujący z polskiej perspektywy trend został zaadaptowany także na całym świecie – mniej więcej w połowie lat 10. Swoje mukbangowe filmy nagrywała choćby popularna amerykańska youtuberka Gibi ASMR, łącząc pożeranie z dźwiękiem binauralnym w celu wywołania – jak sam jej nick wskazuje – wrażenia ASMR.
Czy w tym jest seks?
Jak łatwo się domyślić, podobnie jak w przypadku mukbang, tak i przy nowym tiktokowym trendzie NPC media sugerują, że streamy mogą mieć seksualne podłoże. Nie da się ukryć, że wielu odbiorców w ten sposób interpretuje hipnotyzujące powtarzanie fraz i zachowań przez PinkyDoll czy innych kontynuatorów i kontynuatorki trendu. A warto nadmienić, że jest ich na TikToku sporo, liczbę hashtagów zawierających frazę NPC live stream już można liczyć w milionach. Sama PinkyDoll posiada też konto na OnlyFans, choć jej live’y NPC nie powstają w celach erotycznych. W rzeczonym już wywiadzie wspominała raczej o naśladowaniu postaci z GTA – i w sumie sama nie była pewna, czym właściwie NPC jest.
Są na pewno cyferki
Choć powtarzanie kilku fraz w kółko w jednej manierze wydaje się zadaniem karkołomnym, ludzie, którzy prowadzą streamy w stylu NPC, z pewnością szybko się nimi nie znudzą. Sama PinkyDoll przyznaje, że na jednym streamie udaje jej się zarobić nawet 3 tys. dolarów. Jeśli dorzuci do tej kwoty przychody z Instagrama i OnlyFans, suma zwiększa się do 7 tys. Dla niewtajemniczonych co do tiktokowej monetyzacji, gifty, które otrzymuje osoba streamująca, mają przypisaną wartość punktową w aplikacji. Twórca, po otrzymaniu minimalnie 10 000 punktów, może wypłacać ich ekwiwalent pieniężny, dzieląc się oczywiście prowizją z TikTokiem. W przypadku wymienionych 10 000 jest to w Polsce ok. 480 złotych. PinkyDoll przyznaje więc, że mogłaby tak siedzieć i udawać NPC cały dzień, ale ma małego syna, którym się opiekuje.
Choć ta gwiazda NPC dopiero przykuła szeroką uwagę, jej konto rośnie w niesamowitym tempie. Na tę chwilę na TikToku śledzi ją ponad 800 tys. osób. Jednym z fanów jest m.in. Timbaland, który repostował jej wideo na swoim tiktokowym koncie. PinkyDoll w jednym z ostatnich tiktoków przyznała również, że otrzymuje DM-y od gwiazd rapu dużego formatu, choć nie zdradziła, o kogo chodzi. Zaapelowała także do Cardi B, by ta się do niej zgłosiła, a podczas adresowania tej prośby naśladowała charakterystyczny mruczący zaśpiew raperki.
Naśladowcy, parodyści, intelektualiści
A pamiętajmy, że trend próbują monetynować już setki innych osób. Cherry Crush, twórczyni kontentu, która od jakiegoś czasu również gromadzi tysiące widzów pod swoimi NPC live’ami, określa się nawet mianem Your very own AI Tamagotchi. Ale trend kontynuuje też japoński twórca Satoyu727 z prawie 3 milionami followersów na koncie. Do viralowych streamów PinkyDoll odniósł się też w żartobliwy sposób protoplasta wykorzystywania efektu Auto-Tune w rapie – T-Pain. Raper sam spróbował swoich sił, udając NPC na TikToku.
Jak wszystko, co absurdalne i super popularne, trend doczekał się już różnych wariacji, a nawet intelektualnych interpretacji, pobudzając zbiorową kreatywność. Gdzieniegdzie pojawiały się NPC-towe wersje pracowników korporacyjnych a’la PinkyDoll. Na Twitterze zaś specjalistka od technologii o nicku Sophie zdobyła ponad 21 tys. lajków pod wpisem nawiązującym do akademickiego języka, ale z wykorzystaniem śmiesznych, mantrycznych fraz z live’ów NPC.
Jestem zażenowany, że jestem człowiekiem – piszą niektórzy komentujący pod kompilacjami NPC na YouTube’ie. W tonie alarmistycznym o nowej modzie wypowiadają się też rodzime media. Wprost informuje o zjawisku tak, jakby chronił czytelników przed złowrogim szaleństwem, przestrzegając przed jego seksualizacyjnym charakterem.
Wydaje się jednak, że ciężko doszukiwać się w tym zjawisku poważniejszych zagrożeń. Przynajmniej na tę chwilę. Bo o ile choćby mukbang budził kontrowersje ze względu na konsekwencje zdrowotne związane z szybkim pochłanianiem dużych ilości jedzenia – tutaj mamy, może i wyglądającą na absurdalną i dystopijną, ale jednak hipnotyzującą zabawę. Satysfakcjonujący odpowiednik przebijania pęcherzyków w folii bąbelkowej, tylko w relacji międzyludzkiej. Coś, co wygląda na to, że przeminie tak szybko, jak się pojawiło. I za jakiś czas będzie wspominane jako jeden z zaskakujących skutków ubocznych livestreamingu. Cały viral śmieszno-niezdarnie, lecz zarazem błyskotliwie podsumowała zresztą jedna z popularniejszych polskich shitposterek na Instagramie, @dziewczyna7. Tym, którzy dziwią się, jak Ice Cream So Good stało się tak popularne, przypomniała, że frazy typu skubiduba (w domyśle — śpiewanie scatem) stały się jazzowym kanonem.
Jedno jest pewne. Patrząc na to, jaką NPC robi dziś karierę w młodzieżowym języku jako obelga i jak bardzo inspiruje sieciowych twórców — można pokusić się o przewrotną puentę. Oto statyści na przestrzeni ostatnich dwóch lat zaczęli odgrywać główne role.
