Nie ma bardziej memogennego rapera niż ten wspomniany w tytule. Czy łamiący stylistyczne granice artysta z Houston jest tak zły jak powiadają?
W 2020 rapowa memoza to nawet nie poboczny nurt hip-hopu, ale jego mainstream. Sukcesy ludzi takich jak 6ix9ine czy Lil Tecca pokazują, że viralowość jest najskuteczniejszą drogą do sławy. Czy długotrwałej? To raczej wątpliwe, ale chętnych na pięć, dziesięć, a w najszczęśliwszych przypadkach nawet piętnaście minut rozgłosu nie brakuje.
Było trochę pionierów rapowych memów, z Lil B na czele. Ale jest też postać ze wszech miar wyjątkowa, człowiek, którego muzyka kipi od autentyczności i potrzeby ekspresji. Przez wielu uznawany za najgorszego rapera świata, Viper robił furorę już od początku tej dekady, kiedy internet na dobre zachłysnął się albumem You'll Cowards Don't Even Smoke Crack wydanym w 2008 roku. Płodny ponad kruche ograniczenia rozumu, eksperymentujący bez świadomości – oto on.
Można powiedzieć, że stylistyka chopped’n’screw z rodzinnego miasta Vipera miała na niego spory wpływ. Houston słynie z narkotycznego charakteru muzyki (słychać to choćby u Travisa Scotta) ale Viper wynosi to na nowy poziom. Jego bity są rzadko kiedy podobne do czegokolwiek innego, a większość produkuje sam. Taniość tej produkcji jest przeurocza i prowadzi do ciekawych efektów, którymi można się cieszyć zupełnie nieironicznie – czasami brzmi to, jakby ktoś utrapowił muzykę z Simsów, w innych momentach słychać protoplastę Pi'erre’a Bourne. Wydawnictwa takie jak My Yellow Girlfriend to już kompletny odlot, który ma wiele wspólnego z ambientem czy vaporwavem. Jak bardzo świadome są to zabiegi, czort jeden wie i to chyba część zabawy. Podróż przez dyskografię tego artysty to nie lada doświadczenie, bo nigdy nie wiadomo, co czai się za rogiem. A skoro o nagrywaniu mowa…
Nie tylko Krzysztof Krawczyk swoją dyskografię liczy w trzech cyfrach – Viper też wleciał w rejestry ponad stu albumów i mixtape’ów. Co prawda sporo z własnej muzyki poddaje mniej lub bardziej kreatywnemu recyklingowi, zwalniając, przyspieszając, tnąc, a czasami po prostu wrzucając ją raz jeszcze pod inną nazwą. Warto zauważyć, że raper jest totalnym muzycznym hustlerem, który korzysta z internetowych narzędzi aż do granic absurdu. Jego artworki i teledyski – najczęściej tworzone z pomocą rodziny, znajomych i ludzi z Craigslist – podbijają serce urokiem naturszczyka, a czasem niezamierzonym komizmem. Zresztą ciężko z niego szydzić, bo muzyka bywa przyjemna, a całość ma naprawdę szczery, autentyczny, choć niejednokrotnie absurdalny charakter.
Viper otwarcie mówi o swojej historii z 5-9 Piru (odłam należący do Bloodsów), a wspomniane You'll Cowards Don't Even Smoke Crack było inspirowane testowaniem towaru na sprzedaż. Przez dziwaczne flow i dość eksperymentalne zabiegi brzmieniowe ciężko uznać, że raper gloryfikuje gangsterskie życie, choć bardzo często mówi bez ogródek o dość crime'owych sytuacjach (chyba że I Sell Dope Boy to metafora). Nic dziwnego, staż w gangu zaprowadził go do więzienia, gdzie zresztą napisał wiele ze swoich utworów.
Viper nie przestaje zaskakiwać – a to zapuści się w rejony odjechanej muzyki klubowej inspirowanej jungle i trance'm (F**k Earth Im Gon Wage An Interstella War, F**k Rap Im Progressive Trance Now – szczególnie ten ostatni utwór jest naprawdę dobry, poza przypałowo zmiksowanym wokalem), a to poruszy temat epidemii coronavirusa (I Did Tha Wuhan Coronavirus Outbreak). Roztańczony przed green screenem, na którym prezentuje się internetowy śmietnik i obrazki z tak odległych krain jak anime i ataki terrorystyczne z 2001 roku, cały czas wypuszcza nowe utwory. Nie sposób zauważyć, że w 2020 jest trochę bardziej samoświadomy, co może tłumaczyć jego ostatnie wycieczki stylistyczne.