Premier League TOP 5: pechowi „samobójcy”, czyli o tych, którzy często strzelali do niewłaściwej bramki

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Jamie Carragher
Fot. Ben Radford / Allsport

Tym razem w cyklu Premier League TOP 5 przyszedł czas na tych piłkarzy, którzy wyjątkowo często mylili, do której bramki mają strzelać.

Samobójczy gol to jedno z najbardziej przykrych uczuć na boisku piłkarskim. Z drugiej strony rzadko dochodzi do sytuacji śmieszniejszych dla postronnego widza. Nieraz to kwestia zwykłego pecha, koślawego wybicia, czy tak niefortunnego wyprzedzenia napastnika, że dokłada się buta i myli swojego bramkarza. Są jednak tacy, którzy uczynili z tego "sztukę". W ostatnim zestawieniu Premier League TOP 5 przed powrotem ligi będzie właśnie o "samobójcach", którzy trafiali do własnej bramki wyjątkowo często.

W samym tym sezonie mieliśmy 24 gole samobójcze w Premier League. Najczęściej zdarzało się to graczom Chelsea, Brighton oraz Watfordu - po trzy razy. Wśród aktywnych graczy przodują Phil Jagielka z sześcioma, Scott Dann z pięcioma oraz Lewis Dunk i Ben Mee z czterema samobójami w karierze. Ryan Shawcross też ma sześć, jednak jego Stoke gra w Championship. Ale piątka, która znalazła się na naszej liście nie ma sobie równych i przebija jednak ilość z tego sezonu.

1
Titus Bramble

Anglik zapakował w Premier League cztery samobóje i jest na liście wszech czasów kilku zawodników, którzy mają ich więcej, ale Bramble wyróżnia się tym, że strzelał do własnej bramki w barwach trzech różnych klubów - Newcastle, Wigan oraz Sunderlandu.

Był nawet moment, w którym nie kojarzono go z niczym innym jak z wpadkami. Kiedy spróbujesz wyszukać coś o Bramble'u w YouTube, jednym z najwyżej polecanych filmików będzie ten pod tytułem "Shit Footballers - Titus Bramble". Anglik regularnie pojawia się w zestawieniach najgorszych stoperów w historii Premier League, choć łącznie wystąpił w niej 292 razy. To bardzo dużo jak na kogoś, kto regularnie był wyśmiewany.

Najlepszy czas Bramble przeżywał w Wigan, gdzie występował od 2007 do 2009 roku. W sezonie 2008/09 został nawet uznany piłkarzem roku w klubie zarówno przez fanów, jak i kolegów z szatni. Później jednak przeszedł do Sunderlandu i to w tym klubie w sezonie 2012/13 zapakował ostatniego samobója w karierze w Premier League. Miało to miejsce w przegranym 0:1 spotkaniu z Manchesterem United.

2
Frank Sinclair

Zanim inni uczynili z samobójów sztukę w XXI wieku, królował pod tym względem Frank Sinclair. Reprezentant Jamajki uzbierał w Premier League blisko 300 meczów i w nich strzelał do własnej bramki sześć razy.

Sinclair zaczynał w Chelsea jako obiecujący obrońca i w sezonie 1992/93 był nawet piłkarzem roku w klubie. Stopniowo budował swoją pozycję i do odejścia w 1998 roku był dość pewnym punktem drużyny. Kiedy opuszczał The Blues miał na koncie trzy trafienia samobójcze i siedem tych właściwych. Ale to w nowym klubie, Leicester City, przylgnęła do niego łatka człowieka, który pokonuje swojego bramkarza.

Zaczęło się od roku 1999 i dwóch z rzędu weekendów, w których Sinclair ładował samobója. Najpierw w pierwszej kolejce przeciwko Arsenalowi Lisy remisowały 1:1, ale wtedy Jamajczyk w doliczonym czasie wbił piłkę głową do własnej siatki. Minął tydzień, a Leicester tym razem mierzyło się z Chelsea i sytuacja była bardzo podobna. Po bramce Muzzy'ego Izzeta z rzutu karnego w 90. minucie Lisy wyszły na prowadzenie, jednak na ich nieszczęście zostało jeszcze tyle czasu, by Sinclair zdołał powtórzyć swój "wyczyn".

Od tego czasu w tabloidach pisano o nim "Frank The Plank", czyli najogólniej mówiąc deska, kawałek drewna. Gdyby dziś zapytać przeciętnego kibica Leicester o Sinclaira to prędzej niż dobre momenty, jak awans do Premier League w 2003 roku czy te udane spośród 178 występów w barwach klubu, wymieniłby skojarzenia z wpadkami.

W barwach Leicester obrońca z Jamajki dorzucił jeszcze swojaka w Premier League w sezonie 2001/02. Tym razem do wagi bramki doszedł jeszcze jej aspekt komediowy. W starciu z Middlesbrough Sinclair nie zauważył, że bramkarz Ian Walker nie patrzy w jego stronę i z około 40 metrów podał w jego kierunku. Gdy ten się zorientował było już za późno. Piłka wtoczyła się do siatki i skończyło się 0:1. Całokształt artystyczny musiał więc sprawić, że dawny gracz Chelsea i Leicester melduje się u nas na czwartym miejscu.

Poza Sinclairem sześć samobójów w Premier League strzelili jeszcze wspomniani Jagielka i Shawcross oraz Wes Brown.

3
Martin Skrtel

Z Martinem Skrtelem było nieraz jak z tym pudełkiem czekoladek u Forresta Gumpa. Nigdy nie wiedziałeś, na co trafisz. Były takie mecze, w których Słowak górował we własnym polu karnym i był jak ściana. Później jednak przychodziły kolejne, w których pracował na bogatą kompilację boiskowych wpadek. Gdyby taka powstała na podstawie jego gry w Premier League, nie sposób byłoby pominąć siedmiu samobójów.

Najbardziej pamiętnym sezonem Skrtela był 2013/14, zapamiętany przez poślizgnięcie się Stevena Gerrarda. W nim Słowak był groźny pod obiema bramkami. Strzelił wtedy siedem właściwych goli i aż cztery samobójcze. Swojaki pakował z Hull City (1:3), West Hamem (4:1), Swansea (4:3) oraz Newcastle (2:1). Nie były więc przesadnie bolesne i kosztowne. Ale miewał i takie. W 2010 roku z Tottenhamem najpierw trafił do tej bramki, do której trzeba, a w drugiej połowie już do swojej, czym dał Spurs wyrównanie. Ci rzucili się na Liverpool i w końcówce wygrali mecz. Dwa lata później jego samobój pogrążył The Reds z Fulham. W końcu w 2016 roku strzelił samobója z Newcastle przy stanie 0:0 i jego zespół znów przegrał. Kilka miesięcy później Jurgen Klopp sprzedał go do Fenerbahce.

Sezon 13/14 był dla Skrtela wyjątkowy, bo w żadnym innym nie przekraczał liczby jednego samobója. Cztery z tamtych rozgrywek sprawiają jednak, że Słowak jest pod tym względem na niechlubnym podium w dziejach Premier League.

4
Jamie Carragher

Przez kilka lat Jamie Carragher tworzył duet stoperów ze Skrtelem, ale on na swój dorobek samobójczy pracował już dużo wcześniej. Ostatecznie karierę w Premier League kończył z siedmioma takimi trafieniami - podobnie jak Słowak. Liverpool jest więc na tej liście mocno reprezentowany.

Dziś Carragher to ceniony ekspert, dobrze wypadający w studiu, jak i jako komentator, a w przeszłości lider defensywy The Reds. Mimo tego z 737 występów w barwach tego klubu mocno pamięta mu się te momenty, w których popełniał błędy albo trafiał nie do tej bramki co trzeba.

Najsłynniejszy tak pechowy mecz przytrafił mu się w sezonie 1999/2000. Wówczas na Anfield przyjechał Manchester United i po pasjonującym starciu wygrał 3:2. Antybohaterem został jednak Carra, który strzelił dwa samobóje. Wcześniej miał dwa strzelone w sezonie 98/99 i przylgnęła do niego taka łatka. Po spotkaniu z MU menedżer Gerard Houllier uznał, że nie będzie go już dłużej wystawiał na środku obrony, bo to tylko proszenie się o kłopoty. Anglik dograł więc sezon na prawej stronie i już swojaków nie zbierał. Właściwie to miał czystą kartotekę przez dłuższy czas.

Carragher pod tym względem w Premier League "przełamał się" dopiero w sezonie 2008/09. Po drodze miał wprawdzie samobójczego gola w finale FA Cup 2006, którego Liverpool wygrał po karnych, ale w lidze uchował się bez takiego pecha przez ponad dziewięć lat. The Reds grali wtedy z Tottenhamem i przegrali 1:2. Samobój Carraghera nr 6 przyszedł niedługo później w zremisowanym 2:2 meczu z Hull City. Siódmy to już październik 2010 roku i spotkanie z Blackburn (2:1).

Pech legendy Liverpoolu jest tym większy, że siedem swojaków w Premier League wygląda kiepsko na tle ledwie trzech trafień do dobrej bramki. Do dziś zdarza się, że Gary Neville w Sky Sports docina mu, że ma dziesięć goli w lidze, z czego siedem tych niechcianych.

5
Richard Dunne

Pół-człowiek, pół-samobój. Koronę zgarnia Richard Dunne ze swoimi bezkonkurencyjnymi dziesięcioma trafieniami do własnej siatki w Premier League. A jeszcze jakby tego było mało, Irlandczyk jest współrekordzistą w liczbie czerwonych kartek w Premier League. Obejrzał ich osiem.

Dunne większość kariery spędził w Manchesterze City, gdzie występował od 2000 do 2009 roku. Przychodził z Evertonu, którego jest wychowankiem i w barwach tego klubu nie zdarzyło mu się strzelić samobójczego gola. Dopiero w City się rozbujał. Zaczęło mu się to przytrafiać w meczach z dużymi klubami, dlatego szybko wryło się to do świadomości ogółu kibicowskiego Premier League. Dunne strzelał samobóje z Manchesterem United oraz Chelsea i trafił na nagłówki. W City uzbierał ich sześć. Później pech towarzyszył mu również po przenosinach do Aston Villi, gdzie dołożył jeszcze trzy swojaki.

Dunne kończył karierę po sezonie 2014/15 i w nim jeszcze strzelił ostatniego samobója w Premier League dla QPR. Działo się to w meczu z Liverpoolem, którego The Reds wygrali 3:2, a londyńczycy strzelili do swojej bramki dwa razy.

Łącznie Irlandczyk wystąpił w Premier League 432 razy i zdobył tyle samo właściwych bramek, co swojaków. Można raczej zakładać, że miano "samobójczego króla strzelców" zachowa na długi czas. Dunk czy Mee musieliby przyspieszyć gonitwę, bo Jagielka już powoli kończy karierę i czterech swojaków nie uzbiera.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Futbol angielski i amerykański wyznaczają mu rytm przez cały rok. Na co dzień komentator spotkań Premier League w Viaplay. Pasję do jajowatej piłki spełnia w podcaście NFL Po Godzinach.