Druga dekada XXI wieku w wielu kwestiach przywodzi na myśl lata 60. – rządy wielu krajów znów są trzymane żelazną ręką, nastoje społeczne często się radykalizują, a zwykli ludzie szukają zagubionej duchowości – w jodze, diecie, muzyce i…psychodelikach.
Pośród tych ludzi jest też wielu raperów i wychodzi na to, że nigdy wcześniej środowisko hiphopowe nie mówiło tak otwarcie o swojej słabości do papierów i grzybków.
Rzadko się zdarza, żeby dealerzy do sprzedawanych narkotyków dołączali instrukcje obsługi. Wszystkim pogubionym w szerokim asortymencie psychoaktywnych substancji z pomocną ręką przyszedł swego czasu jeden z czołowych konsumentów psychodelików w rap grze. Bo gdyby obowiązujące farmaceutów przepisy dotyczyły także osiedlowych sprzedawców, to przy każdym zakupie towaru moglibyśmy usłyszeć znaną skądinąd frazę: przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmacuetą Kidem Cudim.
I choć Cudder nie jest pierwszym grzybiarzem na rap scenie, bo o intrygujących własnościach wypełniającej halucynki psylocybiny nawijali już wcześniej Xzibit czy Eminem, to w dużym stopniu za ich sprawą możemy – słuchając jego muzyki – wybrać się w kosmos nie wychodząc z domu. Pomimo tego, że w tekstach swoje trippy wspomina rzadko, Cudder należy do najlepiej rozpoznawalnych rzeczników prasowych magicznych grzybków.
Pośród popularnych w rapie psychodelików pierwsze miejsce – do spółki ze shroomsami – zajmuje natomiast LSD, a jednym z jego najbardziej oddanych konsumentów był swego czasu Chance the Rapper. Autor inspirowanego gospelem tejpu Coloring Book swój pierwszy projekt stworzył na owej przymusowej przerwie od nauki, a zaraz po mixtapie 10 Day nagrał… Acid Rap. Ten wydany własnym sumptem krążek to tak naprawdę opowiedziana w formie freestyle’u podróż po kwasie. Chance tripując chwytał co rusz za mikrofon i nagrywał, a zarejestrowane w ten sposób wersy złożył później w całość. I tak powstał jeden z najbardziej rozpoznawalnych rapowych albumów przesiąknietych LSD.
Kolejnym ważnym łącznikiem w niedawnych relacjach rapu z trudnym dzieckiem doktora Alberta Hoffmana jest numer A$AP Rocky’ego o nietrudnej do rozszyfrowania nazwie L$D. Inspirowany filmem Gaspara Noé Wkraczając w pustkę ruchomy obrazek towarzyszący temu trackowi w krótkim czasie zdobył wiele wyświetleń i fanów. I jest to chyba jedna z ciekawszych wizualizacji tripu po kwasie w historii hip-hopu.
I choć w owej współczesnej erze wodnika zasiedlanej przez coraz liczniejsze tabuny ponad subkulturowych, postinternetowych hipisów, o miłości do psylocybiny czy dietyloamidu kwasu lizergowego mówi się dziś dużo bardziej otwarcie niż kiedykolwiek wcześniej, to wiele dawnych projektów rapowych, które poruszały się po granicach eksperymentu i awangardy, zdaje się być podlane owym kwasikiem i magią roślinnej psychodelii. Przejarane, pluszowe alter-ego Madliba – Quasimoto już wcześniej wspominał bowiem o tym, że do grzybów ma pewną słabość, reprezentanci wyprzedzającej swoje czasy oficyny Definitive Jux i zamaskowany renegat środowiska MF DOOM, wszyscy właściwie nieraz mówili w wywiadach, że granice swojej świadomości poszerzali również przy pomocy niewielkich kartoników i malutkich grzybków, a jeden z największych schizofreników w historii hip-hopu, MC znany najlepiej jako Kool Keith, nigdy nie dzielił narkotyków na miękkie i twarde, przyspieszające i uspokajające, psychodeliczne, bo pobudzał swoją kreatywność wszystkim, na czym mógł położyć swoje niespokojne rączki.
Komentarze 0